Czuł jej szczery uśmiech, delikatnie unoszące się kąciki ust i skrzące radością jasnofioletowe tęczówki. W tamtym momencie był bezbronny, nie potrafił jej ochronić, ani nikogo innego. Wtedy to on potrzebował pomocy, gdyby nie oddała mu swego bijącego radością serca, byłby smutnym wspomnieniem, o którym być może już każdy by zapomniał. Ale to dzięki niej nie boi się spojrzeć w szkarłatno-krwiste oczy śmierci, bo wie co go czeka i nie ma gorszego cierpienia niż tamto, gdzie po raz pierwszy chciał płakać z bólu. Nigdy jej nie zapomnij, na zawsze - aż po wsze czasy będzie fragmentem jego pamięci. A nawet kiedy ich serce wyda ostatnie uderzenie, w jego umyśle będzie rozbrzmiewało melodyjne imię różowowłosej Fumiki.
Uśmiechnął się widząc zdeterminowaną Lucy, nawet taka wydawała się piękna. W czekoladowych tęczówkach dostrzegał chęć walki, i mimo iż blond pasma posklejane były brudną krwią, a jasna, delikatna skóra odrapana tysiącami ran i siniaków, ona wciąż walczyła o wolność, chcąc znów zobaczyć przyjaciół. Oparł się o ścianę, powoli zjeżdżając w dół. Ból dosięgał każdej części jego ciała, przez co opadł na ziemię opierając ręce o zgięte kolana.
Lucy widząc to podbiegła szybko do chłopaka, osłaniając go własnym ciałem. Lekko zdziwiony podniósł głowę obserwując ukochaną, jej blond włosy opadały luźno na plecy zasłaniając rany. Wypuścił ciężko powietrze z ust próbując nabrać kolejną jego chłodną a równocześnie ciepłą porcję.
- Lucy? - Zadał ciche, a nawet niesłyszalne pytanie.
- Nie skrzywdzisz go. - Wyszeptała zaciskając mocniej pięści, spoglądając na zakrwawioną, spękaną podłogę. W jednym momencie podniosła impulsywnie głowę, wściekłym wzrokiem mierząc Kuro. - Nie dotkniesz go już nigdy więcej!
Chłopak słysząc to wygiął kąciki ust w uśmiechu.
Znienawidziłabyś mnie gdybym powiedział ci całą prawdę...
- Odsuń się od niego, nie mam zamiaru cię zabijać.
Zacisnęła mocno zęby chwytając za bat, mierzyła wrogim wzrokiem niebieskookiego chcąc wykończyć go samym spojrzeniem. Przyparła mocno nogi do podłoża przypominając sobie tą straszliwą bliznę ukochanego. Musi kryć coś tak ohydnego, dlatego ona nie pozwoli żeby w jego umyśle znów wyryły się tak straszne wspomnienia, wręcz przeciwnie - chce stworzyć wraz z nim nowe, szczęśliwe, wywołujące szczery uśmiech. Już nigdy więcej nie będzie błagał o śmierć, nie ważne czy jest człowiekiem czy potworem. Wciąż jest, był i będzie tym Natsu którego kocha, a ta prawda nigdy się nie zmieni.
- Nie! Ty nic nie rozumiesz. On wycierpiał już wystarczająco dużo jak na tak młody wiek. Samotność, odrzucenie, łzy, strach, ból, tortury, rezygnacja, śmierć. Nie chcę by znów musiał to znosić, a ty myślisz jedynie o sobie przez te powalone poglądy o równowadze! Nie chcę żeby znów musiał umierać tą bolesną śmiercią! Nie wstyd ci? Gdzie twoja duma? On nie może już nawet stać, jest cały zakrwawiony, oczy same mu się zamykają, jego ciało za niedługo nie wytrzyma...a ty? Jesteś egoistą i to ty powinieneś umrzeć.
Oboje słysząc to otworzyli szerzej oczy nie wierząc w to co wypowiedziały jej zaróżowione, drżące usta. Dragneel uśmiechnął się delikatnie biorąc głęboki wdech, te słowa były naprawdę piękne, ale nie pozwoli aby poświęcała dla niego życie. Złociste płomienie otoczyły jego ciało, przez co rany znikały z jego ciała, a siły wracały - za pewną ceną. Jego uśmiech był w tym momencie taki psychopatyczny, ale pewny siebie. Już i tak było mu wszystko jedno.
- Starczy, chcesz mnie zabić? - Heartfilia spojrzała na niego zdziwiona, on naprawdę wstał i nie miał na sobie żadnych ran. Nie, nie, nie! Miała go pilnować, aby nie używał tego zaklęcia, które stopniowo i boleśnie go zabija. A ten idiota bez wahania zagoił nawet najpłytsze przecięcia tylko po to żeby móc ją chronić i otrzymać nowe obrażenia! Jej wzrok w tym momencie okazywał strach, urazę i przerażenie. Podszedł do Kuro chwytając go za bluzkę i przyciągnął do siebie tak, że ich twarze dzieliły nikłe centymetry. - To spróbuj.
Rzucił nim o ziemię pokrywając swoje dłonie gorącym, smoczym ogniem. Podszedł do planszy z pionkami spalając wszystkie oprócz czerwonego smoka i niebieskiego króla. Wypalił na polu gry znak Fairy Tail.
- Teraz pogramy według moich zasad. - Zaśmiał się widząc w tej sytuacji zabawę i koniec. To wszystko po prostu zaczęło go bawić, to czym jest jego życie, świadomość kim jest on sam. Doragon wstał rozpalając lazurowe płomienie, których mocy Smoczy Zabójca zdążył już doświadczyć. Stanęli na przeciwko siebie gotowi do walki na śmierć i życie, tylko że tym razem role się odwróciły. Kto wygra? Ten, który jest wytworem potwora czy ten który nawiązał z nim pakt?
Oboje odbili się od ziemi tworząc w niej spore wgniecenie, a ich pięści spotkały się w cios za ciosem dodając obrażeń, zadając cierpienia i bólu. Salamander kopnął przeciwnika w żuchwę, przez co ten przechylił się w tył prawie upadając na ziemię, jednak różowowłosy wcisnął swoją pięść w jego brzuch sprawiając że wypluł krew lecąc na pobliską ścianę. Nim zdążył mieć spotkanie z twardym murem poczuł szarpnięcie za włosy, kiedy nagle jego ciało zderzało się z brudną glebą. Dlaczego nie mógł go zranić? Był za szybki, silniejszy niż wcześniej, jakby coś się w nim zmieniło. To była jego prawdziwa moc? Odwrócił się spokojnie do wroga mierząc go rozbawionym spojrzeniem. Podszedł do niebieskookiego łapiąc za bluzkę, podniósł do góry podpalając skórę, mimo wszystko tylko trochę go to piekło, w końcu sam był w pewnym sensie magiem ognia. Dragneel prychnął pod nosem sprzedając mu kopa kolanem w żebra, dzięki czemu usłyszał znany dźwięk łamanych kości. Ścisnął szyję Kuro wbijając palce w krtań, ślina wyciekła z jego ust po paru sekundach mieszając się z krwią. Przygwoździł go do ściany całkowicie pozbawiając dostępu do powietrza, nieudolnie chwycił rękę Smoczego Zabójcy, chcąc aby rozluźnił uścisk, jednak wszystko na próżno.
- Co jest? Teraz nie jest zabawnie? - Zapytał wciąż się śmiejąc. - Poczekaj, sprawię, że będzie śmieszniej. - Całe jego ciało stanęło w szkarłatno-krwistych płomieniach, które normalnego człowieka już dawno paliłyby żywcem wywołując krzyk podrażnionego dymem gardła, a każdy mięsień napinałby się pod poczuciem żaru. Cisnął brązowowłosym w powietrze czekając na odpowiedni moment, aby zebrany w ustach płomień mógł wyrządzić jego przeciwnikowi bolesną krzywdę. Dokładnie tak samo jak jemu ostatnio.
- Ryk Ognistego Smoka!
Kuro czuł jak na jego skórze pozostają wypalone rany, a on nie jest w stanie nic zdziałać, jest bezbronny zupełnie jakby chciał mu przywrócić wspomnienia z upokarzającej przeszłości. Czy Acnologia nie obiecał mu potężnej mocy, aby mógł stać się królem?! Kolejny cios zadany w jego plecy z niewyobrażalną siłą. Czy on w ogóle mógł z nim konkurować?
Lucy stała chcąc ruszyć do walki, ale jak? Jak miała przebić się przez tą barierę śmiertelnych ataków? Czy Natsu naprawdę dobrze się bawił zadając ból? Nie chciała w to wierzyć, przecież był dobrą osobą. Nie był potworem. Prawda?
On jest jak sadysta, psychopata chcący "dobrze się zabawić" ze swoimi ofiarami - te słowa krążyły w okół jej głowy, zupełnie jak nieznośna mantra. Czyli to co mówił mistrz było niczym innym jak prawdą. Jednak ona w niego wierzy i co by się nie działo wciąż pozostanie sobą, prawda?
- Już wiesz jakie to uczucie być poniżonym? - Zapytał cicho przypominając sobie bolesną śmierć, właśnie w taki sposób umarł, klęcząc poniżony. - Boli prawda? Właśnie w taki sposób umarłem, myślisz że chciałbym zakończyć wszystko w ten sam sposób? Dlatego walczę, już nigdy więcej.
Jego głos drżał od szlochu a mięśnie napinały się pod uciskiem pięści, gdzie paznokcie boleśnie wbijały się w jego krwawiącą skórę. Kuro nawet się nie ruszał a ze smutkiem słuchał wszystkich słów Smoczego Zabójcy. Dopiero teraz dostrzegał co tak naprawdę usiłował zrobić, kim był, kim się stał.
- Nigdy...nie chcę tak cierpieć! - Wykrzyczał a przed oczyma Doragona spadło kilka słonych kropel wydobywających się spod zamkniętych powiek chłopaka. Oczy brązowowłosego rozszerzyły się słysząc wypełnione błaganiem, cierpieniem, płaczem słowa. Zacisnął usta w wąską linię, po paru sekundach czując rozluźnienie spowodowane zdjęciem nogi różowowłosego. Powoli się podniósł nawet nie chcąc patrzeć na smutną twarz Salamandra.
- Cierpiałeś a mimo to pasuje ci ten świat? Bronisz ludzi, którzy sprawili ci tyle cierpienia? - Zapytał cicho obserwując zakrwawioną, brudną podłogę.
- Jestem potworem, ale są ludzie, którzy akceptują moje istnienie i traktują jak rodzinę, są to ludzie których kocham i pragnę chronić. - Na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech, oczy płakały a usta się śmiały, to było nieprawdopodobne, by dostrzegać dobro i zło, nawet nie wiedząc kim się jest. - Lubię patrzeć jak się śmieją, cieszą życiem nawet jeśli moje powoli się kończy. Ten świat nie jest taki zły jak myślisz, jest wypełniony piękną magią, która pozwoliła nawet na moją radość. Uwierzyłbyś że kwiat nie spłonie od ognia? - Lucy nie mogła powstrzymać łez, te słowa wypełnione były troską, uczuciem, tęsknotą prawdy. Jednakże błyszczące krople jakie nawilżały jej policzki symbolizowały radość, spoglądała spod mokrych rzęs na osobę, którą pokochała od pierwszego momentu. Od tamtego czasu, kiedy jedynie na siebie spojrzeli, ale jego wzrok był przyjemnie ciepły, oddający żar serca. Przyłożyła dłoń do miejsca gdzie wyczuwała bicie życia, po czym uśmiechnęła się delikatnie mówiąc w duszy. - Pozostałeś sobą, dziękuję.
- Jesteśmy wrogami, przestań mówić takie rzeczy! - Nie chciał go zabijać, znał zbyt dobrze ten ból co on, aby pozwolić by czuł go jeszcze raz. Zacisnął dłonie w pięści, czując jak po jego policzku spada pojedyncza łza, dlaczego on płakał? Kim był ten chłopak stojący przed nim? W jeden chwili wydaję się przerażającym mordercą, a w drugiej jest najdroższym przyjacielem. Różowowłosy wyciągnął w jego stronę dłoń w geście uściśnięcia.
- Nie możemy tego skończyć i zostać przyjaciółmi? - Zapytał z szerokim uśmiechem ukazującym jego białe uzębienie. Kuro spoglądał na to zdziwiony, on naprawdę po tym wszystkim chciał zostać jego przyjacielem? Jednak nie mógł, miał pakt z Acnologią, musi go zabić żeby samemu przeżyć. Podniósł nogę wbijając ją w brzuch chłopaka, przez co ten zgiął się w pół trzymając za obolałe miejsce, nim zdążył się podnieść oberwał pięścią w policzek czując ból na kości policzkowej. Zasłonił swoją twarz krzyżując tuż przed nią ręce, a płonąca pięść niebieskookiego uderzyła w jego obronę, sprawiając że w owym miejscu zaczął tworzyć się ciemnofioletowy siniak. Zamknął na parę sekund oczy, pozwalając aby zagojone złotym płomieniem rany na powrót oszpeciły jego ciało. Gorąca krew spływała po poranionej posturze, dodając glebie kolejnej porcji szkarłatu. Stanął przed zdziwionym przeciwnikiem ocierając ciemnoczerwony płyn z brody. - Teraz jest sprawiedliwe.
Wyszeptał czując palenie w gardle, podrażniające jego struny głosowe. Prawdopodobnie miał pękniętą kość w ręce i skręconą kostkę, ale w walce nikt nie zwraca uwagi na stan swojego wroga, ważna jest wygrana i przeżycie.
Heartfilia widząc to prawie gotowała się ze złości i strachu. Co on najlepszego zrobił?! Przywrócił wszystkie swoje rany, przecież jego ciało nie wytrzyma czegoś takiego, widziała jak ledwo stał na nogach, który stopniowo załamywały się pod ciężarem ciała, jak jego podkrążone oczy powoli się zamykają chcąc odpłynąć w odprężający sen, jak jego postura drży tracąc co raz więcej krwi. Zobaczyła kątem oka błyszczący, srebrny miecz prawdopodobnie należący do Army, bez wahania podniosła go mocno ściskając w dłoniach.
- Idamara wiem, że możesz coś w nim ulepszyć. - Wyszeptała prośbę.
- Chyba mnie nie doceniasz. - Usłyszała udawano obrażony głos Diamentowego Ducha, ostrze otoczyła przezroczysto-gwiezdna poświata, błyszcząca jak ciała niebieskie na nocnym nieboskłonie. Powierzchnie broni pokrył chwilowy blask, oplątując go czarnymi znakami wyglądem przypominającymi wijące się ku górze przepiękne pnącze kwiatów. Dziewczyna ścisnęła mocniej rękojeść, a kruczoczarne znaki rozświetliły się na złoto, zupełnie jak jej klucze podczas wywoływania duchów. Widziała jak Kuro chce zadać Dragneelowi kolejny cios, przed którym prawdopodobnie nie będzie miał siły się obronić. Ruszyła jak najszybciej z miejsca stając przed różowowłosym, broniąc go przed atakiem a płonący miecz Doragona został zwyczajnie przecięty na pół. To była jej moc.
- Natsu...dlaczego, dlaczego?! - Widząc to stracił nerwy, to wszystko ma być zupełnie na odwrót! To on będzie ją chronił, choćby miał jeszcze raz zginąć.
- Złaź mi z drogi! - Wykrzyknął zaciskając dłonie w pięści.
- Wiedziałeś, bardzo dobrze wiedziałeś że twoje ciało nie wytrzyma takiego obciążenia. A jednak wciąż walczyłeś?! Jesteś głupi! Jak chcesz mnie chronić umierając?! - Rozluźnił uścisk uchylając delikatnie usta, ona miała całkowitą rację. Zacisnął wargi w wąską linię, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jest arogancki i samolubny, gdyby zależało mu na innych nie miałby gdzieś głęboko w poważaniu swojego życia, a robiłby wszystko by przeżyć.
- Cholera! - Krzyknął przesuwając dziewczyną na bok i wbijając swoją pięść w kość policzkową wroga, tak że ten przeharatał plecami po ziemie w końcu zderzając się ze stołem. - Nienawidzę, nienawidzę. - Jego ciało pokryło się płomieniami wywołującymi poczucie bezpieczeństwa i przyjemnego ciepła. - Kiedy masz rację! - Krzyknął dając się ponieść najsilniejszym emocjom. Jego moc dosłownie wybuchła z ciała uwalniając jego ukrytą magię. Ziemia dookoła niego dosłownie rozpadła się na małe kawałeczki niczym porcelana, a ciało pokryły smocze łuski, wykorzystując pozostałą siłę. Ta moc była zupełnie jak smoka, nie czegoś więcej...króla Ognia, to był ten sam ogień.
- Wrócimy do domu żywi, nie mam zamiaru umierać!
Lucy słysząc to uśmiechnęła się zaciskając mocniej dłonie, w tym momencie nie mogło stać się nic lepszego. Teraz wyczuwała jego prawdziwą siłę, biorącą się z uczuć, wyczuwała tą jego wściekłość i determinację.
- Witaj z powrotem, Natsu. - Doskonale wiedziała, że wrócił. Dokładnie ten sam którego spotkała wówczas w Sensukirze. Więc to się nazywa przeznaczeniem?
Lucy widząc to podbiegła szybko do chłopaka, osłaniając go własnym ciałem. Lekko zdziwiony podniósł głowę obserwując ukochaną, jej blond włosy opadały luźno na plecy zasłaniając rany. Wypuścił ciężko powietrze z ust próbując nabrać kolejną jego chłodną a równocześnie ciepłą porcję.
- Lucy? - Zadał ciche, a nawet niesłyszalne pytanie.
- Nie skrzywdzisz go. - Wyszeptała zaciskając mocniej pięści, spoglądając na zakrwawioną, spękaną podłogę. W jednym momencie podniosła impulsywnie głowę, wściekłym wzrokiem mierząc Kuro. - Nie dotkniesz go już nigdy więcej!
Chłopak słysząc to wygiął kąciki ust w uśmiechu.
Znienawidziłabyś mnie gdybym powiedział ci całą prawdę...
- Odsuń się od niego, nie mam zamiaru cię zabijać.
Zacisnęła mocno zęby chwytając za bat, mierzyła wrogim wzrokiem niebieskookiego chcąc wykończyć go samym spojrzeniem. Przyparła mocno nogi do podłoża przypominając sobie tą straszliwą bliznę ukochanego. Musi kryć coś tak ohydnego, dlatego ona nie pozwoli żeby w jego umyśle znów wyryły się tak straszne wspomnienia, wręcz przeciwnie - chce stworzyć wraz z nim nowe, szczęśliwe, wywołujące szczery uśmiech. Już nigdy więcej nie będzie błagał o śmierć, nie ważne czy jest człowiekiem czy potworem. Wciąż jest, był i będzie tym Natsu którego kocha, a ta prawda nigdy się nie zmieni.
- Nie! Ty nic nie rozumiesz. On wycierpiał już wystarczająco dużo jak na tak młody wiek. Samotność, odrzucenie, łzy, strach, ból, tortury, rezygnacja, śmierć. Nie chcę by znów musiał to znosić, a ty myślisz jedynie o sobie przez te powalone poglądy o równowadze! Nie chcę żeby znów musiał umierać tą bolesną śmiercią! Nie wstyd ci? Gdzie twoja duma? On nie może już nawet stać, jest cały zakrwawiony, oczy same mu się zamykają, jego ciało za niedługo nie wytrzyma...a ty? Jesteś egoistą i to ty powinieneś umrzeć.
Oboje słysząc to otworzyli szerzej oczy nie wierząc w to co wypowiedziały jej zaróżowione, drżące usta. Dragneel uśmiechnął się delikatnie biorąc głęboki wdech, te słowa były naprawdę piękne, ale nie pozwoli aby poświęcała dla niego życie. Złociste płomienie otoczyły jego ciało, przez co rany znikały z jego ciała, a siły wracały - za pewną ceną. Jego uśmiech był w tym momencie taki psychopatyczny, ale pewny siebie. Już i tak było mu wszystko jedno.
- Starczy, chcesz mnie zabić? - Heartfilia spojrzała na niego zdziwiona, on naprawdę wstał i nie miał na sobie żadnych ran. Nie, nie, nie! Miała go pilnować, aby nie używał tego zaklęcia, które stopniowo i boleśnie go zabija. A ten idiota bez wahania zagoił nawet najpłytsze przecięcia tylko po to żeby móc ją chronić i otrzymać nowe obrażenia! Jej wzrok w tym momencie okazywał strach, urazę i przerażenie. Podszedł do Kuro chwytając go za bluzkę i przyciągnął do siebie tak, że ich twarze dzieliły nikłe centymetry. - To spróbuj.
Rzucił nim o ziemię pokrywając swoje dłonie gorącym, smoczym ogniem. Podszedł do planszy z pionkami spalając wszystkie oprócz czerwonego smoka i niebieskiego króla. Wypalił na polu gry znak Fairy Tail.
- Teraz pogramy według moich zasad. - Zaśmiał się widząc w tej sytuacji zabawę i koniec. To wszystko po prostu zaczęło go bawić, to czym jest jego życie, świadomość kim jest on sam. Doragon wstał rozpalając lazurowe płomienie, których mocy Smoczy Zabójca zdążył już doświadczyć. Stanęli na przeciwko siebie gotowi do walki na śmierć i życie, tylko że tym razem role się odwróciły. Kto wygra? Ten, który jest wytworem potwora czy ten który nawiązał z nim pakt?
Oboje odbili się od ziemi tworząc w niej spore wgniecenie, a ich pięści spotkały się w cios za ciosem dodając obrażeń, zadając cierpienia i bólu. Salamander kopnął przeciwnika w żuchwę, przez co ten przechylił się w tył prawie upadając na ziemię, jednak różowowłosy wcisnął swoją pięść w jego brzuch sprawiając że wypluł krew lecąc na pobliską ścianę. Nim zdążył mieć spotkanie z twardym murem poczuł szarpnięcie za włosy, kiedy nagle jego ciało zderzało się z brudną glebą. Dlaczego nie mógł go zranić? Był za szybki, silniejszy niż wcześniej, jakby coś się w nim zmieniło. To była jego prawdziwa moc? Odwrócił się spokojnie do wroga mierząc go rozbawionym spojrzeniem. Podszedł do niebieskookiego łapiąc za bluzkę, podniósł do góry podpalając skórę, mimo wszystko tylko trochę go to piekło, w końcu sam był w pewnym sensie magiem ognia. Dragneel prychnął pod nosem sprzedając mu kopa kolanem w żebra, dzięki czemu usłyszał znany dźwięk łamanych kości. Ścisnął szyję Kuro wbijając palce w krtań, ślina wyciekła z jego ust po paru sekundach mieszając się z krwią. Przygwoździł go do ściany całkowicie pozbawiając dostępu do powietrza, nieudolnie chwycił rękę Smoczego Zabójcy, chcąc aby rozluźnił uścisk, jednak wszystko na próżno.
- Co jest? Teraz nie jest zabawnie? - Zapytał wciąż się śmiejąc. - Poczekaj, sprawię, że będzie śmieszniej. - Całe jego ciało stanęło w szkarłatno-krwistych płomieniach, które normalnego człowieka już dawno paliłyby żywcem wywołując krzyk podrażnionego dymem gardła, a każdy mięsień napinałby się pod poczuciem żaru. Cisnął brązowowłosym w powietrze czekając na odpowiedni moment, aby zebrany w ustach płomień mógł wyrządzić jego przeciwnikowi bolesną krzywdę. Dokładnie tak samo jak jemu ostatnio.
- Ryk Ognistego Smoka!
Kuro czuł jak na jego skórze pozostają wypalone rany, a on nie jest w stanie nic zdziałać, jest bezbronny zupełnie jakby chciał mu przywrócić wspomnienia z upokarzającej przeszłości. Czy Acnologia nie obiecał mu potężnej mocy, aby mógł stać się królem?! Kolejny cios zadany w jego plecy z niewyobrażalną siłą. Czy on w ogóle mógł z nim konkurować?
Lucy stała chcąc ruszyć do walki, ale jak? Jak miała przebić się przez tą barierę śmiertelnych ataków? Czy Natsu naprawdę dobrze się bawił zadając ból? Nie chciała w to wierzyć, przecież był dobrą osobą. Nie był potworem. Prawda?
On jest jak sadysta, psychopata chcący "dobrze się zabawić" ze swoimi ofiarami - te słowa krążyły w okół jej głowy, zupełnie jak nieznośna mantra. Czyli to co mówił mistrz było niczym innym jak prawdą. Jednak ona w niego wierzy i co by się nie działo wciąż pozostanie sobą, prawda?
* * *
- Naprawdę chcesz to zobaczyć? - Zapytał leżąc na fioletowej, pachnącej aromatem lilii trawie. To miejsce było takie magiczne i piękne, marzył tylko o tym aby już nigdy nie musieć opuszczać tego miejsca, aby już zawsze czuć tą woń spokoju - coś czego choć raz w życiu chciał zastać. Lucy siedziała obok niego bawiąc się turkusową wodą jaka płynęła na przeciwko nich w postaci małego jeziora, połączonego z porywczym wodospadem, z którego jeszcze nie dawno skakał czując się wolnym i szczęśliwym. Czując to wewnętrzne dziecko, kryjące się gdzieś w zakamarkach jego duszy.
- Tak, jestem pewna. - Mimo wszystko słyszał drżenie jej głosu. Westchnął cicho siadając, przeczesał włosy palcami, które i tak po chwili wróciły do swojego poprzedniego stanu. Nabrał głęboko powietrza powoli je wypuszczając, a z jego ciała emanowała ciemna, bolesna energia. Zobaczyła jak wszystkie jego mięśnie napinają się niebezpiecznie, a na twarzy maluje się grymas cierpienia. Zacisnął mocno powieki i zęby, a czoło przyozdobiły błyszczące kropelki potu. Nie wiedziała, że ta głupia ciekawość wyrządzi mu tyle niepotrzebnej i zbędnej krzywdy. Chciała już krzyknąć, aby przestał kiedy ujrzała prawdziwy koszmar śniący na jawie.
Na jego klatce piersiowej, dokładniej w miejscu gdzie było serce pojawiła się paskudna, ogromna blizna, jakby ktoś wbił mu miecz i pogrzebał kilka razy zadając więcej, więcej i więcej bólu podczas śmierci. I rzeczywiście tak było. Już rozumiała dlaczego to ukrywał, ten widok był nie do zniesienia.
- I jak wrażenia? - Zapytał uśmiechając się delikatnie. Jednak nie zauważył aby blondwłosa odwzajemniła ten gest, jego oczy momentalnie posmutniały a słodki uśmiech znikł. - Tak bym wyglądał, okropne nie? Nauczyłem się maskować magią tą bliznę, wcześniej...próbowałem wszystkiego aby się jej pozbyć, ale to jest niemożliwe. Jednak, kiedy dowiedziałem się dlaczego przestało mi to przeszkadzać, teraz patrząc na tą bliznę mogę się uśmiechnąć
Hearftilia spojrzała na niego zdziwiona, opuszkami palców muskając szramę.
- Jak można się uśmiechać widząc coś takiego? - Wyszeptała niemal niesłyszalnie. Dragneel podniósł głowę obserwując błękitne niebo.
- Kiedy wiesz, że symbolizuje magię osoby, która oddała ci swoje życie nie możesz się smucić, ona na pewno by tego nie chciała. - Ujął jej drobną dłoń swoją i mocniej przykładając to gorącej klatki piersiowej, aby mogła wyczuć głośne bicie żywego serca. - To ślad po tym że oddała mi swoje serce.
Dziewczyna słysząc to uśmiechnęła się i ostrożnie nachyliła nad ciałem ukochanego, mylnie ominęła jego usta schylając głowę niżej, aż w końcu poczuł jej miękkie wargi na tej bolesnej bliźnie. Tam jeszcze nikt go nie całował, wplątał palce w blond włosy przytulając ją do siebie.
- Nie ważne ile będziesz miał blizn, po prostu obiecaj że zawsze zostaniesz sobą. - W tym momencie mówiła dokładnie tak samo jak Erza. Zachichotał cicho dokładnie pamiętając tamtą scenę.
- Aa...obiecuję. Przysięgam pozostać sobą do samego końca.
Złożył tą samą obietnicę dwóm osobą, słowo tak trudne do spełnienia.
* * *
Nie czekając aż wstanie podszedł do niego przygniatając nogą głowę, zupełnie jak on ostatnim razem. Przymrużył delikatnie powieki a w jego zielonych tęczówkach tlił się smutek. - Już wiesz jakie to uczucie być poniżonym? - Zapytał cicho przypominając sobie bolesną śmierć, właśnie w taki sposób umarł, klęcząc poniżony. - Boli prawda? Właśnie w taki sposób umarłem, myślisz że chciałbym zakończyć wszystko w ten sam sposób? Dlatego walczę, już nigdy więcej.
Jego głos drżał od szlochu a mięśnie napinały się pod uciskiem pięści, gdzie paznokcie boleśnie wbijały się w jego krwawiącą skórę. Kuro nawet się nie ruszał a ze smutkiem słuchał wszystkich słów Smoczego Zabójcy. Dopiero teraz dostrzegał co tak naprawdę usiłował zrobić, kim był, kim się stał.
- Nigdy...nie chcę tak cierpieć! - Wykrzyczał a przed oczyma Doragona spadło kilka słonych kropel wydobywających się spod zamkniętych powiek chłopaka. Oczy brązowowłosego rozszerzyły się słysząc wypełnione błaganiem, cierpieniem, płaczem słowa. Zacisnął usta w wąską linię, po paru sekundach czując rozluźnienie spowodowane zdjęciem nogi różowowłosego. Powoli się podniósł nawet nie chcąc patrzeć na smutną twarz Salamandra.
- Cierpiałeś a mimo to pasuje ci ten świat? Bronisz ludzi, którzy sprawili ci tyle cierpienia? - Zapytał cicho obserwując zakrwawioną, brudną podłogę.
- Jestem potworem, ale są ludzie, którzy akceptują moje istnienie i traktują jak rodzinę, są to ludzie których kocham i pragnę chronić. - Na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech, oczy płakały a usta się śmiały, to było nieprawdopodobne, by dostrzegać dobro i zło, nawet nie wiedząc kim się jest. - Lubię patrzeć jak się śmieją, cieszą życiem nawet jeśli moje powoli się kończy. Ten świat nie jest taki zły jak myślisz, jest wypełniony piękną magią, która pozwoliła nawet na moją radość. Uwierzyłbyś że kwiat nie spłonie od ognia? - Lucy nie mogła powstrzymać łez, te słowa wypełnione były troską, uczuciem, tęsknotą prawdy. Jednakże błyszczące krople jakie nawilżały jej policzki symbolizowały radość, spoglądała spod mokrych rzęs na osobę, którą pokochała od pierwszego momentu. Od tamtego czasu, kiedy jedynie na siebie spojrzeli, ale jego wzrok był przyjemnie ciepły, oddający żar serca. Przyłożyła dłoń do miejsca gdzie wyczuwała bicie życia, po czym uśmiechnęła się delikatnie mówiąc w duszy. - Pozostałeś sobą, dziękuję.
- Jesteśmy wrogami, przestań mówić takie rzeczy! - Nie chciał go zabijać, znał zbyt dobrze ten ból co on, aby pozwolić by czuł go jeszcze raz. Zacisnął dłonie w pięści, czując jak po jego policzku spada pojedyncza łza, dlaczego on płakał? Kim był ten chłopak stojący przed nim? W jeden chwili wydaję się przerażającym mordercą, a w drugiej jest najdroższym przyjacielem. Różowowłosy wyciągnął w jego stronę dłoń w geście uściśnięcia.
- Nie możemy tego skończyć i zostać przyjaciółmi? - Zapytał z szerokim uśmiechem ukazującym jego białe uzębienie. Kuro spoglądał na to zdziwiony, on naprawdę po tym wszystkim chciał zostać jego przyjacielem? Jednak nie mógł, miał pakt z Acnologią, musi go zabić żeby samemu przeżyć. Podniósł nogę wbijając ją w brzuch chłopaka, przez co ten zgiął się w pół trzymając za obolałe miejsce, nim zdążył się podnieść oberwał pięścią w policzek czując ból na kości policzkowej. Zasłonił swoją twarz krzyżując tuż przed nią ręce, a płonąca pięść niebieskookiego uderzyła w jego obronę, sprawiając że w owym miejscu zaczął tworzyć się ciemnofioletowy siniak. Zamknął na parę sekund oczy, pozwalając aby zagojone złotym płomieniem rany na powrót oszpeciły jego ciało. Gorąca krew spływała po poranionej posturze, dodając glebie kolejnej porcji szkarłatu. Stanął przed zdziwionym przeciwnikiem ocierając ciemnoczerwony płyn z brody. - Teraz jest sprawiedliwe.
Wyszeptał czując palenie w gardle, podrażniające jego struny głosowe. Prawdopodobnie miał pękniętą kość w ręce i skręconą kostkę, ale w walce nikt nie zwraca uwagi na stan swojego wroga, ważna jest wygrana i przeżycie.
Heartfilia widząc to prawie gotowała się ze złości i strachu. Co on najlepszego zrobił?! Przywrócił wszystkie swoje rany, przecież jego ciało nie wytrzyma czegoś takiego, widziała jak ledwo stał na nogach, który stopniowo załamywały się pod ciężarem ciała, jak jego podkrążone oczy powoli się zamykają chcąc odpłynąć w odprężający sen, jak jego postura drży tracąc co raz więcej krwi. Zobaczyła kątem oka błyszczący, srebrny miecz prawdopodobnie należący do Army, bez wahania podniosła go mocno ściskając w dłoniach.
- Idamara wiem, że możesz coś w nim ulepszyć. - Wyszeptała prośbę.
- Chyba mnie nie doceniasz. - Usłyszała udawano obrażony głos Diamentowego Ducha, ostrze otoczyła przezroczysto-gwiezdna poświata, błyszcząca jak ciała niebieskie na nocnym nieboskłonie. Powierzchnie broni pokrył chwilowy blask, oplątując go czarnymi znakami wyglądem przypominającymi wijące się ku górze przepiękne pnącze kwiatów. Dziewczyna ścisnęła mocniej rękojeść, a kruczoczarne znaki rozświetliły się na złoto, zupełnie jak jej klucze podczas wywoływania duchów. Widziała jak Kuro chce zadać Dragneelowi kolejny cios, przed którym prawdopodobnie nie będzie miał siły się obronić. Ruszyła jak najszybciej z miejsca stając przed różowowłosym, broniąc go przed atakiem a płonący miecz Doragona został zwyczajnie przecięty na pół. To była jej moc.
- Natsu...dlaczego, dlaczego?! - Widząc to stracił nerwy, to wszystko ma być zupełnie na odwrót! To on będzie ją chronił, choćby miał jeszcze raz zginąć.
- Złaź mi z drogi! - Wykrzyknął zaciskając dłonie w pięści.
- Wiedziałeś, bardzo dobrze wiedziałeś że twoje ciało nie wytrzyma takiego obciążenia. A jednak wciąż walczyłeś?! Jesteś głupi! Jak chcesz mnie chronić umierając?! - Rozluźnił uścisk uchylając delikatnie usta, ona miała całkowitą rację. Zacisnął wargi w wąską linię, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jest arogancki i samolubny, gdyby zależało mu na innych nie miałby gdzieś głęboko w poważaniu swojego życia, a robiłby wszystko by przeżyć.
- Cholera! - Krzyknął przesuwając dziewczyną na bok i wbijając swoją pięść w kość policzkową wroga, tak że ten przeharatał plecami po ziemie w końcu zderzając się ze stołem. - Nienawidzę, nienawidzę. - Jego ciało pokryło się płomieniami wywołującymi poczucie bezpieczeństwa i przyjemnego ciepła. - Kiedy masz rację! - Krzyknął dając się ponieść najsilniejszym emocjom. Jego moc dosłownie wybuchła z ciała uwalniając jego ukrytą magię. Ziemia dookoła niego dosłownie rozpadła się na małe kawałeczki niczym porcelana, a ciało pokryły smocze łuski, wykorzystując pozostałą siłę. Ta moc była zupełnie jak smoka, nie czegoś więcej...króla Ognia, to był ten sam ogień.
- Wrócimy do domu żywi, nie mam zamiaru umierać!
Lucy słysząc to uśmiechnęła się zaciskając mocniej dłonie, w tym momencie nie mogło stać się nic lepszego. Teraz wyczuwała jego prawdziwą siłę, biorącą się z uczuć, wyczuwała tą jego wściekłość i determinację.
- Witaj z powrotem, Natsu. - Doskonale wiedziała, że wrócił. Dokładnie ten sam którego spotkała wówczas w Sensukirze. Więc to się nazywa przeznaczeniem?
*
Szła zamyślona trzymając w rękach zakupione niedawno książki. Właściwie to o czym myślałam? O powrocie do domu? Nie, na pewno nie. Nie chce tam wracać, gdzie jedynie płacze i chodzi smutna przez cały czas, a tutaj w tym otwartym, magicznym świecie żyje, cieszy się, uśmiecha, jest w o l n a. Może i miała dopiero piętnaście lat, ale była na tyle dorosła by sama decydować o życiu, które należy tylko i wyłącznie do niej. Póki co...póki się nie zakocha. Krążąc tak w obłokach myśli nie zauważyła chłopaka idącego tuż przed nią, przez co zderzyli się, a ona upadła na ziemię.
- Przepraszam, zagapiłam się. - Wyjąkała zbierając z gleby cenne książki, po czym wstała otrzepując się z kurzu, podniosła powoli wzrok obserwując przechodnia. Nie mogła oderwać od niego oczu, od tych zielonych, dzikich oczu, był wysoki, dobrze zbudowany i przystojny. Miał niecodzienne różowe włosy odstające na wszystkie strony, a na szyi biały, łuskowaty szal.
- Spokojnie, ja też byłem nieuważny. - Jego głos był spokojny, przyjazny i głęboki, chociaż mogła wyciągnąć z tej barwy wrogie uczucie. Podał jej książkę, a kiedy dotknęła jego skóry poczuła gorąc, jakby ten chłopak był stworzony z ognia. Na koniec uśmiechnął się ukazując białe kły i poszedł w swoją stronę. Ta dziewczyna była piękna, szkoda że nie mógł jej poznać. Odwróciła się patrząc na jego szerokie, na pewno umięśnione plecy.
- Spotkajmy się jeszcze kiedyś. - Wyszeptała jakby z wiedzą że on to usłyszy.
- Z miłą chęcią. - Odparł wiedząc że mówi do siebie.
*
Nigdy nie przypuszczała że ta prośba się spełnij, że się w sobie zakochają i będą razem żyć. Od tamtego momentu magia stała się czymś jeszcze bardziej niezwykłym. Spojrzała na walczącego Dragneela, a jej oczy rozszerzyły się wyrażając strach. Coś poszło nie tak, tej mocy było zbyt dużo.
Ten ogień zaczął go parzyć, krew ozdabiająca jego ciało wrzała, a on sam się czuł jakby kąpał się w lawie, jednak nie mógł teraz przerwać. Zacisnął mocniej zęby atakując przeciwnika, szkarłatny płomień zlał się z lazurowym.
- Walić to. - Wysyczał przez zęby czując jakby płonął żywcem.
Na wszystkie strony trysnęła ogromna ilość krwi, a smok i król stojące na planszy gry pękając spłonęły - zamieniając się w nicość.
No to tyle z mojej strony, jak wszyscy dodają w poniedziałek to ja też. Mam nadzieję, że nie zepsułam. W prawej stronie bloga ma cie ile procent rozdziału jest napisane i zdradzę wam jeszcze jedno. Rozdział 81 kończy sagę Ukryta Magia, a po niej zaczyna się nowa, do której oczywiście będzie zwiastun.
Dzięki za wspaniały rozdział jak zawsze przyjemnie się czytało walka super opisane uczucia i tak dalej :) .Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością życzę weny i szybko dodawaj 81 rozdział :) Mi zawsze mało cholernie lubię czytać twoje opowiadanie mam parę blogów ale twój jest w pierwszej 3 :)
OdpowiedzUsuńRozdział super, genialny, hiper i mega i wogóle, aley ty o tym wiesz i śmiejesz się czytając moje skromne wypociny o twojej wspaniałości. nie no, ja tak nie umiem opisać uczuć jak ty czy Yasha-sama. To takie nie fair!! No ale koniec. Oczywiście zdrowia. forsy, niekończącej się flaszki na każdy dzień tygodnia, zwierzaków i duuuużo weny.
OdpowiedzUsuńAnia :3
O mamusiu!!! Genialne!!! Ale Natsu nie umrze prawda???
OdpowiedzUsuńAch to ich spotkanie!!! Kawaii!!! Czasem jedno spotkanie, zmienia całe życie. Przykładem tego są Natsu i Lucy :).
Kurcze, a tak w ogóle, jak ja mogłam przegapić, że dodałaś rozdział już w poniedziałek??? No jak??? Jestem zła na siebie ja nie wiem co!!! Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
COOOO ~?~?~?~?~?
OdpowiedzUsuńPŁACZE !!! I NIC CI WIĘCEJ NIE POWIEM OPRÓCZ TEGO ,ŻE ZAJEBISTY ROZDZIAŁ ! ;-;
* siedzi w koncie z misiem i płacze *