niedziela, 1 grudnia 2013

76. Pieczęć

- Lu...cy. - Wyjąkał wpatrując się głucho w miejsce gdzie przed chwilą jeszcze było jej ciało. Opuszkami palców przejechał po zakrwawionej posadzce wciąż czując słodki zapach magini. Dopuścił do tego, żeby ją skrzywdzili. To ona była na tyle silna by go ochronić, a on okazał się słabeuszem. Zacisnął usta w wąską linię, wypuszczając z siebie jedynie cichy jęk. Zamknął oczy trzymając mocno zaciśnięte powieki. Dlaczego akurat teraz musiał okazywać słabość? Doskonale wiedział, że posiada wroga, który cały czas go wypatruje, powinien być czujny, a tym czasem upadł tak nisko.
- Cholera! Cholera! Cholera! - Wykrzykiwał uderzając pięścią w kamienną drogę, do momentu aż i jego krew zabarwiała ziemię. Nie mógł sobie tego wybaczyć, przez niego Lucy może zginąć.
Nie. Jest silna, wytrzyma to, będzie się bronić. Tak na pewno - jest  s i l n a.
Powoli wstał zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że paznokcie wbiły się boleśnie w jego skórę.
Nie oglądając się w tył zaczął biec przed siebie, wiedział gdzie ma szukać. Widział go, te brązowe włosy, czuł ten śmiertelny zapach, widział ten lazur ze smoczej pieczęci.
- Będę jej szukał choćbym miał iść na koniec świata! Odnajdę ją za wszelką cenę! To moja obietnica! 
Krzyczał chcąc uświadomić samego siebie w danym celu.
- Słyszysz Lucy?! Znajdę cię, daje ci moje słowo.
Ostatnie zdanie wypowiedział cicho mijając ludzi, wszyscy uśmiechnięci, radości, z rodziną, nie muszących walczyć. Więc dlaczego? Dlaczego to właśnie on musi mieć takie problemy, dlaczego nie może żyć normalnie? Erza, Jellal, Gray, Juvia, Levy, Gajeel, Laxus... - nikt z nich nie ma takich problemów, mogą wieść spokojnie życie maga. A oni, co mają w sobie tak cennego?
Mijając las, kątem oka zobaczył swój dom, a w oknie szukającą ich ze łzami w oczach Itami. Czas zwolnił, jednak on nie zatrzymał się nawet na sekundę. Przymróżył powieki wciąż spoglądając w tamtą stronę.
- Przepraszam Itami. - Wyszeptał, jednak kąciki jego ust uniosły się ku górze. - Ale pamiętaj, nigdy nie zapomnij swojego uśmiechu. - Dodał przyspieszając tempa.
Może posiadał sceniczą maskę szczęścia, jednak ta radość była i w nim.

* * *

- Natsu? - Podniosła głowę zaskoczona słysząc jego żywy, zdeterminowany głos, taki jak zawsze. Jednak dlaczego go słyszała? Uśmiechnęła się niewidzialnie spoglądając kątem oka na Kuro.
- Stałeś się silniejszy czy jednak będę musiał cie zabić, co Salamandrze? 
Doragon spoglądał na pionek przedstawiający czerwonego smoka, podbierając policzek na dłoni. 
- Zostaw go. - Rozkazała stanowczo wychylając się w przód, jednak łańcuchy uniemożliwiły jej dalsze ruchy. Ale wciąż posiadała głos i magię, którą tak bardzo chciała odnaleźć i uwolnić.
Zerwać tą przeklętą pieczęć powstrzymania!
- Sam wybiera tą drogę, wcale nie musi cię ratować, ale...
- Nie chcę tego! - Jednak jej serce i dusza podpowiadały coś innego.
- Ale on nie wiem że dałabyś sobie radę sama. On nie chce w to wierzyć.
Słysząc to zastygła bez ruchu, wpatrując się w brązowowłosego, który mierzył ją wzrokiem. Dlaczego on wydawał się inny? Jakby czegoś szukał, nie chciał zabijać, karać, jakby był kimś innym.
Racja, nigdy sama w siebie nie wierzyła, nie próbowała nawet trenować, szybko się poddawała, a on...walczył, cierpiał, znosił ból za nich oboje. 
- Walczyliście? - To było głupie pytanie. 
Kuro słysząc to przymróżył powieki, zaciskając i rozluźniając pięść kilka razy.
Królem tego świata jest magia, nie masz prawa sprzeciwić się swemu władcy!
Przypomniały mu się te słowa, rozbrzmiewały w jego pamięci co chwilę. Przecież nie miały żadnego znaczenia, to było tylko kilka liter złożonych w zdania. A jednak...
- Powinien już nie żyć?
Nie odpowiadał na żadne jej pytanie, oddalił się kilka kroków dalej.
- Odpowiedz mi. - Czy chciała znać prawdę? Odwrócił się, nie widziała jego oka, a jedynie skórzaną, czarną przepaskę. Tak bardzo chciała wiedzieć z jakim wzrokiem jej odpowie, jednak jego usta nie zdradzały parszywego uśmiechu, drwiny a smutek ?
- On tak naprawdę miał się nie narodzić.
- Jak....
- Wtedy świat nie byłby w niebezpieczeństwie. - Jak on mógł tak mówić.
- O czym ty mówisz?! Natsu jest...
- Gdyby nie on nie dostałabyś się do Fairy Tail, nie przeżyłabyś tylu bolesnych rzeczy, nie byłoby połowy wydarzeń. Nie zginęło by tyle osób. Nadal nie rozumiesz?
Co miała zrozumieć? Zacisnęła mocniej zęby, próbując się wyrwać z łańcuchów. Nie wybaczy mu takich słów, nie będzie obrażał osoby którą kocha.
- Jest zwykłym demonem sprowadzającym nieszczęście, również na samego siebie. Nie powinien żyć. Nigdy nie powinno dojść do spotkania Króla Ognia z człowiekiem. Dlatego muszę go zabić.
Otworzyła szeroko oczy. Te wszystkie słowa były kłamstwami. Czy dlatego zniknął codzienny uśmiech Dragneela? Chciała żeby powrócił, ten Salamander który wprowadził ją do Fairy Tail, ten z którym przeżyła przygody, zabawne ale i te zagrażające życiu. Ten który okazał się być jej pierwszym przyjacielem, może i czasem zachodził mocno za skórę, a zawsze potrafił podnieść na duchu, pomóc. Ten który nauczył ją walczyć o swoje i chronił tyle razy. Ten, któremu ofiarowała swoją  m i ł o ś ć.
- To ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz kim jest Natsu! Wprowadził mnie do Fairy Tail i  to było najlepsze co mnie spotkało, tym wszystkim nauczył niejednego z nas, aby walczyć do samego końca, nie poddawać się i uśmiechac mimo przeciwności losu! Niektóre osoby ginęły, ale z własnej woli, chciały pokazać, że wciąż są dobre, ponieważ zawrócił ich na drodze zła! Nie sprowadza nieszczęścia! Wypełnia życia radością! Wiesz dlaczego doszło do tego spotkania?! Chodzi o miłość, coś czego ty nigdy nie pojmiesz, bo jesteś zakochany w sobie! Gdyby on się nie narodził...! 
Dosłownie zamurowało go, te słowa uderzyły niczym płonący ogień. To była ta siła, w tym momencie czuła jak narasta w niej moc, jak wszystko kumuluje się w jej sercu, do momentu aż będzie w stanie zerwać tą pieczęć. Zrobi to w momencie, kiedy Natsu uczyni to samo. Pokaże swoje prawdziwe JA.
- Kogo bym pokochała? - Dokończyła szeptem.
Chłopak odwrócił się plecami do magini, podchodząc do szachów, chwycił w dłoń czerwonego smoka, przesuwając go w przód. Po raz pierwszy od dawna, uśmiechnął się czując ciepło w skruszonym sercu.

* * *

Wciąż biegł, nie zważając na zmęczenie. Dlatego tak często trenował, aby posiadać kondycje i siłe, które przydatne są właśnie w takich momentach. Przebiegł obok tego miejsca, walki z Armą.
Doskonale pamiętał krew brudzącą każdy zakamarek jego ciała, sekundy kiedy ostry miecz wojowniczki rozcinał jego skórę, i moment kiedy otaczająca ją zbroja pękła ukazując to jakże drobne ciało.
Coś mokrego skapywało z jego twarzy, nie zatrzymując się przyłożył tam dłoń, powoli przejeżdżając po policzku. Przerażony ujrzał krew. 
- Co to do cholery ma być? - Zapytał sam siebie zupełnie zdezorientowany tą sytuacją. Przecież z nikim nie walczył, nie posiadał żadnych starych ran, które mogłyby się otworzyć. Jednak nie miał czasu zastanawiać się nad tym, a biegł dalej. Musiał uratować Lucy, bez względu na wszystko.
Zielona trawa wypalana przez ogień przemieniła się w czarny krajobraz śmierci, przyozdobiony szkarłatną cieczą. Śnieżnobiałe pióra podróżowały niesione przez chłodny wiatr. 
Coś zapulsowało bólem w jego boku, spojrzał tam kątem oka widząc głębokie rozcięcie.
- Kurwa. - Zaklął pod nosem starając się ignorować cierpienie.

* * *

- Ciekawe czy tutaj dotrze. - Wyszeptał patrząc jak z czerwonego smoka zaczyna wypływać krew plamiąca całą szachownicę. Heartfilia widząc to w jej głowie zaczęły układać się same czarne scenariusze.
- Przestań go ranić. - Warknęła groźno.
- Ja nic nie robię, raz go wyleczyłem. Te miejsca są jak fatum powrócą z bolesnymi ranami na jego ciało. Pierwszą walkę miał szansę przeżyć, w drugiej został rozszarpany. 
Wciąż był odwrócony do niej plecami, zacisnęła dłonie w pięści, zaczynając się modlić. On musiał przeżyć, wiele przetrwał więc przetrwa i to. Jeśli nie chce zawrócić, niech przybędzie tu żywy. 
- Jest silny, nawet nie wiesz jak bardzo.
Była pewna tych słów, prawdy która nigdy się nie zmieni. 

* * *

Upadł z hukiem na ziemię, a z jego ciała wciąż sączyły się litry krwi nie znając swojego końca. Znów ten sam ból rozrywanej nogi, te same rany podczas walki z Ichim i Ochim. Chcąc wstać wypluł ciemnoczerwoną ciecz, która spływała po jego brodzie skapując na brunatną glebę.
- Nie tym razem. - Wycisnął przez zęby wstając. Nie miał czasu na słabości, ból, odpoczynek, łzy. Nie. Ubzdurał sobie, że nie chce odczuwać emocji, ale nawet nie wiadomo jakby się starał one wciąż w nim będą. Na pewno nie tego chciałaby Hana, pragnęła aby był szczęśliwy. Był sobą. A on wciąż bawi się w jakieś użalanie się nad sobą, nie - ta sceniczna maska jest jego prawdziwą twarzą. Co prawda, nawet on nie zawsze może emanować radością, ale miał zbyt dobrych rodziców by mógł okazać się kimś złym.
Biegł mimo rozszarpanej nogi, przebitej klatki piersiowej, mimo wielkich ilości szkarłatnej cieczy opuszczającej jego ciało. 
- To moje życie, nie będziesz nim rządził Kuro.
Złoty ogień oplótł jego ciało, częściowo lecząc rany. 
Biegł i biegł, zadowolony z faktu, że w końcu udało mu się pokonać siebie. 
Miał jedynie nadzieje że nikt w gildii nie będzie dochodził dlaczego nie ma ich dwójki, bolał go tylko jeden fakt. Łzy Itami.
Znów szkarłatne krople skapywały delikatnie na biały szal. Czuł jak ta ciecz wypływa małymi stróżkami z jego ust. Nadużył mocy przeciążającej jego ciało.
- Cholera. - Znów zaklął. Teraz kiedy musi skupić się na Lucy jego ciało się rozpada. Miał tego powoli dość, niech tylko złapie Kuro i pokaże mu swoje prawdziwe JA. Odziane w psychopatyczny uśmiech, kochające smak krwi.
Zatrzymał się w miejscu, gdzie Arma przeniosła ich do posiadłości Kuro. 
- I co teraz? - Zapytał rozglądając się dookoła. Pociągnął pare razy nosem, chcąc wyczuć jaki kolwiek trop prowadzący do Doragona. Jednak nic. 
Poczuł ból uderzający go w plecy, a po chwili swoje ciało zderzające się z najbliższym budynkiem tym samym zostawiając w nim spore wgniecenie. Stając szybko na równe nogi wyszukiwał wzrokiem przeciwnika. 
Na szczęście znalazł i zaciskając mocno pięść, uderzył ogniem wprost w jego brzuch, sprawiając iż znalazł się kilka metrów dalej. 
- Ty też jesteś pionkiem Kuro? - Zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Może tak może nie. I tak za chwile zginiesz. - Opowiedział mu mężczyzna. Miał długie, wyblakłe, czerwone włosy z białą, równie długą grzywką pszysłaniającą jedno oko, którego tęczówka zapewne była fioletowa. Teraz tylko pozostało zapytać: jaką magią się posługuje?
W stronę Salamandra pomknął gorący płomień uderzający z siłą zdolną powalić go na brudną ziemię. Dostał odpowiedź na pytanie szybciej niż się spodziewał.
- Ogień? - Zapytał lekko zdziwiony.
- Coś nie pasuje? Usmażę cię żywcem. - Powiedział mag z uśmiechem a żywioł zbierał się w okół niego jak otaczający ludzi tlen. Salamander wstał ukazując w uśmiechu białe kły, w końcu pokazał się niewymuszony.
Opatulił dłoń w gorące płomienie wypowiadając dawno zapomniane przez niego zdanie:
- Już się cały napaliłem! 
Wykrzyczał wymierzając cios, kiedy ogień zmierzył się z ogniem.




* * *

- Chyba coś poszło nie tak. - Wyjąkał Kuro widząc kogo posłał na pojedynek.
Lucy widząc to uśmiechnęła się wiedząć, że Dragneel wygra te walkę, jego żywioł go nie pokona, nawet za 100 lat. Doda mu jedynie sił.
Wiążące ją łańcuchy zabłysły złotym blaskiem rozpadając się na miliony kawałków. Brązowowłosy odwrócił się napięcie widząc uwolnioną Heartfilię. Chwyciła w dłoń pęk złotych kluczy przyjmując bojową postawę.
- Ja też będę walczyć!


Rany rany szybko dodałam ten rozdział. Postanowiłam powrócić tego prawdziwego Natsu, czasem każdy ma gorsze chwile nie? Narobiłam wam smaczka na walki? To dobrze. Bo w tej sadze będzie ich sporo. Nie piszcie że Lucy jest słaba, ona dopiero teraz pokaże swoją moc.
Pozdrowionka dla was myszki.
PS. Czy znacie jakieś sposoby aby włosy szybciej rosły? Bo poszłam do fryzjera i ścięłam i żałuję i chcę żeby szybciej urosły.
A właśnie FAIRY TAIL POWRACA JUŻ WKRÓTCE!
Tak napisał Hiro Mashima - Fairy Tail Zen. Kolejny odcinek naszego kochanego anime jest już w produkcji! CAŁA SIĘ NAPALIŁAM!

5 komentarzy:

  1. Tak co do powrotu anime... to już pierwszy odcinek od przerwy mieli robić w lipcu. Przynajmniej tak Mashima na twiterze pisał :P Ale czy powróci niedługo? Tak z ciekawości, gdzie się o tym dowiedziałaś? (mam nadzieję, że to nie kolejna plotka, bo choć czytając mangę czuje się momentami naprawdę zawiedzona, to skoro już tyle oglądałam odcinków, to raczej reszty nie odpuszczę -chociażby dla zasady :P).
    A co do rozdziału... nie jestem pewna jednego (być może przez późną porę) - ten złoty blask i uwolniona Lucy... czyli, że co? Że nagle nabrała motywacji i chęci do walki i sama się uwolniła? Pytam bo źle mogłam to odebrać hehe. A rozdzialik całościowo wyszedł ci bardzo przyzwoity. Jak zawsze z resztą :D Trochę dramatycznie momentami było, ale to jest też urok twojego opowiadania, taka przenikliwość i wyrafinowanie w słowach xD Boże, kończę już bo przez zarywanie nocy i zmęczenie pieprze farmazony xDDD Ale podobało się :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokaż Lucy co potrafisz !!!!!
    Dawaj Natsu !!
    Kocham tą dwójkę oboje zaczęli walczyć !!
    No cudo ,cudo !! .
    Był moment że nawet za serce mnie chwyciło .To jest właśnie to :) .Pozdrawiam kocham i ślę weny na kolejny rozdział pełen akcji <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrescie Lucy walczy. Lubie to postac, chodz czasem zachowuje sie jak blondynka, no ale co bym od niej wiecej oczekiwala ?? XD
    Walka, akcja, kreeeew *.* wreeeszcie!!
    Twoje rodzialy chwytaja za serce. I to jest genialne. Tylko zastanawiam sie co to za zloty blask co uwolnil Lucy. To ona?? A moze to cos o czym mowil Kuro??
    Mei ♥♥.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem po co Ci mój komentarz przecież wiesz co myślę :)
    Ale ok ty zawsze chcesz słuchać o tym jak płaczę . A idź wyjdź to tak .

    Nienawidzę jak Natsu - sama cierpi ,a cierpi on zawsze ;-; Więc nie wiem czy nie odwodnię się do naszego spotkania ;-;
    DOBRA ! wracając do komentowania .
    Zgadzam się oczywiście z przedmówcami .
    Nie wiem czy będziesz szczęśliwa z komentarza ale no nic . Coraz częściej zauważam w twoich rozdziałach przypływa twego własnego smutku i trochę mnie to martwi . Oraz gdy masz zły humor cierpią na tym bohaterowie . OCZYWIŚCIE ! to nie źle tylko mówię przez to byś się częściej uśmiechała bo twoje rozdziały są genialne i powiem szczerze ,że ten blog jakże reszta i blogi Yashy są dla mnie jak drugi dom i przeżywam wszystko tak jakbym to ja była w tych opowiadaniach . Oczywiste jest również to iż płaczę gdy czytam to jak Natsu i Lucy się kochają i nie pozwolą odejść drugiej osobie . Nie przejmuj się zresztą mną i innymi masz pisać to co chcesz kiedy chcesz i ile chcesz :* Jeśli ktokolwiek i kiedykolwiek skrytykuje to ,że źle piszesz to uwierz ,że użyję na nich
    Pięści smoczego zabójcy grzmotu !
    Grrrr
    Wara od mojej ALEX !!!
    Entery ! Entery everywhere !
    Na tym kończę swą wypowiedź i dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś :)
    ( to nie pożegnanie ... jeszcze nie )

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko!!! Jakie to cudowne!!! I to, co powiedziała Lucy o Natsu. Po prostu kawaii!!! I zdziwienia Kuro - bezcenne :D.

    Heh ja nigdy nie uważałam, że Lucy jest słaba :). Gdyby tak było, nie stawałaby w szranki z wieloma bardzo silnymi przeciwnikami. W anime nigdy się nie poddawała. Zawsze szła na rzeź z najsilniejszą drużyną. Myślę, że gdyby jej magia nie opierała się na gwiezdnych duchach, mogłaby konkurować z samą Erzą :D. I jeszcze do tego się uwolniła!!! To teraz tylko czekam na walki i lecę dalej. Chyba, że wcześniej moje patrzałki wypadną na klawiaturę :P.

    OdpowiedzUsuń