czwartek, 25 lipca 2013

65. Zraniona duma

Alois rozbawiony spoglądał na ledwo idącego w jego stronę różowowłosego, jego dłoń płonęła ogniem a krople krwi skapywały na podłogę z każdym krokiem. Wstał na chwilę zostawiając Itami i podszedł do Salamandra. 
- Kiedyś uważałem cię za godnego przeciwnika, jednak jesteś tylko zwykłym dzieciakiem. Nie pozostaje mi nic innego jak zabić cię. - Oznajmił zrezygnowanym, a nawet zawiedzionym wzrokiem wpatrując się w chłopaka. Złotowłosa cichutko podreptała do Kurushiniego klękając przy nim wpatrywała się w Smoczego Zabójcę. Ledwo stojący, ciężko ranny powinien już dawno upaść na ziemię a mimo to stoi nadal walcząc niczym smok rozpościerający swe skrzydła na wietrze wzlatując ku słońcu z ciemnej jaskini. 
- Z-ostaw ją. - Wyszeptał ze złością. Moment kiedy nawet mowa sprawiała mu trudność i ból, był najgorszym co mogło go spotkać, moment kiedy nie mógł nawet podnieść ręki aby zadać mocny cios. Lecz Yurusu jedynie od niechcenia zacisnął dłoń w pięść i uderzył w brzuch różowowłosego, przez co ten zgiął się w pół zawisając na jego ręce, tuż przed oczami Itami wymiotował krwią, która powoli spływała w stronę dziewczynki. Nieudolnie próbował złapać oddech.
- Na-chan... - Powiedziała przerażona wpatrując się wprost na ten obraz. 
"Na-chan obiecał że pobawi się ze mną, kiedy będzie lato" przypomniała mu się jego własna obietnica złożona Itami. Lecz to co teraz widział, nie przypominało tej uśmiechniętej i szczęśliwej małej Yurusu. Teraz z jej dużych czarnych oczu wylewały się łzy nawilżając zaróżowione policzki, ledwo przytomnym wzrokiem przyglądał się temu okropnemu obrazowi.  Alois chwycił jego nogę i jednym ruchem wgniótł w podłogę, kolejna porcja krwi przyozdobiła jego poranioną skórę. Zacisnął mocno zęby próbując wstać, drżące ramiona zatopiły się w kałuży jego własnej krwi. Cały czas dążył do nabrania upragnionego oddechu. 
- Na -chan...Rushi. - Wyszeptała łkając wśród bólu.
- Itami wiem...że potrafisz uleczyć choć trochę Kurushiniego...zrób to...
Oznajmił dysząc ciężko. Przeciwnik chwycił żelazny pręt w dłonie i zaciskając go uderzył o żebra chłopaka, słysząc charakterystyczne chrupnięcie łamanych kości. Na powrót upadł czując stalowy ból prętu, który zderzył się z jego biodrem posyłając pół metra dalej. Nie zaprzestając głośny brzdęk rozległ się po całej gildii, a z głowy Smoczego Zabójcy wyciekła szkarłatna ciecz. 
- Itami...jesteś magiem...więc...użyj swojej magii. - Przekonywał ją czując ból odbijający się echem w jego głowie, ledwo kontaktując ze światem nadal chciał walczyć. Dziewczynka podeszła małymi krokami do brata i położyła zgrabne dłonie na jego ciele, złocista aura otoczyła ich powodując ukojenie w łzach, ulgę w bólu. Rany Yurusu powoli zaczęły się goić, ale nie całkowicie znikać, mimo wszystko minimalnie odzyskiwał siły. Powoli odwrócił głowę patrząc na Dragneela, który poważnie ranny próbował wstać.
- Makarov te twoje dzieci są tak samo żałosne jak ty. - Oznajmił do leżącego gdzieś mistrza, który rozwścieczony spoglądał na wroga raniącego jedno z jego dzieci. Różowowłosy już prawie nie widział na oczy przez ściekającą do nich krew. Kolejny cios został zadany w jego plecy.
Erza obróciła się w okół własnej osi mocno zaciskając rękojeść miecza. Ostrze przecięło brzuch czarnowłosej kobiety a szkarłatna ciecz oblała błyszczącą srebrem broń. Akumu szybko wymierzyła cios w plecy Scarlet powodując iż uderzyła o ścianę upadając na podłogę. Czerwonooka podeszła powolnym krokiem do Tytanii a krew skapywała z każdym kolejnym krokiem. Zgromadziła w dłoni czerwony promień chcąc wycelować w dziewczynę, lecz czarny bat obwiązał ją w pasie przylegając jej ręce wzdłuż ciała. Erza zdziwiona tym co się stało spojrzała na źródło pomocy, to była Lucy. Klęczała na jednej nodze, gdyż w drugą była zraniona. Trzymała w dłoni początek bata mocno go ściskając aby nie puścić.  Delikatnie uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki dając jej tym samym znak, aby zadała ostateczny cios. Szkarłatnowłosa wstała układając miecz obok swojej głowy i zamknęła powieki skupiając się na tym, aby całą mocą uderzyć w przeciwniczkę ostatecznie. Po raz pierwszy pragnęła zobaczyć jak krew brudzi jej ostrze.



 Ukazała po chwili błyszczące, brązowe oczy i biorąc mocny zamach obkręciła się wokół własnej osi odcinając głowę Akumu, szkarłatna ciesz zlała się z pięknym kolorem jej włosów, tak samo jak aksamitna skóra. Opuszczając rękę z mieczem oparł się z brzdękiem o podłogę. Kąciki jej ust wygięły się delikatnie ku górze, przymrużyła lekko powieki wypuszczając powoli powietrze z ust. Powolnym krokiem, zmęczona podeszła do Heartfilii klękając przy niej.
- Dziękuję za pomoc, Lucy. - Podziękowała kładąc dłoń na ramieniu blondwłosej.
- Wszyscy musimy sobie pomagać...gdzie Natsu? - Nagle zmieniła temat rozglądając się dookoła, chłopak wstał opierając się o ścianę. Nie było miejsca na jego skórze gdzie nie szpeciłaby go rana, a mimo krwawiącego ciała wciąż chciał walczyć. Widziała jak ciężko jest mu złapać oddech, zacisnął dłonie w pięści i wyprostował się patrząc wprost na wroga, obok niego stał Krushini w nieco lepszej formie, natomiast Itami siedziała skulona w ramionach Cany, która kiedy była najbliżej niej wzięła pod swoją chwilową obronę. 
- Nie powinieneś walczyć z takimi ranami Natsu. - Ostrzegał go Yurusu. 
- Nie ważne jak ciężko zostanę ranny, wygram, to mój cel. - Oznajmił kątem oka spoglądając na kompana. Jego pięści odziały czerwone płomienie a zielone oczy zaiskrzyły wolą walki. Rozwścieczony ruszył na przeciwnika zadając mu mocny cios w brzuch co posłało go na pobliską ścianę, nie zaprzestając odział swą stopę w ogień i kopnął w twarz wroga oddając pięknym za nadobne. Biorąc do ręki wcześniejszy pręt który połamał jego kości cisnął narzędziem w żebra mężczyzny po czym z całej siły wbił go w bark. Kurushini podbiegł do swojego ojca otaczając jego ciało czarną magią zaciskał powoli dłoń w pięść. Co wywoływało nieznośny ból, krzyk ich przeciwnika rozniósł się po całym pomieszczeniu. Ciemnoszare niebo zasłonięte niemal czarnymi chmurami było zwiastunem zła i śmierci. Grzmoty błyskawic rozświetlały i ogłuszały krajobraz, gildia która jeszcze niedawno stała w płomieniach stała się ruiną, a ogień zgasł pod wpływem zimnego deszczu. Za każdym razem, tutaj w Magnolii, deszcz zwiastuje coś smutnego. Smoczy Zabójca stał nad cierpiącym Aloisym z kamienną twarzą wpatrując się w jego ból, podniósł niedaleko niego leżące ostrze. Kiedy chciał zrobić krok do przodu okropne cierpienie przeszyło jego ciało a on nie mógł nawet drgnąć, jakby jego ciało zostało sparaliżowane magią Akumu, ale to było niemożliwe. Przecież ona nie żyła, wszystko wyglądało na to, że to skutki poważnych ran i przemęczenia, ale nie mógł się poddać. Nie on jedyny był ranny, każdy pragnął wygranej, droga do upragnionej wolności była tuż przed nim. Zacisnął mocno zęby wymuszając kolejny krok, który czuł jak tysiące igieł wbijających się w ciało. - Zobacz jaki to ból...
Powiedział rozgniewany unosząc miecz ponad swoją głowę, w tym momencie jego oczy przepełniała nienawiść i żądza zemsty, natomiast jego przeciwnika strach, a równocześnie rozbawienie. Z całej siły zamachnął wbijając ostrze w ramię mężczyzny i odcinając je. Zrobił to samo co on jemu, pozbawił ręki z zimną krwią. Upuścił po chwili broń, która delikatnie odbiła się od podłogi by na powrót upaść poplamiona szkarłatną cieczą. 
- Odciął mu rękę... - Potwierdziła wydarzenie przerażona Lucy.
- Oddając pięknym za nadobne pragnął zemsty plamiąc własne ręce krwią wroga, chciał aby poczuł ten sam ból co on, zniżając się do jego poziomu. Jednakże...dumny smok podąża ku zwycięstwie nie pozostawiając za sobą trupów. Rozpościera skrzydła aby wzlecieć ku przyjaciołom, chwyta wiatr zwany nadzieją i zieje ogniem nasyconym wolą walki
Tytania wypowiedziała te słowa z powagą, a jednak pewnym podziwem. Wierzyła że jej przyjaciel może wygrać. Wiedziała iż Igneel był dumnym smokiem, a jednak z honorem. Natsu jako jego syn odziedziczył te cechy, odziedziczył od szlachetnego smoka. Króla ognia. 
- Ale niebo odziane w zagładę, dziurawi skrzydła smoka. - Dodała Heartfilia patrząc jak różowowłosy ledwo trzyma się na nogach. Siedziały spoglądając jak wygrywają. Smoczy Zabójca oparł się jedną ręką o ścianę, zaś drugą trzymając na kolanie. Znów zaczął wypluwać spore ilości krwi, blondwłosa widząc to zasłoniła usta dłonią, natomiast Tytania odwróciła wzrok wciąż słysząc okropne odgłosy kaszlu zmieszanego z wymiotowaniem. Nie mógł już walczyć, nie mając siły na nic upadł na kolana łapczywie łapiąc powietrze. Mimo obrażenia jaką przed chwilą zadał Aloisemu Salamander ten wstał szybkim ruchem znajdując się za chłopakiem i wycelował promieniem mocy wprost w jego plecy. Różowowłosy poleciał na pobliską ścianę niezdolny się ruszać po prostu upadł na ziemię. Czy on właśnie przegrał? Nie potrafił pokonać swojego przeciwnika, był bezużyteczny. Makarov nie mógł już oglądać jak jego dzieci zostają ranne, zacisnął dłonie w pięści i rozkazał wszystkim oprócz Laxusa i jego samego, wyjść. Widząc wyraz jego twarzy nie sprzeciwiali się.
- Pomogę ci. - Oznajmiła Erza pomagając wstać Lucy, każdy powoli zmierzał ku wyjściu, jeden podpierał się o drugiego ledwo stojąc na nogach, wszyscy odnieśli liczne rany w drodze do zwycięstwa które być może teraz nadejdzie. Nawet Kurushini wybiegł z Itami na rękach, jedynie Natsu wciąż tkwił na swoim miejscu nie będąc w stanie się ruszyć. 
- Natsu... - Zaczął Laxus chcąc powiedzieć aby chłopak wyszedł.
- Ja nie potrafiłem go pokonać, przegrałem. Nie potrafiłem nikogo obronić... - Jego głos drżał tak samo jak ramiona, wpatrywał się głucho w podłogę zaciskając dłonie w pięści.
- Jesteś jedynie człowiekiem i nie zawsze...
- Przeze mnie wszyscy mogli zginąć bo jestem za słaby. - To już była histeria, w jego oczach zbierały się łzy, a mimo wszystko nie spływały po policzkach a tkwiły w zielonych tęczówkach. 
- Laxus zabierz go stąd i szybko wracaj, trzeba to zakończyć. - Rozkazał mistrz gildii. Młody Dreyar podszedł do różowowłosego pomagając mu wstać, lecz chłopak od niechcenia na miękkich nogach wstał podpierając się o blondyna. Mimo wszystko stał tylko przez chwilę, po kilku sekundach ciężar jego ciała przeciążył nawet jego, tym samym sprawiając że upadłby z hukiem na ziemię gdyby nie szybka interwencja Laxusa. Mag podniósł go i wybiegł z gildii tam gdzie cała reszta członków, po czym położył go na ziemi ze smutnym wzrokiem. Dragneel leżał nie mogąc się podnieść, jedynie zasłonił twarz dłońmi powstrzymując szloch, jakby chciał skryć tym samym własną hańbę, w którą się odział. Laxus przez chwilę stał patrząc na Smoczego Zabójcę.
- Natsu nie jesteś niepokonany, to że czasem przegrasz czyni cię człowiekiem. Czasem trzeba upaść, by podnieść się w odpowiednim momencie. Nie jesteś Bogiem aby zawsze wygrywać. - Powiedział do chłopaka, i po chwili odchodząc. Wszyscy widzieli znikającą posturę maga błyskawic i Salamandra leżącego na ziemi w rozpaczy. Zobaczyli złote światło pochodzące z wewnątrz budynku, znali tą aurę która ukazuje prawdę o tym iż magia nigdy nie kłamie. Zaklęcie działające wobec serca, zadziała tylko jeśli uznasz kogoś za wroga. Czarne chmury rozjaśniły się na jasno szare, a niebo zbliżyło się ku błękitowi. Padający dotąd lodowaty deszcz porażki, przeobraził się w ciepłe krople zwycięstwa. Grzmoty ucichły a błyskawice zniknęły. Czy ich wróg w końcu został pokonany? 
- No...wygraliśmy. - Oznajmił Makarov wychodząc z budynku z szerokim uśmiechem na twarzy. Wszyscy wybuchli radością mimo odniesionych raz, teraz liczyła się dla nich tylko wygrana. No prawie wszyscy się cieszyli, oprócz różowowłosego chłopaka, który próbował unieść się na drżących ramionach, aby wstać aż w końcu udało mu się stanąć na miękkich nogach.  Chwiejąc się na boki wyminął mistrza idąc w stronę nieżyjącego już wroga, ale zatrzymały go słowa staruszka skierowane wprost do niego. 
- Dumny smok znosi porażkę ze spokojem, ponieważ nie jest Bogiem. Przegrana jest upadkiem z wysokości podczas lotu, ale kiedy wiatr nadziei zawieje znów wznosi się ku wygranej. - Dragneel słysząc to upadł na kolana nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. - Nie rozumiesz? - Zapytał, lecz chłopak mu nie odpowiedział, więc Dreyar spojrzał na resztę magów. - Czy każdy z was zawsze wygrywał, czy nie przegrał ani razu?! - Wykrzyczał, by każdy mógł go usłyszeć. Wszyscy pokręcili głowami lub cicho powiedzieli "nie". 
- Nie rozumiesz, nikt z was nie rozumie. - Wyszeptał Salamander.
- Czego nie rozumiemy? Wytłumacz aby to do nas dotarło. - Oznajmił z powagą nie patrząc na klęczącego chłopaka. 
- Jestem synem smoka, króla ognia. Muszę być najlepszy, muszę mu dorównać.
- Przecież z nim wygrałeś.
- Nie. On dał mi wygrać. Jak mógłbym pokonać smoka? - Zapytał rozbawiony, na co już nikt nic nie miał odwagi odpowiedzieć. Nie mogli zaprzeczyć prawdzie. 

*

- Lucy-san to cud że pani oparzenia się goją. - Oznajmiła zdziwiona, a równocześnie zachwycona Wendy, która właśnie leczyła Lucy. Dziewczyna dobrze wiedziała, a przynajmniej domyślała się dlaczego tak się dzieje. W końcu to były płomienie Natsu, w tym wypadku i ogień jest magią, a ta nigdy nie kłamię, a podąża za wolą serca. Nie skrzywdzą jej z powodu miłości. Mimo wszystko nadal miała na brzuchu sporą ranę, która została już zabandażowana. Lekko utykała na nogę, w którą został wycelowany promień mocy. Teraz każdy był opatrywany i w miarę możliwości leczony z ran. 
- To nie cud, to magia. A właśnie wspaniale walczyłaś Wendy, tak samo jak ty Erza. - Pochwaliła przyjaciółki siedząc na, cudem, całym krześle.
- Wszyscy wspaniale walczyliśmy, w końcu Fairy Tail wygrało. - Potwierdziła ze spokojem i radością Erza. Natomiast Marvell cała zarumieniła się od komplementu. Juvia siedziała razem z nimi opatrując rękę Graya. 
- Co z Natsu? - Zapytał Fullbuster wzrokiem poszukując przyjaciela.
- Chciałam go wyleczyć, ale się nie zgodził. - Oznajmiła granatowowłosa z lekkim smutkiem. Salamander siedział gdzieś w kącie opierając jedną rękę na zgiętym kolanie i spuszczoną głową w dół.
- Na-chan jesteś smutny? - Zapytała Itami podchodząc do różowowłosego. Ten spojrzał na nią lekko zdziwiony i usiadł po turecku.
- Troszkę, ale to nic takiego. - Westchnął uśmiechając się sztucznie.
- Czy ten pan z czerwonymi włosami, który jeszcze nie dawno tu był to twój tatuś? Przez niego jesteś smutny? - Zapytała siadając na kolanach Smoczego Zabójcy, który delikatnie przymrużył powieki przypominając sobie odejście Igneela. Zaczął się zastanawiać czy jeszcze kiedykolwiek go spotka.
- Tak to mój tata. W pewnym sensie przez niego po prostu uświadomiłem sobie że jestem zbyt słaby, nie potrafiłem wygrać. - Odpowiedział cicho. Yurusu spojrzała czarnymi oczyma na Dragneela i przyłożyła zgrabniutką dłoń do jego klatki piersiowej dokładnie w miejsce gdzie jego serce wydawało pojedyncze uderzenia, gdzie palił się ogień jego życia.
- Nie jesteś słaby, prawdziwa siła kryje się tutaj, tak mówił mi Rushi. Że serce jest naszą prawdziwą siłą. Jesteś najsilniejszy ze wszystkich Na-chan, bo twoje serduszko jest duże i gorące. - Powiedziała z lekkimi rumieńcami na policzkach po chwili mocno przytulając chłopaka, na co on otworzył szerzej oczy lekko obejmując drobne ciało dziewczynki. Dziecko było tak naprawdę silniejsze od niego, silniejsze emocjonalnie. Kiedyś też taki był, a teraz...co się z nim tak właściwie stało? 
- Jak na małą dziewczynkę jesteś naprawdę mądra. - Pochwalił złotowłosą odciągając ją od siebie, chciał wstać, ale nie mógł nawet ruszyć nogami. Sam był już na wyczerpaniu, poczeka aż odzyska siły. A kiedy to się stanie chce wszystko naprawić i trenować, aby stać się jeszcze silniejszym, aby jeszcze raz wyzwać Igneela do pojedynku i wyleczyć zranioną dumę.
- Źle się czujesz? - Zapytała patrząc jak chłopak zaciska mocno powieki wykonując jakikolwiek ruch, widziała że sprawia mu to ból.
- Będzie dobrze, jestem trochę po prostu zmęczony. - Oznajmił powoli zasypiając zsunął się niżej lekko opierając się plecami i głową o ścianę. Itami przez chwilę patrzyła na chłopaka, który po paru sekundach głęboko spał cicho pochrapując, zachichotała i siadła obok Smoczego Zabójcy opierając się o jego ramię. Czuła się przy nim jak przy drugim bracie, była mu wdzięczna za życie.

*

- Nareszcie koniec. - Ucieszył się Kurushini widząc zmasakrowane ciało ojca, nienawidził go od samego początku. A teraz ta wojna się skończyła. 
- Kurushini, chciałbyś dołączyć do Fairy Tail? - Zapytał Makarov, na co chłopak równocześnie zdziwiony i ucieszony zarumienił się, co wyglądało nawet słodko. Lecz na to pytanie kompletnie zaniemówił.
- Na pewno by chciał! - Wykrzyczała Cana uwieszając się chłopakowi na ramieniu, na co wzdrygnął się a jego złote oczy zabłyszczały z zachwytu.
- Kurushini? - Zadał kolejne pytanie mistrz.
- T-tak. - Zająknął się chłopak, a na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, po raz pierwszy od wielu lat naprawdę i szczerze się uśmiechnął. Mira podeszła do niego pytając gdzie chce znak gildii, a on odpowiedział że wszystko mu jedno, byleby zaistniał. Znak Fairy Tail był złoty na prawej łopatce. 
- Witamy w Fairy Tail! - Wykrzyczała Levy z uśmiechem, który nie znikał z ust Yurusu. Właśnie teraz spełniło się jego marzenie. 

*

- Natsu... - Zaczęła Lucy podchodząc do śpiącego chłopaka, na początku wystraszyła się że stracił przytomność lub stało się coś gorszego. 
- Cii...Na-chan zasnął, jest zmęczony. - Uciszyła blondwłosą Itami siedząc obok różowowłosego, Heartfilia uśmiechnęła się delikatnie i kucnęła obok nich.
- Rozmawiałaś z nim? - Zapytała cicho.
- Tak, Na-chan zapomniał że to serduszko czyni go silnym.
- Często zapomina o uczuciach chcąc stać się silniejszym, ale to czyni go sobą. Czasem potrzeba mu słów otuchy. Prawda Natsu? - Zadała pytanie przymrużając delikatnie powieki. - Wygraliśmy.

*


Minął tydzień od końca wojny z Aloisym, rany członków gildii nadal się goiły, a mimo to każdy ciężko pracował aby odnowić gildię, aby postawić na nowo dom ich wszystkich. Tak samo jak dom dwójki magów.
- Dobrze nam to idzie! - Zawołała dumna Erza otrzepując brudne ręce.
- A gdzie ta zapałka? - Zapytał zdziwiony i lekko zdenerwowany Gray.
- W końcu on ma dwa domy do naprawy. - Przypomniała Mira. Lucy która także pomagała przy remoncie gildii stała obok przyjaciółek czyszcząc nowe stoły. Spojrzała w stronę gdzie siedział chłopak patrząc się na zachodzące powoli słońce. Jak na zawołanie większość Fairy Tail tam spojrzała.
- Bardzo przeżył przegraną. - Przypomniała Lisanna patrząc na różowowłosego, myśląc równocześnie że jest on smutny. Ale tak nie było. Smoczy Zabójca powoli wstał otrzepując spodnie, a kąciki jego ust wygięły się delikatnie ku górze. 
Mam na imię Natsu jak twoja ulubiona pora roku.
Będę chronił Lucy za wszelką cenę!
To uczucia, które pochodzą z serca są naszym życiem, to z nich czerpiemy siłę!
Natsu...będzie ci w życiu ciężko, ale wierzę że staniesz się kimś kto będzie walczył o swoje za wszelką cenę.
Czasem trzeba upaść, by podnieść się w odpowiednim momencie.
Przypomniały mu się jego własne słowa i słowa Hany. Naprawdę zapomniał o czymś najważniejszym, dlatego teraz nie ma zamiaru się poddać. Czy smok poddałby się i płakał po przegranej? Nie, zachowałby swą dumę walcząc dalej. Teraz i on ma zamiar iść tym śladem, trenować i wygrywać razem z sercem. Bo to właśnie ono jest jego siłą, stamtąd czerpie uczucie. Przeczesał dłonią włosy zeskakując do przyjaciół i biorąc się do pracy z szerokim uśmiechem. Lucy wpatrywała się w ukochanego z radością.
Zranioną dumę można naprawić czasem, ale nikt z nas nie jest Bogiem aby cały czas wygrywać. Upadek to tylko pretekst aby się podnieść i iść dalej. Dzięki właśnie takiemu podejściu świat staje się piękny a magia wplątuję się w życie stając się jego częścią. To jest właśnie to - dążenie do celu poprzez wzloty i upadki. Marzenia które mamy są do spełnienia, ponieważ te które zostają tylko myślą, nie są marzeniami. Wznosimy się wysoko na skrzydłach tańczącej wróżki, a mimo to nadal jesteśmy tajemnicą w naszym świecie. Nikt nie zna odpowiedzi na jedno pytanie które zadane zostało na samym początku: czy wróżki mają ogonki? 
- Lu-chan idziesz? - Zapytała Levy wybudzając blondwłosą z zadumy.
- Tak, tak. - Odpowiedziała biegnąc za McGarden wróciły do pracy, w końcu gildia sama się nie naprawi. Mimo to budynek jest tylko budynkiem, prawdziwą gildią są właśnie oni. Nakama.
Odwieczna tajemnica, wieczna przygoda. To właśnie jest Fairy Tail.
I tak właśnie kończymy sagę Marzenia. Wiem, ten rozdział brzmi trochę jak koniec bloga i rzeczywiście miał nim być, ale tak nie jest. Kolejny rozdział pojawi się za niedługo możecie spodziewać się walk, miłości, smutku, szczęścia. Wszystkiego co dotąd istniało na blogu. Mam nadzieję że się podobało. BLOG FAIRY TAIL TANIEC OGNISTEGO SMOKA WCIĄŻ TRWA!

8 komentarzy:

  1. Chciałaś skończyć bloga?! Bo się rozpłacze ;_; Ale na szczęście będzie dalej trwać :3 Dobra a co do rozdziału. Genialny. A ta końcówka rozczulająca. Fairy Tail wygrali! Weee. I...
    S: No i madry Laxus. Taaak, taaak. Ona teraz jara się wszystkim co ma związek z Laxusem.
    Bo mi go brakuje w anime.
    S: Przecież wrócił -,-
    No tak, ale przez połowe anime go nie ma ;_;
    S: Tylko się nie rozpłacz -,-
    >.<
    S: Oj już cicho.
    Phi.
    S: Foch?
    Moooże...
    Bye Mei, Sherry~

    OdpowiedzUsuń
  2. Tralala, jestem w niebie, że w końcu znalazłam jakiś porządny blog o Fairy Tail *^* Na razie zostawiam śladzik po sobie i idę czytać od początku ;D
    Pozdrawiam, Zolo.

    {nueva-espada.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę przez chwilę myślałam że to zupełny koniec tego bloga! Ale się wystraszyłaaam xD no ale na szczęście (twoje XD) wcale się nie kończy :33 Nie mogę się doczekać ;33 Biedny Natsu, naprawdę mi go szkoda, ale teraz powinien już inaczej do tego wszystkiego podchodzić. Cóż czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi do głowy nie przyszło, że może to być ostatni rozdział, ale jak tak napisałaś... no chyba bym się załamała :O No ale wiem, że nic nie trwa wiecznie :C Cieszę się jednak, że jeszcze coś tu napiszesz, oby jak najwięcej!
    Za to ten rozdział był na serio poruszający, jedyne co mnie zraziło to to, że podczas walki Natsu mimo połamanych żeber sobie wstał -ale ja sama u siebie złamałam mu kiedyś ręke, a potem nią walczył :D Prócz tego wyszło cudnie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział fenomenalny. Aż brakuje mi słów, by go podsumować. Brakuje chyba takiego słowa w polskim języku, a żeby podkreślić wyjątkowość tego rozdziału. Aczkolwiek zajebisty, epicki, choć w połowie oddaje piękno tego rozdziału. :3
    Przedstawiłaś tu piękne wartości i tak naprawdę z pozoru coś, co było tylko walką, przedstawiło kilka ważnych rzeczy. Po pierwsze jak cenna i warta i silna potrafi być przyjaźń. Tak wspaniale opisałaś relacje osób z gildii, ich wzajemną chęć chronienia się. Po drugie, to, że każdy człowiek ma swój limit i ma granice, których nie może przeskoczyć. Szczerze, podobała mi się przegrana chłopaka. Nikt nie jest idealny, a on jest w końcu tylko człowiekiem. A on zamiast smucić się, powinien cieszyć, że wszyscy przeżyli. Za bardzo zatracił się w swoim przekonaniu i celu, że musi być najlepszy, najsilniejszy, niepokonany, że wszystkich musi chronić. Chciał wziąć na własne barki problemy i ból innych, zapominając o samym sobie. Nie przejął się tym, że takim zachowaniem rani siebie, ale też i najbliższych...
    W końcu po to są przyjaciele- by dzielić się swoimi troskami i kłopotami, nadziejami i marzeniami, rozterkami i smutkami. Przyjaciele to takie bratnie dusze, które dźwigają połowę naszych cierpień.
    Chłopak zapomniał o najważniejszym ... że nie jest sam.
    I to dopiero mała dziewczynka pokazała mu, co naprawdę jest ważne. To, jak rozmawiał z Itami, to jak ona mu "prawiła" morały, to jak otworzyła mu oczy na świat, ta cała scena i na końcu zaśnięcie chłopaka i wtulona w niego dziewczynka... najpiękniejszy fragment z całego rozdziału ...
    Wzruszyłam się nam nim jak nigdy. Byli niemalże jak wspaniałe i kochające się rodzeństwo.
    Podobały mi się wypowiedzi bohaterów, te odnoszące się do smoka, były metaforyczne, a zarazem takie poważne i pełne przekazu. Brawo! Pokazałaś tym dojrzałość bohaterów.
    Ogółem cała ta walka, ten upór bohaterów, ta zawziętość, nie poddawanie się, stawianie czoła przeciwieństwom losu, toczenie bitwy mimo odniesienia raz... pokazałaś prawdziwe FT. Dziękuję Ci za to. :*****
    Natsu jak zwykle próbował przezwyciężyć samego siebie. Znaczy podoba mi się ta jego postawa, ale mógłby czasem zaufać i polegać na przyjaciołach. Płakać mi się chciało, jak martwił się swoją przegraną :C Ale Lucyna go postawi na nogi, nie :D?
    No i gildia wygrała wspólnymi siłami! Więź przyjaźni zwyciężyła. :* Wróg pokonany. a teraz nastanie chwila spokoju ...
    i faktycznie napisałaś to tak, jakbyś zamierzała skończyć. Ale dobrze, że o tym nie pomyślałaś nawet. :***
    Ja chcę jeszcze więcej Twoich rozdziałów. Kochana odwaliłaś kawał dobrej roboty.Wspaniały rozdział <33
    Oddaję Ci Natsu na tydzień :******* Życzę Ci weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial swietny , boski zycze weny i czasu .. a tak btw natsusalamandrze .. tez mieszkam w sosnowcu *.* nie wieze ! Aaa no nic dosyc o tym hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shizuko-chan jeśli byś mogła napisz do mnie na gg jest podane. Ok? :* Cieszę się że jest ktoś kto mieszka bliżej mnie.

      Usuń
  7. "Jednakże...dumny smok podąża ku zwycięstwie nie pozostawiając za sobą trupów. Rozpościera skrzydła aby wzlecieć ku przyjaciołom, chwyta wiatr zwany nadzieją i zieje ogniem nasyconym wolą walki" - piękne słowa :D. Właśnie się wystraszyłam, że kończysz bloga, ale już wcześniej widziałam więcej rozdziałów przez co zdziwiłam się takim podsumowaniem :P.

    OdpowiedzUsuń