Wszedł po cichu do domu starając się nie obudzić Lucy, która wraz z Itami spokojnie spała. Jemu nie chciało się znów zagłębiać w sen, nie po długich sześciu miesiącach. Zamknął drzwi kierując się w stronę kuchni.
"Lubię tą historię, jest taka piękna, magiczna, prawdziwa. A wiesz co najbardziej mi się w niej podoba? To, że wciąż trwa"
- Czasem zachowujesz się jak dziecko. - Wyszeptał sam do siebie z uśmiechem. Ale tak naprawdę duch Hany był młodszy od niego. Cieszyło go to, iż mógł porozmawiać ze swoją mamą choć przez tak krótki moment. Zabrano mu ją, więc już nigdy nie będzie miał okazji odczuć matczynego ciepła. Dmuchnął ogniem na knot, dzięki czemu pomieszczenie oświetlił ciepły blask świecy. Czuł potężną magię, ale i równie silne osłabienie. Wziął do ust czekoladowego batona powoli przeżuwając. Podszedł do lustra ściągając bluzkę i przyjrzał się swojej posturze.
- Trochę schudłem. - Potwierdził fakt dotykając lekko wystających żeber. Nawet nie chciał myśleć jakby to wyglądało gdyby nie był umięśniony. Wzruszając ramionami, wziął kolejnego gryza słodkości spoglądając na śpiące dziewczyny. Wciąż był zły na Lucy, ale te nerwy były głupie. Kłócą się o swoje poglądy, to naprawdę go bawiło. Podszedł do łóżka odgarniając blond kosmyki z twarzy Heartfilii. Musnął wargami jej skroń wierzchem dłoni gładząc zaróżowiony policzek. - Przepraszam. - Wyszeptał siadając na podłodze. Plecami opierał się o brzeg łóżka. - Nie powiedziałem ci wcześniej dlaczego tak traktuje Kuro. Ponieważ on nie chciał cię zabić, jego celem była moja śmierć i trochę twojej mocy. Pamiętasz moment, kiedy ten ogień ze mnie wybuchł a ostatnie pionki na planszy pękły? Podczas gdy ty widziałaś krew zmieszaną z płomieniami, ja widziałem współczucie, troskę, strach, ból, radość, nadzieję, i wiele emocji w jego oczach. Ale żadna z nich nie okazywała nienawiści, odrazy, żadna mnie nie odrzucała. I to było coś niesamowitego. Ta pieczęć na jego oku, wyglądała zupełnie jak moja. Nie wiem już czy wygrałem czy przegrałem, ale powiedział do mnie coś...prawdziwego i pięknego. Coś czego chce się trzymać. On nienawidził ludzi, ale wiedział że ja mam takich którzy są moją rodziną, a właśnie tego chciał. Rodziny, nie bycia królem, a szczęścia.
Grzywka przysłoniła jego oczy a reszta kosmyków zasłoniła kości policzkowe. Wygiął kąciki ust ku górze wlepiając wzrok w drewniane panele.
- Nie strać ludzi, którzy wciąż mają ciepłe serca. - Powtórzył słowa Doragona, a kilka słonych kropel przyozdobiło swym blaskiem podłoże. Płakał, ale ze szczęścia. Miał tylu przyjaciół, którzy kochali go za tym jaki jest, którzy staną w jego obronie cokolwiek by się nie działo. Są jak rodzina, którą zawsze pragnął mieć. Każdy chce mieć rodzinie, ale nie każdemu ta radość jest dana. Siedział tak wciąż czując ciepłe łzy spływające po jego nabierającej codziennej opalenizny skórze, a mimo wszystko nie przestawał się uśmiechać. Zaś Lucy przymrużyła powieki, kiedy szklące się jak mieniące gwiazdy brązowe tęczówki wyrażały równocześnie radość i smutek. W końcu okryła je niewidocznie drżącymi powiekami spod których wypłynęły przezroczyste krople. Coś się w nim zmieniło, w sumie tak jak w każdym z nich. Ale to było coś innego. Czy ta bajka teraz była snem, który ona śni jako mała dziewczynka czy życiem przez które wciąż przemierza na swoim smoku?
- Lucy czy ja też... - przyciągnął nogi do siebie oplątując je ramionami. Oparł czoło o kolana ściszając głos. - ...mam ciepłe serce?
Dziewczyna bardziej się skuliła pozostawiając chłopaka przy fakcie, że śpi.
Jego ciało z jednej strony oświetlał złocisty blask płomienia, który nadawał zielonym tęczówkom pewnego życia, które stopniowo do niego wracało. Zamknął oczy mówiąc prawie niesłyszalnym głosem.
- W lato tak często świeci słońce, a to wywołuje radość. Natsu...brzmi tak ciepło. - Pamiętał słowa Hany, kiedy wyjaśniała mu dlaczego nadała synowi właśnie takie imię. A teraz kiedy to wymawiał mógł przyznać jej rację, nie potrafił wymówić tego wrogo. Naprawdę powinien zacząć lepiej postrzegać samego siebie.
* * *
Wynurzył się z wody nabierając głośno powietrza. Odgarnął włosy z twarzy, zaczesując je w tył, po czym wlepił wzrok w sufit łazienki. Rozłożył ręce na boki wypuszczając ciężko powietrze z płuc.
- Co ja mam robić?! - Zapytał się podnoszą głos ze zdenerwowania. Wszyscy kazali mu na siebie uważać, oszczędzać ani nie przemęczać. - Pośpiewam! - Oznajmił zanurzając się pod wodę, po czym wynurzył jedynie oczy. - Chyba mnie pojebało. - Powiedział z bąbelkami wydobywającymi się z wody. Po chwili się wynurzył przymrużając delikatnie powieki równocześnie zamilkł. Jedyne co rozbrzmiewało wokół niego to pojedyncze kapanie z kranu oraz jego cichy oddech. Wciąż nie mógł przeboleć tych sześciu miesięcy i tego, że naprawdę się poddał. Chciał usunąć te blizny, ale nie chciał słuchać narzekań Lucy. Zamknął powoli oczy oddychając głowę w tył. Nagle poczuł pulsujący ból w miejscach ran, przez co otworzył szeroko czy czując jakby ktoś łamał mu kości przebijając ciało ostrymi odłamkami metalu. Zacisnął mocno zęby szybko cofając złociste płomienie. Silną dłonią ściskał serce z ledwością powstrzymując krzyk. Kiedy odzyskał zdolność wzroku jego uwagę zwróciła rozpływająca się po tafli wody szkarłatną ciecz. Dopiero po chwili poczuł, że całą brodę oblewa krew.
- Co jest? - Wychrypiał kaszląc kolejną porcją ciemnoczerwonego płynu. Zasłonił usta drżącą dłonią, przez co już po chwili spływała z niej gęsta i gorąca krew. Coś ścisnęło jego płuca nie pozwalając nabrać łyku świeżego powietrza.
"- Używanie magii w twoim obecnym stanie jest bardzo ryzykowne. Teraz organizm może tego nie wytrzymać, jeszcze do końca nie zostałeś wyleczony. Gdyby coś się działo użyj tego.
- Co to?
- Lekarstwo, które łagodzi objawy.
- Aha. Jak tego użyć?
- Musisz wstrzyknąć to sobie w ciało.
- Jakieś konkretne miejsce?
- Serce.
- Przecież igła je uszkodzi.
- Nie. Jest odpowiednio wykonana.
- Okey. Dzięki."
Wyszedł szybko z łazienki ubrany jedynie w dresowe spodnie. Przeszukiwał wszystkie szafki, ale nie mógł tego znaleźć. Kolejna ilość szkarłatu spłynęła po jego ręce podczas zasłaniania ust. To co raz bardziej przypominało wymiotowanie, jedną różnicą była krew.
- Cholera. - Wysyczał tracąc ostrość widzenia. Osunął się plecami po ścianie przechylając głowę w bok. Co się działo? Przestał cokolwiek słyszeć, a ciężar ciała przyparł go do ziemi. Wówczas zauważył strzykawkę leżącą na komodzie. Ostatkami sił doczołgał się do niej chwytając w rękę. Znów oparł się o ścianę i kiedy już miał wstrzyknąć lekarstwo stracił całkowity kontakt ze światem.
- Co jest? - Wychrypiał kaszląc kolejną porcją ciemnoczerwonego płynu. Zasłonił usta drżącą dłonią, przez co już po chwili spływała z niej gęsta i gorąca krew. Coś ścisnęło jego płuca nie pozwalając nabrać łyku świeżego powietrza.
"- Używanie magii w twoim obecnym stanie jest bardzo ryzykowne. Teraz organizm może tego nie wytrzymać, jeszcze do końca nie zostałeś wyleczony. Gdyby coś się działo użyj tego.
- Co to?
- Lekarstwo, które łagodzi objawy.
- Aha. Jak tego użyć?
- Musisz wstrzyknąć to sobie w ciało.
- Jakieś konkretne miejsce?
- Serce.
- Przecież igła je uszkodzi.
- Nie. Jest odpowiednio wykonana.
- Okey. Dzięki."
Wyszedł szybko z łazienki ubrany jedynie w dresowe spodnie. Przeszukiwał wszystkie szafki, ale nie mógł tego znaleźć. Kolejna ilość szkarłatu spłynęła po jego ręce podczas zasłaniania ust. To co raz bardziej przypominało wymiotowanie, jedną różnicą była krew.
- Cholera. - Wysyczał tracąc ostrość widzenia. Osunął się plecami po ścianie przechylając głowę w bok. Co się działo? Przestał cokolwiek słyszeć, a ciężar ciała przyparł go do ziemi. Wówczas zauważył strzykawkę leżącą na komodzie. Ostatkami sił doczołgał się do niej chwytając w rękę. Znów oparł się o ścianę i kiedy już miał wstrzyknąć lekarstwo stracił całkowity kontakt ze światem.
* * *
Słyszał niewyraźnie głosy wokół siebie ale nie był w stanie otworzyć oczu. Dookoła niego panowała bezkresna próżnia nie pozwalająca wykonać mu choć najmniejszego ruchu. Czuł nieprzyjemne uciskanie na klatce piersiowej. W jednym momencie jego wzrok ukuło jasne światło i klęczącego nad nim Frauda.
- Do reszty wypaliło ci mózg?! - Wykrzyczał mu prosto w twarz. Czuł pieczenie w gardle i doskwierający ból. Dopiero po chwili dostrzegł, że bladą skórę czarnowłosego przyozdabia ciemnoczerwona ciecz. Nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa jakby go sparaliżowało. Powieki lekko przysłaniały zamroczoną zieleń. Uchylił delikatnie usta chcąc coś powiedzieć, jednak z jego gardła nie wydobyło się żadne słowo. Lekarstwo - przecież musiał je zażyć inaczej naprawdę źle się to skończy. Dlaczego musiał być taki bezradny?! Powoli ogarniał go sen.
- Hej! Nie śpij! - Wołał Grzesznik potrząsając lekko różowowłosym. Wziął do ręki strzykawkę zastanawiając się czy dobrze myśli. - Co mam z tym zrobić?
- Se..rce.- Wychrypiał
- To jest chore. - Skomentował krótko wbijając igłę w sam środek serca chłopaka. Ten jedynie syknął cicho zamykając oczy. - No bez jaj. Natsu...
- Wreszcie powiedziałeś moje imię. - Wyszeptał z uśmiechem. Czarnowłosy widząc to zaśmiał się przykładając czoło do klatki piersiowej chłopaka.
- Dasz radę wstać? - Zapytał patrząc na zakrwawioną twarz Salamandra, który skrzywił się wciąż czując palący ból.
- Chyba jeszcze nie. - Odparł odrętwiały. Czarnowłosy podłożył rękę pod jego plecy, ostrożnie podnosząc do siadu. Chłopak znów kaszlnął, jednakże tym razem ciemnoczerwonej cieczy było o wiele mniej. Dyszał ciężko, z przymrużonymi powiekami patrząc na swoje nogi.
- To nie było przypadkiem lekarstwo?
- Tak, ale tylko łagodzi objawy.
Oparł różowowłosego o ścianę wycierając brudną od krwi twarz. Chłopak co jakiś czas kaszlał pozbywając się szkarłatu z organizmu. Odchylił głowę w tył przełykając głośniej ślinę. Jego oddech był ciężki, a skórę pokrywały krople potu.
- Wyglądasz jak siódme nieszczęście. - Pocieszył go.
- I tak się czuję. - Odparł widząc jak grzywka przysłania jego podkrążone oczy, odgarnął ją w tył. - Mam prośbę. - Bał się to powiedzieć, ale coś wewnątrz niego głęboko tego pragnęło. Chciało uciec.
- Jaką? - Zapytał zdziwiony spoglądając na Smoczego Zabójcę.
- Jeśli znów wydarzy się coś takiego. - Zacisnął na parę sekund pięści, nieprzytomnym wzrokiem patrząc na przyjaciela. W zielonych tęczówkach można było dostrzec powagę i pewność tego co raz wypowie. - Zabij mnie. - Wyszeptał ledwo słyszalnie. Grzesznik słysząc to zaniemówił.
- Zrobię coś lepszego. - Oznajmił rozprostowując kilka razy dłoń. Zbadał sarkastycznym wzrokiem przyjaciela zbliżając rękę w jego stronę. Jedyne co było słychać wśród tej głuchej ciszy to dźwięk przebijanej skóry i krew spływająca małymi strumykami po podłożu.
- Dla...czego? - Wyjąkał otwierając szeroko oczy. Czuł jak Fraud ściska mocno jego serce nie dając możliwości oddechu. Szkarłat spływał po jego brodzie i piersi powoli pozbawiając życia. Przynajmniej tak myślał.
- Hej! Nie śpij! - Wołał Grzesznik potrząsając lekko różowowłosym. Wziął do ręki strzykawkę zastanawiając się czy dobrze myśli. - Co mam z tym zrobić?
- Se..rce.- Wychrypiał
- To jest chore. - Skomentował krótko wbijając igłę w sam środek serca chłopaka. Ten jedynie syknął cicho zamykając oczy. - No bez jaj. Natsu...
- Wreszcie powiedziałeś moje imię. - Wyszeptał z uśmiechem. Czarnowłosy widząc to zaśmiał się przykładając czoło do klatki piersiowej chłopaka.
- Dasz radę wstać? - Zapytał patrząc na zakrwawioną twarz Salamandra, który skrzywił się wciąż czując palący ból.
- Chyba jeszcze nie. - Odparł odrętwiały. Czarnowłosy podłożył rękę pod jego plecy, ostrożnie podnosząc do siadu. Chłopak znów kaszlnął, jednakże tym razem ciemnoczerwonej cieczy było o wiele mniej. Dyszał ciężko, z przymrużonymi powiekami patrząc na swoje nogi.
- To nie było przypadkiem lekarstwo?
- Tak, ale tylko łagodzi objawy.
Oparł różowowłosego o ścianę wycierając brudną od krwi twarz. Chłopak co jakiś czas kaszlał pozbywając się szkarłatu z organizmu. Odchylił głowę w tył przełykając głośniej ślinę. Jego oddech był ciężki, a skórę pokrywały krople potu.
- Wyglądasz jak siódme nieszczęście. - Pocieszył go.
- I tak się czuję. - Odparł widząc jak grzywka przysłania jego podkrążone oczy, odgarnął ją w tył. - Mam prośbę. - Bał się to powiedzieć, ale coś wewnątrz niego głęboko tego pragnęło. Chciało uciec.
- Jaką? - Zapytał zdziwiony spoglądając na Smoczego Zabójcę.
- Jeśli znów wydarzy się coś takiego. - Zacisnął na parę sekund pięści, nieprzytomnym wzrokiem patrząc na przyjaciela. W zielonych tęczówkach można było dostrzec powagę i pewność tego co raz wypowie. - Zabij mnie. - Wyszeptał ledwo słyszalnie. Grzesznik słysząc to zaniemówił.
- Zrobię coś lepszego. - Oznajmił rozprostowując kilka razy dłoń. Zbadał sarkastycznym wzrokiem przyjaciela zbliżając rękę w jego stronę. Jedyne co było słychać wśród tej głuchej ciszy to dźwięk przebijanej skóry i krew spływająca małymi strumykami po podłożu.
- Dla...czego? - Wyjąkał otwierając szeroko oczy. Czuł jak Fraud ściska mocno jego serce nie dając możliwości oddechu. Szkarłat spływał po jego brodzie i piersi powoli pozbawiając życia. Przynajmniej tak myślał.
* * *
Itami szła na parę chwil do domu chcąc zabrać swój sweterek. Jednak coś ją zdziwiło, drzwi były delikatnie uchylone, a ze środka emanowała śmiertelna energia zmieszana z wonią krwi. Po cichu zajrzała do środka widząc najgorszy horror, który mogła dopisać do swoich przeżyć. Zasłoniła usta dłońmi powstrzymując paniczny krzyk. Cofnęła się parę kroków w tył słysząc ostatnie słowa wypowiadane przez czarnowłosego mężczyznę.
- Spokojnie. To nie będzie boleć...
Nie czekając ani chwili dłużej pobiegła w stronę gildii po pomoc. Nie chciała żeby Natsu umierał, przecież złożył tak wiele obietnic swoim przyjaciołom. Biegła ile sił w nogach, jednak teraz wszystko wydawało się być tak odlegle daleko. Nie myśląc o tym w końcu dobiegła do celu.
- Itami? Co się stało? - Zapytała zdziwiona Lucy.
- Na-chan... - Tylko tyle zdążyła powiedzieć nim po jej zaróżowionych policzkach zaczęły płynąc błyszczące łzy, a szloch nie pozwalał wypowiedzieć ani jednego słowa więcej.
- Co się dzieje z Natsu? - Dopytywała się Erza wiedząc, że nie stało się nic dobrego. Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegła w stronę domu Dragneela, a tuż za nią ruszyła Lucy i Gray.
Proszę, proszę, proszę żyj!
Modliła się w duchu żałując tych wszystkich kłótni.
* * *
- Spokojnie to nie będzie boleć tak bardzo jak tamto. Chcę ci pomóc, choć trochę to złagodzić. - Wyszeptał widząc jak ciało Salamandra przechyla się w przód. Przymrużył delikatnie powieki po pewnym czasie wyciągając oblaną szkarłatem dłoń z klatki piersiowej przyjaciela. W tym samym kolorze utonęła Misaki, kiedy została brutalnie zabita a on tylko po to jeszcze żyje. By dokonać zemsty i móc spokojnie umrzeć, by znów ją spotkać.
Czeka na moment, kiedy będzie mógł uwolnić się od tej klątwy w i e c z n o ś c i.
~Guuuu! Mam nadzieję, że w tym rozdziale już jest trochę akcji. Postaram się dodać kolejny jak najszybciej bo wiem, że macie ochotę mnie zabić. Ale kochacie mnie za takie kończenie rozdziałów, prawda?
Za co mnie tak każesz *_* Znowu ( nie wiem jak i gdzie i przez co ) płakałam ... ty robisz mi jajecznice z mózgu .. albo jak inni mówią z tego co zostało hehe . Trochę mi smutno .. no o wiesz .. 0 kom od Ciebie pod moimi 2 rozdziałami :( ALE TO NIC ! hihihi Powiem ,że no .. wow Ale Frauda się nie spodziewałam xD
OdpowiedzUsuńNATSU-SAMA ! Mam Ci ostro przypierdolić patelnią ? Czo ty chłopie wyrabiasz ! Ahh * zakasa rękawy * Pożałujesz ! Grrr r! * grozi pięściami *
A teraz ja idę lulu bye bye ! ~~ <3
O rany!!! Po prostu cudownie!!!! Powiedz, czy Fraud przekazał Natsu nieśmiertelność??? Albo w jakiś sposób go uleczył???
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu genialny!!! Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Ps. Czamu nie dostaje informacji na Google+, że dodałaś kolejny rozdział??? Pozdrawiam cieplutko :D
Rozdział po części zabawny, po części straszny - w każdym calu zajebisty i trzymający w napięciu. Ale zacznę od początku :
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nie chciałabyś widzieć takiej męskiej chudziny bez mięśni xD Wiem co pisze >.< No ale tam pierdu, pierdu, o kłótniach i miłości - w twoim wykonaniu jak zwykle fantastyczne, choć jednym zdaniem bezapelacyjnie mnie kupiłaś "- W lato tak często świeci słońce, a to wywołuje radość. Natsu...brzmi tak ciepło.". Nosz omfg, tak mi się to spodobało, że klękajcie narody ^.^ I w końcu... W KOŃCU znalazłam słowo, które dokładnie opisze różnicę między "twoim" Natsu, a tym z kanona. Jest mądry i dojrzały. Taa, Yasha szybko na to wpadła xD Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę już od pierwszych rozdziałów, jednak teraz to do mnie jakoś trafiło. Jak grom z jasnego nieba.
Czytam sobie dalej ... i pierwsze zdania sceny w łazience rozjebały mnie po całości xDDD A potem. "Ta, Natsu mądry... czego ja się spodziewałam". Bo po kiego grzybka słuchać rad innych i narzekań ukochanej - lepiej robić po swojemu a potem zdychać. W dosłownym znaczeniu tego słowa. To powinno stać się mottem Dragneela...
Lata biedny po całej chacie, szuka tego lekarstwa... a gdy wreszcie je znalazł to padł. Tak wredna to chyba tylko ty potrafisz być xD No ale budujesz napięcie, nie ma co :P
Noi Fraud - poprawka, mój Fraud <3:D Każda wzmianka o nim sprawia, że rozdział jest dla super nie na 100,a na 150% ^.^ Jak dla mnie jedna z najlepszych wymyślonych postaci w ff jakie miałam okazję "poznać", ale to ty chyba dobrze wiesz :P I co? Ten umiera, a ja się chichram po nocy. Dialog zacny :D Przechodząc już do końcówki... chyba najbardziej intrygująca wzmianka z całego rozdziału. Co ten grzesznik wykombinował, hmmm...
No i coś, co mnie (znów) po prostu powaliło na kolana xD Idzie sobie Itami, po sweterek... Wyobraziłam sobie radosnego czerwonego kapturka wychodzącego z lasu i w podskokach zbliżającego się do domku swojej babci. Aż sięnasuwa teatralne "ooooo, jakie to słodkie" :3 A tu scena jak z horroru xD Ja wiem, że to miało być straszne, budzące grozę - i takie było. Ale moja znieczulica i chora wyobraźnia spowodowały, że ledwo powstrzymałam tutaj atak śmiechu xD Niemniej jednak rozdział podobał mi się baaaaaaaaaaaardzo :)))
Co do krytyki, tylko jedna rzecz mi się nie spodobała, otóż nazbyt pesymistyczne podejście Lucyny. No bo wlatuje Itami( aka red kapturek :P) do gildii, mówi tylko Na-chan i beksa. Wiadomo, że coś się stało. Ale czy trzeba od razu zakładać, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo? ....... W sumie to głównie na tym opiera się ten blog. Już nic nie mówię/piszę xD
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i wybacz ten popaprany koment, ale jak mam dobry humor to zawsze mi tak odpierdala i plotę głupoty. A twój rozdział bardzo mi ten humor poprawił :* (Najważniejsze, żebyś wiedziała, że rozdział się podobał, o! xD) Buźka i weny życzę :)
jejciu jak ja cie kocham i jednoczesnie nienawidze a nie jednak cie kocham a mogla bys napisac kiedy okolo bedzie nastepny rozdzial bo bede tu wchodzic co 5 min i sprawdzac i jeszcze ja sobie cos zrobie przez to ze nie bedzie rozdzialu :D powodzenia w pisaniu i weeeny :3 pozdro dla wszystkich ktorzy kochaja fairy tail <3
OdpowiedzUsuńDlaczego kiedy coś boli Natsu, mnie też to boli. Lubię jak kogoś boli, ale nie Natsu T^T
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajnie wyszedł. Długo trzymał mnie w napięciu. Czekam na kolejny.
Zapraszam do siebie do przeczytania prologu i wytyczenia błędów, na pewno pomoże to w poprawieniu się ^^
http://natsu-x-lucy.blogspot.com/2014/02/prolog-kiedy-myslisz-ze-to-juz-koniec.html
Przepraszam za spam i czekam na więcej ^^
Co to... co to ma być?! Wbić w kogoś rękę i ściskać jego serce. Widzę, że nie tylko ja mam sadystyczne pomysły.... ale do tematu, tęskniłam za waszymi blogami! I bardzo się cieszę z wielkiego powrotu! No i nie przeszkadzając... Weny, zdrówka i nie kończącej się flaszki, by zaspokoić suchośc w gardle po napisaniu ozdziału. :P
OdpowiedzUsuńAnia