Ostrożnie zdejmował bandaż z twarzy, odsłaniając głęboką ranę przechodzącą poprzez nos, rozpoczynającą się od policzka. Druga szrama widniała tuż obok oka, którego utracenie uniknął niemalże cudem. Jedno było pewne - pozostanie po tym ohydna blizna. Choć nie to było powodem jego zmartwień, a list wysłany do Lucy. Może wyraził w nim zbyt wiele emocji i prawdy? Spisując słowa na kartkę, czuł jak ciężkie doznania opuszczają zakrwawione kłamstwami serce, obdarowując poczuciem spokoju, którego zawsze pragnął.
Syknął z bólu, kiedy opuszkami palców przejechał po zabliźniających się ranach. Jak on jej się pokaże? Dopiero pozbył się jednych "znamion", a już zyskał kolejne. Pech uczepił się go, jak rzep psiego ogona.
- Natsu! Chodź przemyć rany! - Rozkazała Elie, wołając chłopaka z kuchni. Cicho westchnął, opuszczając łazienkę mozolnym krokiem. Siadł na wskazanym przez Yochi miejscu, czując piekące środki dezynfekujące na swoim ciele.
- Elie. Miałbym do ciebie prośbę. - Wyszeptał zawstydzony. Nigdy nie lubił prosić o pomoc, ale tej sprawie nie podoła sam. Kobieta słysząc wypowiedzianą prośbę, uśmiechnęła się szeroko, bez najmniejszego wahania wyrażając zgodę.
- Zostaną ci po tym blizny, prawda? - Zapytał smutno Igneel, wyrzucając zużyte bandaże i waciki. Natsu nigdy nie widział ojca tak zasmuconego. Rozumiał, jak wiele cierpienia musiała mu sprawić śpiączka chłopaka. Był jego jedynym synem, jak i jedyną bliską osobą. Gdyby i on umarł, Igneel pozostałby samotny.
- Tak, ale nie przeszkadza mi to. - Zapewnił, ze swoim firmowym uśmiechem a'la Natsu Dragneel. Zaraz po tym dostał burę od Elie, aby przestał się wiercić. Czuł jak wraca w niego życie i pewność siebie, jaką zawsze tryskał. Sam nie wiedział, który Natsu jest tym prawdziwym, który odzwierciedla jego duszę. Ale jeszcze go odnajdzie.
- Nie obeszłoby się bez blizn. Szkoda, że oszpecą ci twarz. - Westchnęła kończąc dezynfekować rany. Był przyzwyczajony do blizn, to normalne zjawisko. Chociaż jeden fakt sprawiał mu ból - zrobił wszystko, żeby pozbyć się poprzednich. Na darmo. Może jest na nie skazany? Doskonale zdawał sobie sprawę z bólu, jakiego dozna Lucy widząc je.
- Mogę je usunąć. - Szepnął niemal niesłyszalnie.
- Ani mi się warz! - Rozkazał ostrym tonem w obawie o syna. Stracił zbyt wiele w swoim życiu, by ryzykować jeszcze więcej.
Salamander spojrzał na czerwonowłosego, zdziwiony tym nagłym wybuchem. Nigdy nie widział go tak podenerwowanego. W zielonych tęczówkach skrzył się strach i cierpienie, zupełnie nie pasujące do oblicza króla. Więc to była jego ludzka strona? Zapełniona bolesnymi uczuciami, krwawymi doznaniami, popełnionymi grzechami, gorzkimi łzami. Strona mieniąca się milionami uczuć, od złocistego koloru dobra, poprzez czysty pomarańcz aż do szkarłatu zła.
Dragneel powoli wstał, kładąc dłoń na silnym ramieniu Igneela, wyszeptał słowa, które sprawiły iż serce smoka zabiło szybciej i mocniej, wspomagane tęsknotą i miłością.
- Hana...zawsze jest przy tobie, uśmiechnij się do niej.
Stanął jak słup soli, czując jak te słowa odbijają się w jego głowie nieznośnym echem. Nie podążył wzrokiem za wychodzącym synem, który wygiął kąciki ust ku górze usatysfakcjonowany wypowiedzianymi słowami.
Syknął z bólu, kiedy opuszkami palców przejechał po zabliźniających się ranach. Jak on jej się pokaże? Dopiero pozbył się jednych "znamion", a już zyskał kolejne. Pech uczepił się go, jak rzep psiego ogona.
- Natsu! Chodź przemyć rany! - Rozkazała Elie, wołając chłopaka z kuchni. Cicho westchnął, opuszczając łazienkę mozolnym krokiem. Siadł na wskazanym przez Yochi miejscu, czując piekące środki dezynfekujące na swoim ciele.
- Elie. Miałbym do ciebie prośbę. - Wyszeptał zawstydzony. Nigdy nie lubił prosić o pomoc, ale tej sprawie nie podoła sam. Kobieta słysząc wypowiedzianą prośbę, uśmiechnęła się szeroko, bez najmniejszego wahania wyrażając zgodę.
- Zostaną ci po tym blizny, prawda? - Zapytał smutno Igneel, wyrzucając zużyte bandaże i waciki. Natsu nigdy nie widział ojca tak zasmuconego. Rozumiał, jak wiele cierpienia musiała mu sprawić śpiączka chłopaka. Był jego jedynym synem, jak i jedyną bliską osobą. Gdyby i on umarł, Igneel pozostałby samotny.
- Tak, ale nie przeszkadza mi to. - Zapewnił, ze swoim firmowym uśmiechem a'la Natsu Dragneel. Zaraz po tym dostał burę od Elie, aby przestał się wiercić. Czuł jak wraca w niego życie i pewność siebie, jaką zawsze tryskał. Sam nie wiedział, który Natsu jest tym prawdziwym, który odzwierciedla jego duszę. Ale jeszcze go odnajdzie.
- Nie obeszłoby się bez blizn. Szkoda, że oszpecą ci twarz. - Westchnęła kończąc dezynfekować rany. Był przyzwyczajony do blizn, to normalne zjawisko. Chociaż jeden fakt sprawiał mu ból - zrobił wszystko, żeby pozbyć się poprzednich. Na darmo. Może jest na nie skazany? Doskonale zdawał sobie sprawę z bólu, jakiego dozna Lucy widząc je.
- Mogę je usunąć. - Szepnął niemal niesłyszalnie.
- Ani mi się warz! - Rozkazał ostrym tonem w obawie o syna. Stracił zbyt wiele w swoim życiu, by ryzykować jeszcze więcej.
Salamander spojrzał na czerwonowłosego, zdziwiony tym nagłym wybuchem. Nigdy nie widział go tak podenerwowanego. W zielonych tęczówkach skrzył się strach i cierpienie, zupełnie nie pasujące do oblicza króla. Więc to była jego ludzka strona? Zapełniona bolesnymi uczuciami, krwawymi doznaniami, popełnionymi grzechami, gorzkimi łzami. Strona mieniąca się milionami uczuć, od złocistego koloru dobra, poprzez czysty pomarańcz aż do szkarłatu zła.
Dragneel powoli wstał, kładąc dłoń na silnym ramieniu Igneela, wyszeptał słowa, które sprawiły iż serce smoka zabiło szybciej i mocniej, wspomagane tęsknotą i miłością.
- Hana...zawsze jest przy tobie, uśmiechnij się do niej.
Stanął jak słup soli, czując jak te słowa odbijają się w jego głowie nieznośnym echem. Nie podążył wzrokiem za wychodzącym synem, który wygiął kąciki ust ku górze usatysfakcjonowany wypowiedzianymi słowami.
* * *
- Więc...co teraz zamierzasz? - Kołysała się na piętach, splatając ręce za plecami, uważnie wlepiała różowe tęczówki w postać Dragneela. Silne dłonie skryte w kieszeniach, przewracały ich zawartością w długich palcach. Wyprostowana, umięśniona postura odzyskała swój dawny wygląd. Przydługie różowe kosmyki, wyplecione z kucyka drażniły opaloną skórę. Zielone tęczówki błyszczące dawnym blaskiem dokładnie badały rozciągający się przed nim krajobraz. Szare, wyblakłe niebo próbowało harmonizować z cienką warstwą śniegu, która stopniowo topniała poprzez pojedyncze promienie słońca, zwiastujące nadchodzącą wiosnę.
Nabrał głęboko powietrza, rozprostowując plecy, po czym spokojnie wypuścił je nosem, przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Fumiki...mam jedno pytanie. Które z nas jest martwe? - Otworzyła szeroko oczy, przez pierwsze sekundy nie wiedząc nawet jak zareagować. W końcu, po dłuższej chwili ciszy, podeszła do chłopaka stając przed nim i kładąc zgrabną dłoń na sercu maga. Jego ciche bicie, wyczuwalne opuszkami palców, było melodią, której uwielbiała słuchać. Przypominało jej kroki - jeden po drugim prowadziły ją co raz dalej i póki żyje, ta wędrówka wciąż trwa.
- Nawet jeśli masz moje serce, uczucia należą do ciebie. Nie jesteś bezduszną bestią, posiadasz ciepło, wrażliwość, ból, radość...miłość. Już raz ci powiedziałam i powinieneś to zapamiętać, bo te słowa nie miały w sobie ani krzty wątpliwości czy kłamstwa. - Odpowiedziała na wszelkie pytania jakie kłębiły się w jego głowie. Podniosła wzrok, by bliżej przyjrzeć się zarysowanej szczęce, oczom wyglądającym niczym narząd wzroku smoka, a także pokaźnej bliźnie, równocześnie szpecącej twarz Salamandra, jak i dodającej mu pewnego, charakterystycznego uroku. Na paręnaście sekund zapanowała cisza przerywana świstami wiatru oraz spokojnym oddechem różowowłosego. - Jesteś tajemniczy, ale dajesz wiele szczęścia. A taka magia jest najpiękniejsza.
Słysząc te słowa po raz drugi poczuł jak jego ciało zalewa fala przyjemnych uczuć, ciepłych wspomnień i tęsknoty. Nie powstrzymał kącików ust przed wygięciem się ku górze, by stworzyły przepiękny uśmiech. Niepewnie uniósł dłoń, by mogła spocząć na głowie Fumiki. Była duchem, ale jako że można ich nazwać jednym - dla niego była prawie jak normalny człowiek.
- Miłość...jest najpiękniejszą magią. - Wyszeptał składając na jej czole pocałunek, niczym brat zapewniający siostrę o swym uczuciu i trosce jaką ją darzy.
Zachichotała niewinne na te wszystkie gesty.
Magia otaczała wszystko wokół, magią był świat w którym żyli. Walka, radość, miłość, rozpacz, śmierć - wszystko miało w sobie tą nadprzyrodzoną część. Zła czy dobra, czysta czy czarna, życia czy śmierci, ma swoje pozytywne i negatywne aspekty, a mimo to wciąż pozostaje niezwykła. Od początku do końca zostali z nią powiązani, niewidzialnymi, stalowymi łańcuchami.
Ta magia rozpoczynała się od jej życzenia, aż do bicia jego serca.
Nabrał głęboko powietrza, rozprostowując plecy, po czym spokojnie wypuścił je nosem, przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Fumiki...mam jedno pytanie. Które z nas jest martwe? - Otworzyła szeroko oczy, przez pierwsze sekundy nie wiedząc nawet jak zareagować. W końcu, po dłuższej chwili ciszy, podeszła do chłopaka stając przed nim i kładąc zgrabną dłoń na sercu maga. Jego ciche bicie, wyczuwalne opuszkami palców, było melodią, której uwielbiała słuchać. Przypominało jej kroki - jeden po drugim prowadziły ją co raz dalej i póki żyje, ta wędrówka wciąż trwa.
- Nawet jeśli masz moje serce, uczucia należą do ciebie. Nie jesteś bezduszną bestią, posiadasz ciepło, wrażliwość, ból, radość...miłość. Już raz ci powiedziałam i powinieneś to zapamiętać, bo te słowa nie miały w sobie ani krzty wątpliwości czy kłamstwa. - Odpowiedziała na wszelkie pytania jakie kłębiły się w jego głowie. Podniosła wzrok, by bliżej przyjrzeć się zarysowanej szczęce, oczom wyglądającym niczym narząd wzroku smoka, a także pokaźnej bliźnie, równocześnie szpecącej twarz Salamandra, jak i dodającej mu pewnego, charakterystycznego uroku. Na paręnaście sekund zapanowała cisza przerywana świstami wiatru oraz spokojnym oddechem różowowłosego. - Jesteś tajemniczy, ale dajesz wiele szczęścia. A taka magia jest najpiękniejsza.
Słysząc te słowa po raz drugi poczuł jak jego ciało zalewa fala przyjemnych uczuć, ciepłych wspomnień i tęsknoty. Nie powstrzymał kącików ust przed wygięciem się ku górze, by stworzyły przepiękny uśmiech. Niepewnie uniósł dłoń, by mogła spocząć na głowie Fumiki. Była duchem, ale jako że można ich nazwać jednym - dla niego była prawie jak normalny człowiek.
- Miłość...jest najpiękniejszą magią. - Wyszeptał składając na jej czole pocałunek, niczym brat zapewniający siostrę o swym uczuciu i trosce jaką ją darzy.
Zachichotała niewinne na te wszystkie gesty.
Magia otaczała wszystko wokół, magią był świat w którym żyli. Walka, radość, miłość, rozpacz, śmierć - wszystko miało w sobie tą nadprzyrodzoną część. Zła czy dobra, czysta czy czarna, życia czy śmierci, ma swoje pozytywne i negatywne aspekty, a mimo to wciąż pozostaje niezwykła. Od początku do końca zostali z nią powiązani, niewidzialnymi, stalowymi łańcuchami.
Ta magia rozpoczynała się od jej życzenia, aż do bicia jego serca.
* * *
Duże,
czarne oczy wpatrywały się w skromny, nowo odbudowany dom dla
zapoczątkowania pięknych chwil, które zniknęły równie szybko jak uśmiech
na tej dziecięcej twarzy. Po raz kolejny, przez ten długi czas
pociągnęła za klamkę. Trzask zaciśniętego zamku, do którego nie
posiadała klucza. Stawiając kilka kroków w tył, zerknęła przez okno.
Złudzenie tęsknoty zamgliło jej umysł tęsknym obrazem. Podążyła w stronę
ogródka - zdewastowany przez naturę, zaniedbany przez właścicieli, a
jednak wciąż piękny. Uklękła na brudnej ziemi, chwytając w rączki
jeden z wielu chwastów. Bez wahania wyrwała go, rzucając gdzieś na
bok.
Od kilku miesięcy wciąż wierzy, że pewnego dnia zobaczy ten szeroki uśmiech i usłyszy tą
magiczną opowieść. Z każdym przebudzeniem nadzieja gasła, by w nocy
znów zakwitnąć. Tęsknota sprawia ogromny ból, zwłaszcza kiedy w końcu
dane było ci poznać uczucie ciepła, bliskości, więzi rodzinnej.
Pielęgnowała
ten ogród, będzie o niego dbać póki nie wrócą. Jest pewna, że to
jeszcze nastanie. Miłość jest magicznym uczuciem, które nigdy nie
umiera.
- Hej mała. Co ty tutaj robisz? - Męski,
silny głos rozbrzmiał za jej plecami groźnym tonem, wywołując ciarki na
plecach. Powoli odwróciła się, chcąc zobaczyć przybysza.
Długie,
czarne włosy związane w luźny kucyk, opadały na prawe ramię. Luźniejsze
kosmyki okalały smukłą twarz, podkreśloną wyrazistymi, męskimi rysami
twarzy. Krwistoczerwone tęczówki doskonale harmonizowały z całą
"mroczną" kolorystyką.
Nic
nie odpowiadając wróciła do wykonywanej czynności. Delikatne, małe
dłonie umorusane były w ziemi, ochłodzone przez zimną glebę, obolałe od
pracy. Mimo to, wciąż dążyła do celu. Otarła kropelki potu z czoła,
pozostawiając pociągły, brunatny ślad.
Srogi
wyraz twarzy Frauda złagodniał. Kąciki ust wygięły się w lekki uśmiech,
a oczy nabrały cieplejszego odcieniu. W tym momencie dane było ujrzeć
tego dawnego chłopaka, który zapomniał co oznacza bycie normalnym
człowiekiem.
- Patrzysz na mnie jak Lucy. - Zaśmiał się cicho, wyciągając ręce z kieszeni grafitowych spodni. - A kiedy się uśmiechasz, przypominasz mi Natsu.
Po
usłyszeniu tych słów ponownie spojrzała na Grzesznika, odwzajemniając
gest szczęścia. Kucnął przy Yurusu, kładąc rękę na złocistych włosach.
- Pomożesz mi?
Zamiast odpowiedzi, zobaczyła silną dłoń czarnowłosego, delikatnie spełniającą prośbę pomocy.
* * *
- Na pewno nie zostaniesz dłużej? - Zapytała Midori patrząc na chłopaka, dużymi, brązowymi oczami, których kolor niczym nie różnił się od jej rodzicielki. Natsu uśmiechnął się delikatnie, wydając z siebie krótki odgłos śmiechu.
- Nie, podjąłem już decyzję. Ale na pewno za niedługo przyjadę. - Wytłumaczył zarzucając plecak przez ramię, przy czym odwrócił głowę w odpowiednią stronę by zobaczyć nadjeżdżający z daleka pociąg, na widok którego odcień jego skóry przybrał zielonkawy kolor, a całe jedzenie podeszło do gardła.
- Przyzwyczaiłam się do ciebie, teraz będzie tak pusto i cicho. - Zażartowała Elie, chcąc rozładować smutną atmosferę pożegnań.
- Masz jeszcze Igneela, on też jest całkiem głośny. - Na ten "komplement" czerwonowłosy zarumienił się, robiąc minę obrażonego dziecka co wyglądało dość komicznie w połączeniu z dobrze zbudowanym ciałem, wyraźnymi rysami twarzy dojrzałego mężczyzny i zwykle groźnym wyrazem króla.
- Będę tęsknić. - Przytuliła się do niego niczym matka, żegnająca wyprowadzającego się syna. Uścisnęła go mocno, uradowana powrotem do zdrowia i formy Salamandra. - Uważaj na siebie... - Poprosiła obserwując blizny zdobiące opaloną skórę.
- Jasne. - Zaśmiał się, widząc że pociąg już nadjechał. Wypuścił powoli powietrze z ust, wyginając kąciki ust ku górze. - To pa! - Wszedł do pojazdu, spokojnie siadając na miejscu...no cóż, przynajmniej póki nie ruszył w podróż.
- Tutaj.
- Dziękuję. - Został sam z trudnym wyborem. Jego dłonie trzęsły się od strachu i niepewności. W oczach błyszczały łzy symbolizujące radość i tęsknotę. Kąciki ust drżały, nie wiedząc w którą stronę pozostać wygięte.
Minęło kilka długich miesięcy odkąd widzieli się po raz ostatni. I choć wypowiedział słowa pożegnania, w głębi serca wierzył, że ich drogi znów się skrzyżują. Odwrócił głowę, spoglądając na szczęśliwą twarz Fumiki. Kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, by wykonał ten krok.
Pociągnął za klamkę, stając w bez ruchu.
Długie, sięgające połowy pleców blond włosy, smukła postura, idealne proporcje oraz przepiękne, czekoladowe tęczówki - dokładnie tak jak zapamiętał.
Zaniemówiła, widząc przed sobą Smoczego Zabójcę. Nie wiedziała czy sparaliżowała ją tęsknota, czy blizny szpecące jego twarz. Penetrowała wzrokiem umięśnioną posturę, przydługie różowe włosy, biały szal. Pragnęła go dotknąć, pocałować, przytulić, poczuć. Utonęła w zielonych tęczówkach, podziwiając ich dawny blask.
Po policzkach zaczęły płynąć krystaliczne łzy. Jedna za drugą, co raz gęściej.
- Lucy ja... - Objęła go w pasie, opierając głowę o doskonale zbudowaną klatkę piersiową. Rzewne łzy, jakimi płakała nawilżały szarą bluzkę chłopaka.
Po sekundach doznanego szoku ogrzał drobne ciało silnymi ramionami, przyciągając do siebie jeszcze mocniej. Zatopił nos w blond włosach, wdychając ulubiony aromat, przesiąknięty złotą magią i pięknem, Lucy.
Ciszę przerywały ich spokojne oddechy, czułe gesty, szloch, radość i miłość. Po takim czasie rozłąki byli spragnieni każdej części ciała, najmniejszego dotyku.
- Kocham Cię. - Szepnął głębokim głosem, pod dźwiękiem którego zadrżała. Długimi palcami gładził jasne kosmyki.
- Ja Ciebie też...proszę już nigdy więcej...
- Obiecuję.- Nie musiała kończyć, by obietnica została złożona. Fala złocistego ognia zalała ciało magini. Motyle w brzuchu szalały, tańcząc do znanej sobie melodii.
Otarł kciukiem wilgotny policzek, zniżając głowę w jednym celu. Ich usta połączyły się w namiętnym, pełnym pasji pocałunku.
Wyszła z kąpieli, przeczesując wilgotne włosy palcami. Miała na sobie tylko ręcznik obwiązany w okół piersi. Spokojnym krokiem weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Natsu siedział na parapecie, przyglądając się zachodzącemu słońcu. Postura Smoczego Zabójcy na tle kolorów ognia - przypominał dumnego króla. Władcę potrafiącemu pomóc każdemu, tylko nie sobie.
Groźny wzrok, łagodniejący z każdym spojrzeniem na nią. Silne dłonie, delikatnie błądzące po drobnym ciele. W obecności magini stawał się kimś zupełnie innym. Poszczególne cechy znikały, zastąpione nowymi, prawdziwymi, odzwierciedlającymi Natsu. Pomoże mu poznać ten świat od nowa. Będzie się otwierał co raz bardziej, pokona tą podróbkę i stanie się sobą. Dotrzyma danego słowa.
Uśmiechnęła się, kiedy odwrócił głowę w jej stronę. Uczyniła parę kroków w przód. Dłoń Dragneela spoczęła na zagięciu pleców, gładząc ją jak najdelikatniejszą istotę na świecie. Wypuścił powoli powietrze nosem, opierając głowę o płaski brzuch blondynki.
Wplątała palce w różowe kosmyki, po prostu milcząc. Jeśli nie chciał mówić, będzie wsłuchiwać się w jego oddech i wyczuwać bicie serca.
- Lucy...muszę się o coś zapytać... - Zaczął niepewnie, podnosząc na nią wzrok. Wstał z miejsca, grzebiąc dłonią w kieszeni.
- Więc pytaj...c-co ty...
Uklęknął przed nią, na jedno kolano. Wysunął przed siebie ręce, trzymając w dłoniach czarne pudełeczko, a w nim - piękny, złoty pierścionek dookoała przyozdobiony cienkim paskiem rubinów.
Stanęła jak słup soli, zszokowana zaistniałą sytuacją. Jej dłonie drżały, oddech był nierówny, a oczy szeroko otwarte.
- Wyjdziesz za mnie?
Udało się! W końcu dodałam rozdział, cud nad cudami. Chociaż długością popisać się nie mogę, no ale jest i to się liczy. A więc, chyba należy wam się parę słów wytłumaczenia. To zaczynam monolog.
- Jasne. - Zaśmiał się, widząc że pociąg już nadjechał. Wypuścił powoli powietrze z ust, wyginając kąciki ust ku górze. - To pa! - Wszedł do pojazdu, spokojnie siadając na miejscu...no cóż, przynajmniej póki nie ruszył w podróż.
* * *
Powolnym krokiem szedł w wyznaczone przez siebie miejsce, wciąż zamroczony działaniem uciążliwej choroby lokomocyjnej. Na całe szczęście, pamiętał drogę do rezydencji Heartfiliów. Ciągle zastanawiał się, jak odpowiednio dobrać słowa, wykonać gesty, jak zdobyć odwagę.
Chłodny wiatr drażnił opaloną skórę. Niebo przybrało kolory ognia, kontrastując z zachodzącym słońcem, którego miejsce niebawem zajmie księżyc.
Odetchnął głęboko, stawiając ostatnie kroki przed mosiężnymi drzwiami. Czy na pewno jest na to gotowy? Czy Lucy na pewno chce go ponownie zobaczyć?
Niewiele myśląc, zapukał kilka razy, słysząc donośne echo odbijające się od bogato zdobionych ścian wnętrza. Szybkie, małe kroki stawiane jeden za drugim podpowiadały mu, że ten kto zbliża się ku niemu, to nie Lucy.
- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? - Zapytała niska kobieta, spoglądając z podniesioną głową na stojącego przed nią chłopaka.
Blizny widoczne na przystojnej twarzy wywołały niepokój i zimny dreszcz, przechodzący przez cały kręgosłup. Musiała odczekać kilkanaście sekund, nim przybysz zdobył się na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
- Przyszedłem do Lucy. - Zrozumiała kim był. Uśmiechnęła się ciepło, wskazując ruchem ramienia aby wszedł do środka.
- Zaprowadzę pana do jej pokoju.
Skinął delikatnie głową, ruszając za służącą.
Ściany zdobione pięknymi obrazami, przyodziane matowymi barwami. Potężne okna, pozwalające promieniom słońca i światłu księżyca rozciągać się po ogromnej płaszczyźnie. Setki drzwi z ciemnego drewna, każde prowadzące do innego pomieszczenia. W tym budynku każdy człowiek wydawał się niepozornie mały. - Tutaj.
- Dziękuję. - Został sam z trudnym wyborem. Jego dłonie trzęsły się od strachu i niepewności. W oczach błyszczały łzy symbolizujące radość i tęsknotę. Kąciki ust drżały, nie wiedząc w którą stronę pozostać wygięte.
Minęło kilka długich miesięcy odkąd widzieli się po raz ostatni. I choć wypowiedział słowa pożegnania, w głębi serca wierzył, że ich drogi znów się skrzyżują. Odwrócił głowę, spoglądając na szczęśliwą twarz Fumiki. Kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, by wykonał ten krok.
Pociągnął za klamkę, stając w bez ruchu.
Długie, sięgające połowy pleców blond włosy, smukła postura, idealne proporcje oraz przepiękne, czekoladowe tęczówki - dokładnie tak jak zapamiętał.
Zaniemówiła, widząc przed sobą Smoczego Zabójcę. Nie wiedziała czy sparaliżowała ją tęsknota, czy blizny szpecące jego twarz. Penetrowała wzrokiem umięśnioną posturę, przydługie różowe włosy, biały szal. Pragnęła go dotknąć, pocałować, przytulić, poczuć. Utonęła w zielonych tęczówkach, podziwiając ich dawny blask.
Po policzkach zaczęły płynąć krystaliczne łzy. Jedna za drugą, co raz gęściej.
- Lucy ja... - Objęła go w pasie, opierając głowę o doskonale zbudowaną klatkę piersiową. Rzewne łzy, jakimi płakała nawilżały szarą bluzkę chłopaka.
Po sekundach doznanego szoku ogrzał drobne ciało silnymi ramionami, przyciągając do siebie jeszcze mocniej. Zatopił nos w blond włosach, wdychając ulubiony aromat, przesiąknięty złotą magią i pięknem, Lucy.
Ciszę przerywały ich spokojne oddechy, czułe gesty, szloch, radość i miłość. Po takim czasie rozłąki byli spragnieni każdej części ciała, najmniejszego dotyku.
- Kocham Cię. - Szepnął głębokim głosem, pod dźwiękiem którego zadrżała. Długimi palcami gładził jasne kosmyki.
- Ja Ciebie też...proszę już nigdy więcej...
- Obiecuję.- Nie musiała kończyć, by obietnica została złożona. Fala złocistego ognia zalała ciało magini. Motyle w brzuchu szalały, tańcząc do znanej sobie melodii.
Otarł kciukiem wilgotny policzek, zniżając głowę w jednym celu. Ich usta połączyły się w namiętnym, pełnym pasji pocałunku.
*
Uchyliła powieki pod wpływem promieni słońca, padających pojedynczymi pasmami na królewskie łoże. Silne, gorące ramiona oplątywały jej nagie ciało, dając poczucie bezpieczeństwa i odnowionej miłości. Opuszkami palców przejechała po jednej z blizn maga, wyginając kąciki ust ku górze. Delikatny pocałunek spoczął na lekko uchylonych wargach Dragneela.
Ostrożnie zgramoliła się z łóżka, aby nie obudzić chłopaka. Zarzuciła na siebie aksamitny szlafrok, zasłaniający ledwo połowę ud, zgarniając włosy na prawe ramię. Cichymi krokami opuściła pokój, stąpając bosymi stopami po chłodnej podłodze. Uśmiech nie znikał z rozpromieniowanej twarzy. Kierując się w stronę łazienki dotykała swojego ciała, pamiętając każdy moment z tej cudownej nocy.
Usta - smakowały rozgrzanych od namiętności warg. Drapieżnie kąsane zwierzęcymi kłami. Długa szyja - ssana, lizana, gryziona z pasją, niczym bestia, chcąca oznaczyć swoją własność. Piersi, ramiona - pieszczone brutalnym, a równocześnie delikatnym dotykiem rozgrzanych dłoni.
Stanęła przed lustrem, dostrzegając pokaźne rumieńce zdobiące lico.
Pragnienie wciąż paliło jej ciało, miłość przyspieszała bicie serca. Podniecenie podsycało kłębiące się pożądanie. Był idealny, mimo wszelakich wad. Jak Bóg, do którego składa swe modły. Jak smok, którego błaga o litość.
Chłodna woda ocuciła zaspany wzrok, odświeżając gładką skórę. Już zapomniała czym jest prawdziwa radość, kłębiąca się w sercu.
Niesłyszalnym truchtem pobiegła do kuchni. Zagotowała wodę, wyciągając dwa, sporych rozmiarów kubki.
- Pomóc w czymś, panienko? - Za plecami dobiegł ją znajomy głos służącej. Zakryła się szczelniej szlafrokiem, odwracając w jej stronę zawstydzona zaistniałą sytuację. W nocy kompletnie zapomniała, że nie są tutaj sami. Była zbyt pochłonięta jego cudownym ciałem, namiętnymi gestami.
- Nie trzeba, dziękuję. Dam sobie radę. - Zapewniła miłym głosem. Wrzątkiem i mlekiem zalała ciemne ziarna kawy, stawiając kubki na tacy razem z przepysznymi kanapkami, które Natsu wprost uwielbiał, zwłaszcza kiedy były dziełem Lucy.
Ostrożnie wracała do pokoju, uważając by nie potknąć się i nie rozłożyć całej zawartości śniadania na podłodze. Postawiła tackę na stoliku nocnym. Nachyliła się nad ukochanym, przeczesując rozmierzwione włosy palcami.
- Natsu...pora się obudzić, nie sądzisz? - Zachichotała, kiedy otworzył zaspane oczy, pozwalając by po raz kolejny utonęła w ich zielonym odcieniu.
Zdecydowanym ruchem pociągnął ją do siebie. Kołdra zasłaniała opalone ciało do bioder. Szlafrok zjechał do nasady nóg, skrycie odsłaniając trochę piersi i płaskiego brzucha. Zawisł nad nią, opierając ręce obok głowy. Pionowe źrenice wpatrywały się w czekoladowe tęczówki przez parę krótkich sekund.
Zaspokoiła jedno z pragnień, wdzierając język do ust ukochanego. Pocałunek został bezwarunkowo oddany, z pasją i żarem. Zarzuciła ramiona na, zakrytą różowymi kosmykami, szyję. Przyciągnęła go jeszcze bliżej, a ich nagie ciała zderzyły się w natarciu.
Rozdzieliła ich głupota i lekkomyślność. Połączyła przeznaczenie i miłość. Ale może ta rozłąka była im potrzebna, aby mogli dostrzec jak wiele dla siebie znaczą. Pozwolił, żeby sprawili sobie piękne niespodzianki.
Ich życie to taniec wykonywany wśród płomieni przez smoka i księżniczkę.
*
- Natsu co ty robisz? - Zapytała, widząc jak chłopak staje z klęczek po raz kolejny w ciągu tego tygodnia. O co mogło mu chodzić?
Uniosła jedną brew, zdziwiona obserwując chłopaka, który znów wyglądał na zagubionego w takiej sytuacji.
- But mi się rozwiązał. - Wytłumaczył, krzyżując dłonie na piersi.
- Natsu...ty nie masz sznurówek. - Westchnęła rozbawiona jego zachowaniem, choć z czasem zaczęło ją to niepokoić. Chodził podenerwowany, zestresowany. Często przyglądał się jej, jakby o czymś intensywnie myślał.
Siadła obok niego przy stoliku, patrząc zatroskanym wzrokiem na twarz ukochanego. Ani razu nie wspomniała o widocznych bliznach, nie miała zamiaru. Nawet z nimi był przystojny, był sobą.
- Natsu, powiesz mi co się dzieje?
I po raz kolejny nie otrzymała odpowiedzi.
* * *
Groźny wzrok, łagodniejący z każdym spojrzeniem na nią. Silne dłonie, delikatnie błądzące po drobnym ciele. W obecności magini stawał się kimś zupełnie innym. Poszczególne cechy znikały, zastąpione nowymi, prawdziwymi, odzwierciedlającymi Natsu. Pomoże mu poznać ten świat od nowa. Będzie się otwierał co raz bardziej, pokona tą podróbkę i stanie się sobą. Dotrzyma danego słowa.
Uśmiechnęła się, kiedy odwrócił głowę w jej stronę. Uczyniła parę kroków w przód. Dłoń Dragneela spoczęła na zagięciu pleców, gładząc ją jak najdelikatniejszą istotę na świecie. Wypuścił powoli powietrze nosem, opierając głowę o płaski brzuch blondynki.
Wplątała palce w różowe kosmyki, po prostu milcząc. Jeśli nie chciał mówić, będzie wsłuchiwać się w jego oddech i wyczuwać bicie serca.
- Lucy...muszę się o coś zapytać... - Zaczął niepewnie, podnosząc na nią wzrok. Wstał z miejsca, grzebiąc dłonią w kieszeni.
- Więc pytaj...c-co ty...
Uklęknął przed nią, na jedno kolano. Wysunął przed siebie ręce, trzymając w dłoniach czarne pudełeczko, a w nim - piękny, złoty pierścionek dookoała przyozdobiony cienkim paskiem rubinów.
Stanęła jak słup soli, zszokowana zaistniałą sytuacją. Jej dłonie drżały, oddech był nierówny, a oczy szeroko otwarte.
- Wyjdziesz za mnie?
KONIEC SAGI NIESPODZIANKI!
Wiem, rozdziału nie było przez naprawdę długi czas. Jest mi wstyd, źle się z tym czuję i błagam was o wybaczenie. Co się działo, że tak długo zwlekałam? To wyglądało tak: pisałam zdanie i kasowałam je. Kompletnie nic mi się nie podobało. Słowa nie układały się w spójny tekst, to co pisałam nie miało sensu, ładu i składu. Później, jakby to powiedzieć, miałam nieprzyjemny okres. Nie dało się ze mną porozmawiać, chodziłam przygnębiona, zajmowałam się czymkolwiek w domu żeby tylko nie myśleć o tym co się stało. Nie mogłam jeść, płakałam, mało spałam. Nieprzyjemnie. Powoli to mijało i mijało, no i jakoś się ogarnęłam. Włączałam bloggera, wchodziłam na Smoka i...pustka. Znów nic nie potrafiłam stworzyć. Zdenerwowałam się na siebie. Pomyślałam "Kurde Natsu! Ogarnij się bo one czekają na ten rozdział! Weź się w garść i napisz cokolwiek!". Udało mi się wtedy napisać pół pierwszej sceny, a potem przez dobre dwa tygodnie znów nic. Znów zaczął się nieprzyjemny okres. Bóle brzucha prawie codziennie, głowa często bolała, nie miałam apetytu, i pojechałam do lekarza. Okazało się, że jest pewien problem z jelitami. Okej, dostałam przepisane leki, było lepiej. Kiedyś miałam wolniejszy dzień to postanowiłam dokończyć tą scenę, było to stanowczo niedawno. I ostatnio, kiedy w końcu wena mi sprzyjała - włączam laptopa, odpalam bloggera, już mam rozdział i...sprzęt się popsuł. Dwa dni później, choć próbowałam, nadal nie mogłam nic robić. Ekran non stop migał, nie było ikon, zawieszał się. Pojechałam z nim do gwarancji i tam dowiedziałam się, że wszystkie pliki, dokumenty, filmy, muzyka, zdjęcia - przepadną. Rozkleiłam się. Było tam mnóstwo rzeczy związanych z tym blogiem. Prawie napisany one-shot, fragmenty które miałam wykorzystać, zakończenie bloga. Płakałam przez dobre pół godziny. Ostatecznie uruchomiłam stary komputer stacjonarny, który działa jakby chciał a nie mógł. Zaczęłam pisać i coś tam się tworzyło. Pisałam w zeszycie, przepisywałam. Wyjechałam na Wszystkich Świętych do wujka, siedzę w pokoju i pomyślałam "Mam pewien pomysł! Muszę to zapisać"! i wtedy jaki długopis nie wzięłam, po jednym słowie przestawał pisać.
Ogółem bardzo was przepraszam, postaram się aby takie coś już nigdy więcej się nie powtórzyło. Mam nadzieję, że ten rozdział ma w sobie choć jedno dobre zdanie.
Rozdział jest mega. Bardzo mi się podoba. Przepraszam ze naciskałam na ciebie. Ciesze się bardzo ze dodała ten rozdział i ze będzie kontynuacja tego bloga (bo jestem bardzo ciekawa co będzie potem ). Nie ukrywam ze bardzo mnie zazaskoczyłas ostatnim zdaniem ktore kończyło rozdział. Nie chodzi mi o to ze ,, ja nie wieze jak ona mogła to zrobić??!!" czy coś w tym stylu tylko poprostu się tego nie spodziewałam i dobre 5 minut siedziałam z mina typu ,, wtf?!". Ciekwe co będzie dalej bo wiadomo ze Lucy się zgodzi ale dalej dalej np. Jak zareagują inni np. Erza czy Grey albo inni jeszcze itp. Pozostaje mi tylko czekać :) wiec to zrobię. Pozdrawiam, przepraszam, dziękuję i czekam ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Shiro! Widzę, że wena wróciła, a to dobrze wróży :). Zabieram się za czytanie.
OdpowiedzUsuńElie normalnie zastępuje Natsu matkę, której ten już nie ma. Kurde, znowu blizny… Ty to jesteś sadystka, wiesz? I to wielka :D. Tak doświadczać biednego Natsu? Jak możesz?! Wiem, że nie wymogę na Tobie obietnicy, żebyś go już nie krzywdziła, bo to tak jakbym pozbawiła Cię powietrza, czyli czegoś niezbędnego do życia. Także masz pozwolenie na robienie mu krzywdy, ale w granicach rozsądku, ok? No i wybuch Igneela. Przyznam szczerze, że czekałam, aby w końcu ustawił syna do pionu, bo się bardzo rozwydrzył.
Fumiki jest słodka! Jak ja lubię tą postać to nie masz pojęcia! Oczywiście na pierwszym miejscu spośród wymyślonych przez Ciebie bohaterów jest Fraud, ale druga lokata należy do tej małej, słodkiej istotki, która jest jak siostra dla naszego Natsu. Mam nadzieję, że ten kretyn w końcu coś zrozumie i przestanie stawiać swoje życie na szali, gdyż ma je tylko jedno i otrzymał je w prezencie od Fumiki. Niech je w końcu doceni i zrobi wyraźny krok naprzód.
Fraud i Fumiki w jednym rozdziale? To jak balsam na moją duszę! I jeszcze Grzesznik w roli pociesznego ogrodnika :D. Normalnie jak sobie wyobraziłam, że walczy z chwastami, szeroko się uśmiechnęłam, bo raczej nie jest miłośnikiem zieleni. Ale dla naszej słodkiej blondyneczki, zmiękło mu serce i postanowił zrobić wyjątek. Jestem ciekawa jaki będzie efekt końcowy pracy smyka i kruszyny ;).
Czyli Natsu opuszcza najbliższych i zmierza… właśnie, gdzie? Z pewnością napiszesz o tym dalej, ale ja na razie nie wiem :D. Uznajmy to za pytanie retoryczne. Biedny Igneel, zawstydził się :D. Panie, weź pan siary nie rób i trzymaj fason, bo tego się oczekuje po królu smoków, czyż nie? No i tu się zgadzamy :D.
Kya!!!!!!!!!!!! Serio? Czy to, co czytam jest prawdą, czy mam zwidy? Uszczypnijcie mnie, bo nie wierzę, że Shiro postanowiła ponownie połączyć nasze gołąbeczki! Auć! Bolało! Kya!!! Ale niespodzianka!!! I jeszcze to zapewnienie – rozpływam się i zaraz zostanę zebrana z podłogi mopem przez moją rodzicielkę, co by się panele nie rozmokły :D. W każdym razie czekam na tą chwilę. Nie podejrzewałam, że to Natsu się przełamie i pierwszy zrobi krok ku pojednaniu się. Ale mraśnie!!!
O matko!!! Jaki poranek :D. A to nasze gołąbeczki świntuszą jak się patrzy :D. Ale w sumie trudno zapanować nad uczuciami, gdy trzeba je było tak długo w sobie trzymać. I w sumie jedna rzecz jest fajna – właściwe śniadanie zeszło na drugi plan :D. Ale to, które wybrali, jest z pewnością o niebo lepsze :D. Shiro, Ty nasz świntuszku :D. Pisz jak najwięcej „tych” scen, gdyż wszyscy je uwielbiamy. I proszę mi nie zaprzeczać! Ja swoje wiem :D.
Kya!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! O ranyści!!! Nareszcie!!! Nie uwierzysz Shiro, ale mam normalnie świeczki w oczach!!! O matko!!! Sama nie wiedziałam jak bardzo czekałam na ten magiczny moment!!! Dziękuję Ci Shiro, to było przepiękne!!! Tylko zapytam, czemu tak długo z tym zwlekałaś, co??? Dobra, już nie narzekam :D. najważniejsze, że w końcu się odważył i zgiął to kolano, bo ja już osobiście sądziłam, że mu się nie zgina, bo doznał jakiejś kontuzji. Ale jednak wszystko ok!!! To teraz tylko czekać na ślub, białą suknię, elegancki garnitur i weselicho w wykonaniu Wróżek :).
Cóż mogę dodać??? Niezmiernie cieszę się, że udało Ci się, pomimo wszelkich trudności, o których piszesz, a o których już wcześniej wiedziałam, napisać dosyć długi rozdział. Najbardziej podobał mi się przyjazd Natsu do domu Lucy i późniejsze wydarzenia, a końcówka była moim zdaniem najlepsza. Była podsumowaniem całości, jak i rozłąki, powrotu i cudu, który miał tu miejsce. Mam oczywiście na myśli przebaczenie ;). NaLu w pełnym rozkwicie!!! Kotek, ściskam Cię mocno i dziękuję Ci za chwile wzruszeń :). A co do straty materiału to wiesz, że bardzo mi przykro… Ale nikt nie ma wpływu na chamstwo rzeczy martwych…
Twoja R.
Ps. Za wszelkie błędy i przekręcenia przepraszam, ale nie czytam przed dodaniem. Buziak :***.
O mój boże.
OdpowiedzUsuńJa wiem wiem .. wiedziałam ,że to się stanie ( nie musicie wiedzieć skąd ! ) ale no ja ... straciłam jak to się mówi język ,a w tym przypadku powinnam napisać palce :P Nie ważne.
Ohh ... ten moment " ale ty nie masz sznurówek " coś mi przypomina .. jak mi Zeus miły rok temu a konkretnie 11 miesięcy temu rozmawiałyśmy o losach tego bloga i rozmawiałyśmy o zaręczynach i .. o boże my rozmawiałyśmy o tym rozdziale !!!
Ohh nie no chciałabym napisać coś godnego tego bloga ale nic takiego mi nie wyjdzie ,ja wiem ,ty wiesz ,wszyscy wiedzą ,że TEN BLOG JEST BOSKI ! Cóż dopiem tylko ,że wszystkiego najlepszego chociaż ten rozdział jest jak prezent urodzinowy dla mnie *_* jest przepiękny no i jedno z wielu co mi się najbardziej podobało w tym rozdziale to :"- Hana...zawsze jest przy tobie, uśmiechnij się do niej. " wyobraziłam sobie Hane stojącą za Igneelem i uśmiechającą się gdy Natsu to mówi ,ten blog działa na wyobraźnie jak cudna książka :)
Dziękuję ci za wszytko Natsu-sama !
Dobra, komentuję teraz, bo mam tak słabą pamięć, że zapomniałam wcześniej... oł gad, jaki ze mnie debil. xD
OdpowiedzUsuńAle mniejsza o mnie, teraz czas na Ciebie. A dokładniej Twój epicki rozdział.
To... tak jak wspominałam... jest epicki. Czego chcieć więcej? xD
Przyznam Ci szczerze, że za chuja nie wiem skąd te rany na twarzy Natsu. Zapomniałam (a czego ja nie zapominam? D: ). xD Aaale mniejsza! Jest ślicznie! Ja sobie przypomnę (czyt. przeczytam znów poprzedni rozdział z nadzieją, że tak znajdę odpowiedź.), zobaczysz. :3
Strach Igneela przed tym, że Natsu użyje tego dziwnego zaklęcia (jeśli miało jakąś nazwę to przepraszam, ale zapomniałam (po raz trzeci w tym komentarzu!)), ale chyba nie miał (z tego co pamiętam). W sumie to słodkie było. C:
Momenty NaLu były takie... oł gad, słodkie! Aż mi się przypomniało pewne cukierkowe Juri... tylko tutaj przynajmniej nie srałam cukrem jak tam. CCC: Ale mimo wszystko. Było piękne! I jeszcze ten moment gdy się jej oświadczył... po prostu... *o* (<--- taka była moja mina gdy zobaczyłam rozdział i gdy przeczytałam ten moment. Ja nie żartuję! xD)
Tak więc... nie wiem co jeszcze napisać. ;-; No może jeszcze dodam, że przykro mi z powodu lapka... mój komp niby działa jak traktor przedwojenny ale i tak w jego lepsze dni da się coś na nim robić.
Ślę wenę (której mam mało) i mam nadzieję, że za niedługo wszystko się polepszy. CC:
P.S. Gad, ten szablon jest boski! Od kiedy on tak fajnie zmienia kolorki? *w*
Powiem tak! Zaczynałam czytać twojego bloga i poza tym, że miałaś boski styl pisania, nawet na początkach, to były momenty kiedy mnie już odrzucało. Powód? Piszesz w bardzo poważnym tonie i często dramatycznym, gdzie jakiś żart czy anegdotka to pojęcia występujące bardzo rzadko. Ten rozdział jednak utwierdził mnie w tym, że warto. Widać, że masz talent pisarski i pomimo braku takiej wielkiej różnorodności pod względem gatunkowym, to naprawdę się można zakochać. Twój opis odczuć, opisy wyglądu i impresjonizm działający na mnie tak jak powinien, sprawia, że nawet film by mi nie zastąpił wrażeń lepszych niż twój rozdział i odrobina skupiania. Po prostu czytając , od razu wszystko widzę jak obraz , z dokładnymi szczegółami, które nawet w filmie bym przeoczyła. Masz po prostu magiczne zdolności i doskonaląc się dalej,choćby pod względem gatunkowości... winszuje...
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od początku i muszę przyznać że bardzo ależ to bardzo mi się podoba Twój blog. Zazdroszczę Ci takiego talentu. Sama bym chciała tak pisać ( choć mam 2 blogi :d). Pisz tak dalej i czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNareszcie się pogodzili. I do tego ślub! Jeszcze tylko dzieciak i mamy rodzinka pl xd
OdpowiedzUsuń