niedziela, 22 września 2013

70. Pokonany

Widział przed sobą jedynie nicość, jasne światło lamp oślepiało niebieskie oczy, które i tak dawno straciły nadzieję na ratunek. Nie miał sił się poruszać, nie miał nawet dla kogo żyć. Nieruchomo leżał na jakimś zimnym, metalowym stole z lekko uchylonymi ustami i powiekami. Dokoła niego panowała pustka, którą mógł nazwać próżnią. Żaden dźwięk nie rozbrzmiewał w okół, żadnego naturalnego światła. Nicość.
- Ludzie są tacy żałośni. - Słowa odbiły się echem od otaczającej go ciemności. Jednak nie ruszyło go to zbytnio, zgadzał się z tym pojęciem. Przecież on sam był człowiekiem, nie potrafiącym nic zrobić, słaby, nieprzydatny. - Mogę ci pomóc chłopcze, ale w zamian zrobisz co ci karzę
Oznajmił męski głos, na co chłopak zamknął oczy prychając pod nosem. 
- Z niewoli do niewoli. - Podsumował krótko. Jednak propozycja pomocy zainteresowała go. Wyrwać się z nicości, kusiło go to jak diabeł pierwszych ludzi. Wiedział, że ta pomoc będzie grzechem.
- Zyskasz moc równą królowi smoków. - Oznajmił głos z lekkim rozbawieniem. Brązowowłosy delikatnie przechylił głowę w bok widząc świecące w ciemności, krwistą czerwienią, oczy. 
- Królowi smoków? Te mityczne stwory nie istnieją. - Zaprzeczył przyglądając się ślepiom bestii, wtedy z ciemności wyłoniły się również ostre zęby wraz z kawałkiem czarnego pyska, który zlewał się z mrokiem. Niebieskooki przez chwilę nie mógł uwierzyć w to co widzi. 
- Widzisz a nie wierzysz? - Zaśmiał się smok. Wyczuwał pewną wrogość w stworze, a jednak coś co ich łączyło. Kąciki jego ust wygięły się delikatnie ku górze a w martwych dotąd oczach zabłysło pewne uczucie.
- Przystaję na twoją propozycję. - Odparł.
- Doskonale, jak masz na imię chłopcze? 
Nie miał imienia, ani nazwiska od dziecka był w końcu więziony. Ale dlaczego nie może sobie go teraz nadać? Zbadał wzrokiem ogromnego gada, wpadając na pewien pomysł. Chce zapamiętać swojego wybawcę.
- Kuro Doragon. - Oznajmił, co oznacza Czarny Smok, dokładnie tak samo jak jego wybawiciel. Smok podszedł bliżej niego "rzucając" na chłopca zaklęcie, które zapieczętowane w jego oku miało wzór pieczęci smoka.
- Jestem Acnologia, król smoków. Chcę żebyś zabił wszystkich smoczych zabójców, resztę pozostawiam w twoich rękach. - Rozkazał powoli znikając w ciemności. Kuro zaśmiał się cicho zaciskając dłoń w pięść. 
- Też zostanę królem. - Powiedział sam do siebie, aż jego pieczęć zabłysła niebieskim promieniem dodając niesamowitej siły, która przepełniła jego dotychczas osłabione i bezużyteczne ciało. 
Nadszedł czas na jego zemstę.

* teraźniejszość *

- Dlaczego mamy jej zaufać? - Zapytał oburzony Gajeel mierząc wzrokiem szarowłosą dziewczynę, która jedynie skarciła go wzrokiem krzyżując dłonie na piersi. 
- Nie musicie mi ufać, ja i tak prowadzę was na walkę.
Oznajmiła odwracając się do niego plecami. Wypuściła powoli powietrze z ust obserwując już gotowego do walki Dragneela. Po raz pierwszy od dawna nie odzywał się a wpatrywał przed siebie zaciskając dłonie w pięści. Chciał wygrać, pokonać oszusta i zgodnie z obietnicą, wrócić do Lucy. 
- Zgadzasz się na to Natsu-san? - Zadał pytanie Sting, różowowłosy zbadał go wzrokiem w sumie nie wiedząc co odpowiedzieć. Westchnął cicho krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Chcę mu tylko dokopać. - Oznajmił pewnie. Żelazna Dama spojrzała na niego przymrużając powieki. Wiedziała, że słowa chłopaka są jedynie złudzeniem wyimaginowanym w umyśle. Jednakże nie miała mu zamiaru tego mówić, nawet czując to bolesne ukłucie w sercu. 
Od pierwszego momentu widziała w nim coś znajomego, nie tylko w wyglądzie ale samo imię Natsu dawało jej do myślenia. Przeszukiwała "foldery" swojej pamięci, wciąż spoglądając na niego kątem oka. Do kogoś był podobny, a w szczególności z charakteru. Tak bardzo bliski, a jednak daleki.
W jednej chwili przypomniało jej się dzieciństwo. To szczęśliwe, nim stała się bronią w rękach Kuro. Znała wtedy piękną, różowowłosą dziewczynę o czarnych, przenikliwych oczach. Miała trzy latka, kiedy owa kobieta była w ciąży stale powtarzając iż dziecko będzie miało na imię Natsu.
Otworzyła szerzej oczy, a w żołądku poczuła zaciskający się mocno sznur przeszłości. Zastygła bez ruchu nie wierząc we własne projekcje myśli. 
Jej spojrzenie skrzyżowało się z zielonymi tęczówkami chłopaka.
- No co? - Zapytał gorzko nie mogąc doczekać się walki. Arma zacisnęła usta w wąską linię dłonią gładząc przedramię. Bała się powiedzieć choć jedno słowo poprzez palące strachem prawdy struny głosowe. Stanęła przed zapomnianą przeszłością, musiała spojrzeć w jej dzikie, zielone oczy. Wyglądała tak niewinnie, biała sukienka zakrywała piękne ciało, a szare włosy zasłoniły smukłe plecy opadając na drobne ramiona, pomarańczowe tęczówki szkliły się radością i smutkiem. Otworzyła delikatnie usta wydając jedynie cichy jęk. 
- To co zabierasz nas tam? - Zapytał Gajeel opierając się o ścianę. Te słowa obudziły wojowniczkę z zadumy, napięcie odwróciła się w jego stronę. Jednak nic nie odpowiedziała zaciskając dłoń mocniej na przedramieniu. Redfox prychnął pod nosem nie słysząc odpowiedzi, przewrócił oczami. 
- Natsu. - Zaczęła w końcu robiąc mały krok w jego stronę. Po raz pierwszy wypowiedziała jego imię. Brzmiało tak ciepło. Z czasem bawiło ją to iż Hana chciała dać na imię synu lato, ale teraz to rozumiała. Kiedy wypowiadało się tą porę roku gorąc zalewał ciało. To było ukojeniem, nie potrafiła skojarzyć tego z czymś przykrym. Po prostu to był Natsu.
- Co? - Zadał pytanie odwracając się w jej stronę. I znów coś zasznurowało jej usta. Tak bardzo ją przypominał. 
- Jesteś... - Nie. Źle zaczęła pytanie, tym sposobem może go zranić a nawet wywołać przykre wspomnienia. 
- Znałeś Hanę-san? - Zapytała cicho bojąc się jego reakcji. Ukradkiem zerkała na twarz Smoczego Zabójcy.
- Tak. To moja mama. - Odpowiedział wspominając rodzicielkę. Mimo warunków kiedy ją widział, to było coś szczęśliwego. Nie powstrzymał delikatnego uśmiechu jaki wpłynął na jego usta. - A ty skąd ją znasz?
- Pochodzisz z Yuri prawda? - oOdpowiedziała pytaniem na pytanie.
- No tak. Ale co z te...
- Także stamtąd pochodzę. I znałam twoją mamę, opiekowała się mną razem z Elie. - Poczuła pewną więź z Salamandrem. Jednak wiedziała, że mógł jej teraz nienawidzić, żywić odrazę. Aczkolwiek cieszył ją fakt iż Hanie udało się urodzić upragnione dziecko. - A jak się ma?
- Nie żyje. - Znów surowy ton głosu. Otworzyła szerzej oczy, które zaszkliły się od łez a serce okalały kolce cierpienia. 
- Jak to? - nie chciała wierzyć w to co usłyszała. Nie potrafiła wyobrazić sobie śmierci tej kobiety. Jak mogła wyglądać? W jej głowie wyrył się obraz z zaraźliwym uśmiechem różowowłosej, a także pięknym głosem. 
- Normalnie. Nie żyje od dziewiętnastu lat, skoro mieszkałaś w Yuri. Dlaczego tego nie wiesz? 
Smutek, gorycz i rozpacz na twarzy Igneela, kiedy opowiadał tą historię. Wówczas dumny smok nie bał się uronić łez, ukazał miłość jaką darzył ludzką kobietę a także żal jaki czuł wobec tego co uczynił. 
Łzy. Czy właśnie to widział teraz w oczach jak cudowny zachód słońca, zalewany pomarańczem i krwistą czerwienią. Jakby krystaliczna ulewa doświetliła piękne tęczówki. Dlaczego?
- Ponieważ ja, zostałam zabrana przez Kuro dzień przed tym co się tam stało. Jednak liczyłam na to, że wierzyłam że ona żyje. Przecież...
Jej głos powoli zmienił się w anielski szloch, mimo to nie pozwoliła aby choć jedna słona kropla pozostawiła wilgoć na jej policzku. 
- Zabierasz nas do tego palanta czy nie? - Niecierpliwił się Gajeel równocześnie przerywając rozmowę magów. Dragneel odwrócił wzrok zaś Gladi zerknęła na wszystkich Smoczych Zabójców wciąż nie mogąc uwierzyć że Hana opuściła ten świat, przecież na to nie zasłużyła. Kiwnęła delikatnie głową a ciała wszystkich zaczęły znikać w śnieżnobiałych piórach. 
- Dziewczynka niczym wojowniczka z uśmiechem na ustach.
Wyszeptał obserwując Żelazną Damę. Słysząc to nie powstrzymała łez a ciepłe łzy zalały jej policzki. Tak często słyszała te słowa z ust różowowłosej. Ale jakim cudem on je znał, skoro miał zaledwie 3 miesiące kiedy umarła. Zanim całkowicie znikli pojedyncza krystaliczna kropelka skapnęła na ziemię.
...


Harukichi niemalże leżała na ziemi ze śmiechu trzymając się za brzuch. Natomiast Kuro stał z pulsującą żyłką na czole. 
- Skończysz się w końcu śmiać?! - Wykrzyczał napięcie odwracając się w jej stronę. Dziewczyna otarła łzy z kącików oczu, wzdychając.
- Co chwila cię ktoś wyzywa. - Zaśmiała się jeszcze raz. Doragon prychnął pod nosem starając się zignorować czarnowłosą. Niecierpliwił się o Armę, wysłał ją dość dawno temu a ona guzdrała się sprzeciwiając jego rozkazom.
Białe pióra rozlazły się wśród nich okalając ciepłe powietrze, kąciki ust brązowołosego wygięły się delikatnie ku górze, powoli odwrócił się spoglądając na przybyszów. Ciche kapanie rozbrzmiewało w jego wyczulonym słuchu. Słone łzy ciekły po policzkach Żelaznej Damy. Otworzył szerzej oczy nie mogąc uwierzyć w to co widzi. 
- Nie płacz. - Rozkazał Natsu patrząc przed siebie. Dziewczyna otarła wilgotne policzki, jednak wciąż nie mogła zaprzestać. Jakby jakaś część jej powróciła do swej wewnętrznej, małej dziewczynki. Zacisnęła usta w wąską linię podchodząc do Doragona, który z uśmiechem wpatrywał się w przeciwników. 
- No więc, witajcie Smoczy Zabójcy! -  Powitał ich zadowolony rozkładając szeroko ręce jakby chciał oprowadzić magów po rezydencji. Dragneel nie zastanawiając się ani chwili zapalając pięści ruszył na Kuro.
- Zamknij się w końcu! 
Krzyknął rozwścieczony. Brązowowłosy nie przesunął się nawet o milimetr jakby pewny iż nic mu nie grozi. Nagle w różowowłosego uderzyła wiązka wody posyłając na pobliską ścianę. 
- Woda? - Zapytał zdziwiony zaczesując mokre włosy do tyłu. Rozejrzał się dookoła nikogo nie widząc, jednakże czuł pewien zapach, magii. Znów coś w niego uderzyło, poczuł ból w plecach. Haratając po podłodze upadł na ziemię, lecz jak najszybciej mógł podniósł się mając przed sobą niebieskowłosego chłopaka mniej więcej jego wzrostu.  Zdziwiony spoglądał na Shona zapalając pięści. Magia jaka od niego emanowała wydawała się bardzo znajoma. Przymrużył powieki unikając kolejnego ataku, kopnął chłopaka z pół obrotu podpierając mocno nogi o podłoże. 
- Ryk Wodnego Smoka! 
Z jego ust wydobyła się ogromna fala cieczy, zderzając się z ciałem różowowłosego. Sprawnie zasłonił się rękoma, lecz ciśnienie i siła jakie wypełniały wodę sprawiły, iż uderzył o podłogę. Znów będąc cały mokry. 
- Smoczy Zabójca?! - Otworzył szeroko oczy próbując przyjąć do swojego umysłu tą informację. Jednak nie chciał walczyć z nim a z Kuro. Odwrócił głowę do Doragona mierząc go groźnym wzrokiem, zacisnął mocno zęby na widok szyderczego uśmieszku brązowowłosego. Wszystko miał zaplanowane i przemyślane, aby odnieść zwycięstwo, które Salamandrowi nie przyjdzie łatwo. Zawsze szedł na żywioł, wymyślając plan na szybko. Tym razem to nie wchodziło w grę, w tym człowieku był coś władczego. Co wiązało go ze smokami?
- Zajmijcie się nim! 
Rozkazał towarzyszom szybko wstając.
- Jest mój. - Oznajmił zadowolony Gajeel zamieniając swoją rękę w żelazny miecz. Wyszczerzył w uśmiechu kły podchodząc do przeciwnika. 
- Będę was wspomagać - dopowiedziała Wendy skupiając niebiańską moc na magii uzdrawiania i dodawania siły jak przy walce z królem Edolas. Sting wraz z Roguem chciał ruszyć na pomoc jednemu z dwóch magów Fairy Tail, kiedy wybuchnęła przed nimi ściana ognia. Zdziwieni cofnęli się w tył myśląc skąd owy żywioł miał swoje miejsce przed nimi skoro jedynym, który potrafił władać ogniem był Natsu. Z pomiędzy czerwono krwistych płomieni wyłoniła się postać czarnowłosej dziewczyny. Lecz w jej oczach nie było wrogości, a smutek i skrucha rozświetlającym zielone tęczówki. Dragneel czując tę znajomą woń odwrócił się patrząc z nie do wierzeniem.
- Harukichi?! 
Pamiętał ją. Spotkali się podczas misji rangi S ze Śnieżnym Smokiem. Pomogła wówczas Erzie, Lucy i Grayowi, kiedy zostali ranni. 
"-Dołącz do Fairy Tail!
- Dziękuję, ale chcę wrócić do domu."
Pamiętał moment pożegnania, pamiętał tą piękną magię jaka wypełniała jej ciało i duszę. Jednak nie mógł sobie pozwolić na przerwę, miał przed sobą silnego przeciwnika.
- Nie miałam wyboru, Natsu. - Wyszeptała na tyle głośno, aby mógł usłyszeć te cztery słowa skruchy wymieszanej z żalem. Dragneel poczuł jak wzrasta w nim gniew, a krew gotuje się od żaru ognia. Rozwścieczony rzucił się na wroga usiłując zadać cios pięścią, która została złapana a płomienie jakie ją okalały znikły. Jeszcze nikomu nie udało się ugasić jego ognia, ognia Igneela. Zamachnął drugą dłonią w twarz Kuro, ale nim zdążył go dosięgnąć poczuł ból w okolicach żeber wydając z siebie głośny jęk. Wyrwał rękę z uścisku, chcąc kopnąć niebieskookiego z pół obrotu. Ten zrobił to samo, a ich nogi skrzyżowały się. Mimo to uderzenie Doragona było silniejsze, przez co oboje usłyszeli charakterystyczne pęknięcie kości Salamandra. Starał się stłumić krzyk bólu, nie mógł zadać mu ani jednego obrażenia. Odskoczył w tył lądując na nogach, chociaż jedna impulsywnie dała o sobie znać. Mierzyli się wrogim wzrokiem, zielone tęczówki Smoczego Zabójcy emanowały złością, zaś lazurowe oczy Doragona skrzyły pewnością siebie i mocą. Wysłał na niego Armę, Ochiego i Icho jednakże po każdej walce jego rany po prostu znikały, jakby to wydarzenie nigdy nie miało miejsca. Mimo, iż został niemalże rozszarpany na części, żył.
- O co w tym chodzi? - Zapytał próbując rozgryźć przeciwnika. Opatulił mocno zaciśnięte pięści gorącym ogniem. Zamiast uderzyć własnym ciałem użył Ataku Skrzydłem Ognistego Smoka tworząc dwa płomienne "bicze" uderzając nimi tuż obok głowy Kuro. Wciąż stał opanowany z lekkim uśmiechem na ustach. Złapał "broń" Ognistego Smoczego Zabójcy pociągając ją mocno uderzył chłopakiem o ścianę. Różowowłosy szybko wstał do pionu od razy atakując. Wciąż nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, co jeszcze bardziej wyprowadzało go z równowagi.
- Pięść Ognistego Smoka Piorunów!
Ogień zmieszał się z błyskawicą śmigając tuż przed twarzą brązowowłosego. Po chwili skórzana przepaska rozdarła się na dwie części opadając na podłogę. A on ukazał pieczęć smoka lśniącą niebieskim blaskiem danym mu przez króla. Salamander zastygł bez ruchu widząc pieczęć idealnie dopasowaną do jego. Czyżby też był Smoczym Zabójcą? Nie, to było niemożliwe. Jego magia było o wiele silniejsza, dosłownie czuł ją w każdej komórce ciała. Przytłaczała go ta moc, której sam nie mógł osiągnąć od tak dawna. Znów ruszył na przeciwnika ignorując ból nogi, Kuro szybkim ruchem ścisnął jego szyję przygważdżając do ściany stworzył w niej spore wgniecenie. Powoli pozbawiał go dostępu do powietrza. Salamander złapał jego ramię, ale niczym nie poskutkowało. 
- O co...w tym...chodzi? - Zapytał ponownie, kaszląc. Kąciki ust Doragona wygięły się delikatnie ku górze.
- O moc. Ten świat nie ma króla. - Odpowiedział. Kolejny psychopata, który zadufany w sobie chce sprawić aby ten świat wyglądał według jego upodobań. Niestety każdy taki plan przepada, świat rządzi się własnymi prawami, a jego władcą jest magia, której nikt nie pokona bo to ona jest życiem. Wzmocnił uścisk na ramieniu chłopaka podgrzewając jeszcze bardziej temperaturę swojego ciała. Jednak to ani trochę nie ruszyło Kuro, jakby był taki sam jak Dragneel, stworzony z ognia. Przestał, próbując nabrać powietrza, jednak na próżno. Oparł się jedną nogą o ścianę zaś drugą mocno zamachnął  uderzając chłopaka w brzuch z taką siłą iż upadł na ziemię. 
- Królem tego świata jest magia, nie masz prawa sprzeciwić się swemu władcy! - Krzyknął zadając kolejny cios. Który z nich tak właściwie miał rację? Oboje byli przekonani do swoich poglądów. Jednak było coś co ich różniło, siła. Chłopak obdarzony mocą króla smoków, miał za sobą jeszcze gorszą przeszłość niż syn Igneela, posiadał siłę zdolną zabić jednym uderzeniem. Mimo to, oboje posiadali chęć zemsty, na osobach które ich zraniły.
Kuro uderzył łokciem w brzuch różowowłosego, tworząc na nim ciemnofioletowego siniaka. Impulsywnie złapał się za tlące bólem miejsce otrzymując kopniaka w policzek, który posłał go na twardą, splamioną krwią ziemię. Nachylił się nisko pozwalając aby ciemnoczerwona substancja wypływała z jego lekko uchylonych ust. Doragon położył nogę na głowie Smoczego Zabójcy jeszcze bardziej przyciskając go do ziemi.
- Klękaj przed swoim nowym królem.
Oznajmił władczo poniżając Salamandra. Kto miał większą moc Król Smoków, czy też Król Ognia? Natsu wpatrywał się głucho w podłogę przymróżając powieki, przed jego oczym spływała szkarłatna krew tworząc małą kałużę. Ręcę miał zaciśnięte na brzuchu korząc się przed niebieskookim. Do czego go ta walka prowadziła? Do klęski? Znów czuł się upokarzany. Znów.

(ciąg dalszy wspomnienia z rozdziału 43:Wspomnienia)
~Z PERSPEKTYWY NATSU~

Czułem ból ogarniający całe moje ciało, dotykający niemalże każdej komórki. Chciałem otworzyć oczy, ale powieki wydawały się takie ciężkie. Ostatnie co pamiętał to krew spływającą z mojej głowy. Jak długo byłem nieprzytomny? Słyszałem jakieś głosy, bardzo stłumione rozbrzmiewające w tle, ale nawet mój wyczolny zmysł słuchu nie mógł wyłapać choć jednego słowa. Kto to był? Przecież nie byłem w Fairy Tail. Uda mi się tam wrócić? Do domu.
- Obudź się! Błagam!
Dziewczęcy głos nawoływał ze szlochem błagania. Powoli odzyskiwałem świadomość, zimna stal skóła moje poranione dłonie, czułem metaliczny zapach krwi, a nawet jej smak. Ociężale uchyliłem powieki widząc przed sobą rozmazaną posturę dziewczyny. Coś mokrego skapywało na moje nogi, pojedynczymi kroplami. Ona płakała?
- Słyszysz mnie? Obudź się! 
Miałem ochotę krzyczeć z śmiertelnego bólu, jednak nie miałem na to sił. Ani krzty magii, jakby została ze mnie wyssana. Położyła swoją drobną dłoń na moim ramieniu. Bolało.
Chcę wydusić z siebie choć jedno słowo, ale struny głosowe niemiłosiernie palą. Przynajmniej miałem pewność, że nie umarłem. Każdy ruch, oddech przystwarzał zbyt wiele cierpienia. Chyba, że trafiłem do piekła.
- Natsu proszę obudź się!
Happy. Słyszałem jego drżący głos. Także płakał. Zmusiłem się, aby otworzyć oczy spoglądając głucho przed siebie. Dlaczego oni płakali? Jednak kiedy ujrzeli że odzyskałem świadomość, uśmiechnęli się emanując szczęściem.
Kaszlnąłem wypluwając resztki krwi jaka pozostała w moim ciele po chwili zaciskąj mocno powieki tłumiłem w sobie krzyk.
- Dzięki Bogu. - Odetchnęła z ulgą wyginając kąciki ust ku górze. 
- Natsu, wytrzymaj. Nie możesz tutaj umrzeć, nie zostawiaj mnie. Już Lisanna.
- Siedź cicho! - Poniosły mnie emocje. Z niewiadomego powodu wspomnienia o niej są równocześnie bolesne i szczęśliwe. Była pierwszą osobą, która mnie zauważyła i potraktowała jak kogoś równego. Kiedy była przy mnie, w moim sercu tliło się nieznane ciepło. Przyjemne ciepło.
Kot skulił się cofając delikatnie do tyłu. Może trochę przesadziłem, nic nie zwróci jej życia. Rok temu umarła, w wieku 14 lat, była ode mnie młodsza o dwa lata a jednak odeszła jako pierwsza. Dlaczego? Co z zdziałałem przez ten rok mając teraz siedemnaście lat? Ruszyłem na misje w porzuceniu bólu utracenia osoby na której mi zależało. Kolejnej osoby.
- Przepraszam. - Wychrypiałem, nie mam prawa się na niego złościć. - Lisanna cię kochała, ja nie potrafię ukazywać tylu uczuć.
Trzask metalowych krat rozbrzmiał echem w bolącej głowie. Podniosłem nieprzytomny wzrok na rozbawionego strażnika. 
- Odsuń się. - Rozkazałem nastolatce, która z przerażeniem wykonała moje polecenie. Zaś mężczyzna podszedł do mnie chwytając za włosy i niemalże wyrywając je uniósł mą głowę ku górze. Zacisnąłem mocno zęby kiedy kolejna stróga krwi spłynęła po bladej skórze. Szybkim ruchem odpiął zimne łańcuchy zakuwające poranione nadgarstki, widziałem i czułem jak ręce opadając bezwładnie wzdłuż ciała. Nogę położył na mojej głowie przyciskając ją do ziemi, po czym zaśmiał się szyderczo. 
- Klękaj przed królem. - Oznajmił rozbawiony. Usłyszałem dźwięk wyciąganego z pochwy ostrza. Wiedziałem co to ozancza. Przymróżając delikatnie powieki zwróciłem wzrok ku niebieskiemu przyjacielowi.
- Przepraszam Happy. - Szloch wydobywał się ze strun głosowych, chciało mi się płakać, ale nie zrobiłem tego. Jakaś część mnie cieszyła się że w końcu zobaczę białowłosą dziewczynę z iskrzącą radością w niebieskich tęczówkach. Czułem przerażenie ludzi na swojej osobie, ale nie obchodziło mnie to. Uśmiechnąłem się delikatnie wypowiadając ostatnie zdanie:
- Wracam do Lisanny. - Tak. Te słowa były moimi ostatnimi. 
A przynajmniej tak myślałem...
Znów ten okropny ból dotykający każdej komórki organizmu, czułem niesamowitą pustkę i bezczynność nie mogą nawet drgnąć. Trwałem w ciemności mego umysłu. Znów jakieś ciche głosy, bardzo znajome. Jednak teraz nie czułem zimnej stali na nadgarstkach, metalicznego zapachu krwi. Leżałem na czymś miękkim. Leniwie uchyliłem powieki.
- Budzi się! - Ten głos był bardzo znajomy. Długie białe włosy opadały na drobne ramiona, a niebieskie tęczówki wpatrywała się we mnie. Była tak bardzo do niej podobna. Tak bardzo.
- Mirajane? - Wychrypiałem cicho pozwalając aby obraz przed oczyma wyostrzył się. Obok niej stała szkarłatnowłosa, piękna dziewczyna. - Erza?
- Natsu nawet nie wiesz jak się cieszymy. Baliśmy się, że już nie otworzysz oczu. - Oznajmiła z ulgą Scarlet. Typowa Erza, opanowana jak zawsze.
- Ile byłem nieprzytomny? - Zadałem kolejne pytanie.
- Prawie tydzień. - Męski głos, który znałem bardzo dobrze. Głos który mnie karcił, chwalił, żartował, głos dzięki któremu jestem w Fairy Tail.
- Dziadek? - Nawet on tu był. Dopiero teraz dotarło do mnie gdzie jestem, oślepiała mnie biel. Moje ciało owinięte było w bandaże niemalże w każdym miejscu, leżałem na łóżku podpięty do kroplówki i przeróżnej aparatury szpitalnej. Co się stało? Dlaczego nie pamiętam? Dlaczego nie umarłem?
- Skąd się tu wzięliście? Ja powinienem nie żyć.
Powiedziałem to z pewnym smutkiem w głosie. I wtedy przypomniałem sobie o niebieskim przyjacielu, który był tam razem ze mną. Doskonale pamiętam jego słone łzy skapujące na brundą glebę w momencie wyroku. 
- Gdzie Happy?! - Poderwałem się gwałtownie do siadu czując falę bólu zalewają poranione ciało. Mira chwyciła mnie za ramiona z powrotem kładąc. W jednej chwili na kołdrę wskoczył Happy z uśmiechem na ustach.
- Żyjesz. - Odetchnąłem z ulgą. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczyma zadając mi pytanie:
- Dlaczego na koniec powiedziałeś "wracam do Lisanny"?
Zapytał smutno. Właściwie dlaczego tak powiedziałem? Przeszukiwałem moją pamięć próbując odnaleźć odpowiedź, która była tuż przed moim nosem. Doskonale pamiętam każdą chwilę spędzoną z nią, napawała mnie szczęściem i tym przyjemnym ciepłem w sercu. Kim dla mnie była? Przyjaciółką. Ale czy na pewno tylko to do niej czułem? Wygiąłem kąciki ust delikatnie ku górze.
- Ponieważ...
Na pewno, to jest to uczucie. Byłem tego pewien. 
- Jest dla mnie kimś ważnym. Chciałem być znów przy niej.

Nie znam się na uczuciach i nie potrafię ich okazywać. Ale sama myśl o tym, iż znów będę mógł zobaczyć jej roześmianą twarz wołającą moje imię napawała mnie szczęściem. W tym momencie nawet śmierć mogła być ukojeniem. Chciałem tylko do niej wrócić, nie być samotny. Powiedzieć jej co czuje. Lisanna Strauss, tak się nazywała ta dziewczyna. Była moim przeciwieństwem, osobą, którą...

KONIEC WSPOMNIEŃ



Zacisnął mocno zęby napinając wszystkie mięśnie. Jego krew gotowała się od ognia wściekłości i determinacji, czuł narastającą siłę. 
- Chcę wrócić do Lucy. - Wycisnął przez zęby wstając. Nie znał się wtedy na uczuciach, nie potrafił ich rozpoznawać. Lecz teraz był pewny, osoba którą kochał miała piękne, blond włosy, czekoladowe, magiczne oczy i miała na imię Lucy. Lucy Heartfilia była tą, za którą gotów jest oddać życie. Nie. Jego życie należało właśnie do niej, dlatego musiał żyć. Taka była obietnica, złożona na jej słodkich ustach. Kuro spojrzał na niego zdziwiony po paru sekundach znów się uśmiechając. Oboje płonęli żarem walki. Który smok zwycięży?
Wodny bicz oplótł tego żelazny miecz powstrzymując od kolejnego ruchu. Nie zastanawiając się dłużej zamachnął nogą kopiąc w bok niebieskowłosego, który tracąc władzą nad wodą uderzył o ziemię, momentalnie wstając. Znów ruszyli na siebie biegiem z zamiarem zadania kolejnego ciosu. Gajeel uderzył swoją żelazną pięścią w żebra chłopaka sprawiając iż zgiął się w pół, niezaprzestając kopnął go w głowę posyłając kilka metrów dalej. Podszedł do Smoczego Zabójcy i chwytając za jego szyję podniósł do góry wpatrując się w jego poranioną twarz. Niebieskie oczy nie miały żadnego wyrazu, jakby były opętane. Redfox westchnął jedynie upuszczając go na ziemię.
- Nie krzywdzisz nas z własnej woli szczylu. Nie warto.
Unikała ciosów to jednego to drugiego maga z lekkim trudem, co chwila osłaniała się mieczem, robiąc sprawne uniki. Żaden z nich nie używał jednego z czterech żywiołów. Ogień, woda, ziemia i powietrze tym właśnie się posługiwała jednakże światło i mrok były jej najgorszymi wrogami. Kiedy rozpali ogień zgasi go ciemność, zaś kiedy stworzy roślinę spali ją jasność. Jednocześnie nie porafiła dać z siebie wszytskiego. Ci ludzie byli towarzyszami osoby, która ją uratowała. Nie mogła go zranić, żadnego z nich. Rana jaka powstałaby na ich ciele byłaby raną na jej duszy. Bezkresne błąkanie się po ciemnej ulicy, gdzie każda uliczka zapełniona jest krwią. Właśnie tego chciała uniknąć. Dlatego nie lubiła magii. Raniła ją, każdego. Posiadając magię posiadasz siłę, której musisz użyć aby z czasem walczyć nawet z przyjaciółmi. 
Arma stała gdzieś w kącie obserwując całą walkę, lecz nie chciała się do niej mieszać. Wieść o tym, iż Hana nie żyje wstrząsnęła nią. Wciąż słyszała odbijające się echem słowa Dragneela.
"Normalnie. Nie żyje od dziewiętnastu lat, skoro mieszkałaś w Yuri...dlaczego tego nie wiesz?" Ta cudowna dziewczyna z pięknym uśmiechem i anielskim głosem, była martwa od dziewiętnastu lat. Zacisnęła mocno dłoń na materiale sukienki przymrużając oczy. Spojrzała na walczącego Natsu. Słowa jakie wypowiadał, w jaki sposób mówił, jego poglądy i po części zachowanie. Był taki jak matka, narwany ale sprawiedliwy. Ten pojedynek nie powinien mieć miejsca, była pewna iż różowowłosa chciała aby jej syn żył. Wówczas sumienie rozerwałoby duszę wojowniczki na pół z wiedzą iż pozwoliła zginąć jej synowi. 
- Wybacz Kuro, ale wprowadzam sprzeciw.
Oznajmiła kiedy całe pomieszczenie wypełniła srebrna poświata, a Gajeel, Sting, Rogue, Hharukichi i Shon niknęli w śnieżnobiałych piórach. Nie mogła sprawić aby to samo stało się z Doragonem, ponieważ miał własną siłę. Ale mogła uratować chociaż jego przyjaciół. Zdziwieni spoglądali jak znikają z pola walki a Salamander z uśmiechem na ustach wpatruję się w nich z ulgą. Miał pewność że nic im się nie stanie, a równocześnie czuł ból że sam może przegrać życie łamiąć obietnicę i nie wracając do Lucy. Czuł jak ogromna siła emanuje od niebieskookiego, przytłaczała go ta czarna magia. Jednak nie mógł się teraz rozpraszać. Wrócił skupiony do pojedynku wymierzając siarczysty cios w policzek Kuro, który oddał mu pięknym za nadobne sprawiając iż wypluł sporą porcję krwi. Nabrał otaczającego go ognia do ust, kiedy już czuł jak ten żar tli się do ataku wypuścił ogromny strumień mocy w stronę przeciwnika. Wpatrywał się z nadzieją, że udało mu się trafić, jednakże zasłaniała go lazurowa poświata szalejąca jak małe tornado. Wytrącony z równowagi podszedł do niego wbijając przez to rękę złapał chłopaka za kołnierz koszuli. Mini igiełki nakuwały jego ramię, przecinały skórę sprawiając iż krew tryskała na wszytskie strony. Mimo tego bólu nie póścił wroga, wręcz przeciwnie ciągnął go w swoją stronę, aby wpadł we własne sidła. 
Usłyszał ciche słowa wypowidane z ust Doragona
- Ognistych oczu blask – to ja.
Jego oko zabłysło lazurowym blaskiem śmierci jeszcze bardziej charatając ramię różowowłosego, który miał ochotę krzyczeć z bólu.
- Morderczej męki zew. – Mój znak
Trzask łamanej kości rozbrzmiał echem w całym, wielkim pomieszczeniu jak dzwon śmierci. Jednakże nie zaprzestał swojej czynności.
- Niosę zniszczenie i ból.
Cierpienie jakie przeżywał można było porównać do palenia żywcem. Strumień mocy otoczył całe jego przedramię wyglądając jak rękaw, z którego ciekła szkarłatna ciecz zalewając podłogę. 
- Zabijam, paląc – jam śmierci król.
Dragneel stanął w niebieskich płomieniach zwijając się z bólu. Próbował skonsumować tą magię, ale kiedy tylko wykonał próbę palący bół wypełnił jego gardło. Leżał na ziemi krzycząc na cały głos, gdzie te dźwięki nie przedostawały się poprzez grube mury zapomnienia. Wpatrywał się ze spokojem i żalem w swojego przeciwnika, jakby był nic nie znaczącym robalem którego może zgnieść w każdej chwili. Widział poranioną rękę Dragneela, liczne nacięcia a nawet porozrywane mięśnie. Przeciwnik, który wydawał się dla niego godny, korzył się z bólu przed swoim panem. Kopnął go w głowę nie widząc nic wartościowego w takim śmieciu. 
Zamknął na chwilę oko z pieczęcią gasząc ogień i magiczny blask. Salamander leżał na ziemi dysząc ciężko spoglądał w górę na swojego przeciwnika.
- Żałosne. - Oznajmił zawiedziony Doragon przymrużając powieki. Smoczy Zabójca zacisnął dłonie w pięści nie mogąc uwierzyć że znów posniósł klęskę. Po raz drugi. Co się z nim działo? 
- Znowu, przegrałem? - Zapytał sam siebie czując jak jego ciało drży. Znowu przegrał, ale dlaczego? 

"Ognistych oczu blask – to ja.
Morderczej męki zew – mój znak.
Niosę zniszczenie i ból,
Zabijam, paląc – jam śmierci król"


Przecież to on był Smoczy Zabójcą, powinien być w stanie go pokonać. 
- Jesteś za słaby, zapamiętaj. Przyjdzie moment, kiedy nastanie koniec. A ja temu światu dam nowy początek, będę nim rządził! Nie byłeś w stanie pokonać króla ognia Igneela, czy myślałeś że dasz radę pokonać króla smoków? Mam jego siłę, więc jestem królem czyż nie? Teraz nie jesteś wart śmierci z moich rąk. Jeśli chcesz ze mną walczyć, znajdź swoją wartość Smoczy  Zabójco. - Wszystkie słowa wypowiedział z uśmiechem na ustach, a jednak i pogardą. Przymrużył powieki odwracając się plecami do różowowłosego. Czarna opaska jaka zazwyczaj zasłaniała zapieczętowane oko leżała roztargana na dwie części, a piękny lazur błyszczał okalając pieczęć smoka. - I zachowaj swą dumę.
Na te słowa Dragneel podniósł wzrok na Kuro zaciskając mocno zęby. Spojrzał na swoją prawdą rękę wstając, skąpana w szkarłatnej krwi, rozdarta wieloma ranami. O co mu chodziło? Zamknął lewe oko, do którego spływała ciemnoczerwona ciecz z przeciętej skroni. Kąciki jego ust wygięły się delikatnie ku górze, odwrócił się napięcie idąc w stronę wyjścia.
- Dumny smok pozostanie niewzruszony nawet jeśli przegra. - Powiedział cicho stawiając krok za krokiem. - A więc wracam, Lucy.
To się teraz dla niego liczyło, spełnić obietnicę daną ukochanej. 
Ale musiał stać się silniejszy, teraz jest za słaby aby móc ją ochraniać.
W końcu udało mi się coś napisać. Nie jestem z tego specjalnie zadowolona, ale co tam. I tak mam dwóch obserwatorów mniej. Jest tutaj trochę NaLi wiem. Ale przypominam że są to wspomnienia zanim poznał Lucy. Oznajmiam iż zamawiam szablon na tego bloga, żeby ładnie wyglądało. 
To tyle. Sayonara

6 komentarzy:

  1. SUPER , SUPER , SUPER ! ale tego chyba nie muszę pisać bo i tak to wiesz . Hmm jestem strasznie szczęśliwa ,że mogę to przeczytać w całości *_* gi-hi no to ten . Hehe wybacz mi za ten spam na gg ! *klęka * gomene !
    Jakoś tak nienawidzę NaLi .. nie wiem czemu ... może dlatego ,że wtedy lucy jest sama .? hmm chyba tak .. a wiesz lisanna może być ze Sing'iem xD Ale koniec o paringach !
    Walka jak zwykle świetnie opisana jak już kiedyś komuś napisałam " to zaszczyt czytać coś co wyszło spod twoich rąk " :D
    No i olej tych dwóch już Ci mówiłam to dupki ,które nie umieją docenić ludzkich starać ! Grr
    Ale no nic przecież masz mnie i wielu , wielu innych czytelników . Kuro !! Nienawidzę drania ! arghh ( pirat ) ! No nic to by było na tyle !

    Weny ,czasu ,zdrowia i chęci !

    Aaa I JESTEM PIERWSZA !

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jejku. Genialne! Jak zwykle. Ty tak pięknie piszesz te walki *_* Boskie! Uwielbiam. Grrr Kuro. Nie lubię. Krol świata phi. No i co z tego że mial okropna przeszłość. Biedna Żelazna Dama. Bardzo ją polubilam. Jest trochę jąk Erza ^^ Już nie mogę się doczekać powrotu Natsu do domu, do Lucy :3 A ten wodny smoczy zabójca- uwielbiam. Nie wiem czemu ale go bardzo lubię. Jest taki szexy ^^

    Dobra. Życzę weny i zdrowia. No i żeby Bakka nauczyciel od polaka nie dostał nowego czerwonego długopisu i nie ocenił ci genialnej pracy na 4 pkt z 10 ;_; moja trauma.

    Mei :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecałam Ci wczoraj kochana, że skomentuję Twój rozdział, więc to robię z największą przyjemnością. Mam nadzieję, że przez mój mało znaczący komentarz odbudujesz swoją pewność siebie i nie będziesz się jeszcze bardziej zadręczać przez małą ilość komentarzy. Pamiętaj, liczy się to, że masz dla kogo pisać i to, że zawsze znajdzie się ktoś, kto doceni Twoją pracę! Więc uśmiechnij się, głowa do góry i wiedz, że ja należę właśnie do osób, które bez względu na wszystko - z opóźnieniem lub bez, zawsze wyrazi swoje zdanie na temat takiego wspaniałego OPOWIADANIA jak to, abyś wiedziała, jak pięknie piszesz.
    Twoje opisy są magiczne, a z każdym rozdziałem coraz bardziej poetyckie. Szczególnie te, które nawiązują do smoków. Przyznam Ci, fajnie byłoby zebrać te wszystkie cytaty gdzieś w jedno miejsce, aby móc z łatwością do nich wracać :P
    Nie wierzę, że ktoś potrafi wymyślać tak dobre czarne charaktery. Czarny charakter i dobry- takie trochę masło maślane, ale już wyjaśniam, co miałam na myśli. Większość złoczyńców jest kreowanych na bezmózgich szaleńców chcących władzy, mocy, pieniędzy itp ... Natomiast Kuro to zupełnie inna liga. Ma swój niepowtarzalny charakter, tok myślenia, posiada coś takiego jak godność i honor. Myślałam, że zabije Salamandra, a jednak odpuścił, gdy ten przegrał. Ten fragment strasznie, ale to strasznie mi się spodobał. Jego postawa i zachowanie mnie urzekły- po prostu zdobył moje uznanie. A Natsu - wiecznie nadpobudliwy i chcący się ciągle bić, po raz pierwszy pomyślał. Zrozumiał swoje położenie i postanowił się wycofać się, póki co. Wybrał miłość zamiast szukania zemsty na kimś, kogo nie ma i tak szans pokonać. Wreszcie spotka się z Lucyną i ogromnie się cieszę, że dotrzyma obietnicy.
    Walki to Ty opisujesz zajebiście. Nic dodać, nic ująć. Pełno dynamiki i akcji - świetnie budujesz zdania w logiczną całość. :P Kocham Cię za nie, ale teraz muszę Cię zrugać, żeby nie było, że ciągle tylko chwalę.
    Bardzo dobrze, że nie pokazujesz, że Salamander jest niepokonany, ale ciągle to, że tak dostaje wciry, też nie jest okay. To znaczy bardziej chodzi mi o to, że próbujesz pokazać jego słabości w potędze magicznej, ale jednocześnie wywyższasz jego możliwości jeśli chodzi o wytrzymałość ciała. No, bo tyle oberwawszy i nabywszy się tylu ran - musi mieć jakieś konsekwencje, mimo że Wendy go leczy.
    Kochana mam nadzieję, że nie obraziłaś się za to. To nie jest żaden hejt, obraza, tylko delikatna sugestia tego. Wiem, że jesteś sadystką :P ale kochana nie męcz już tak naszego Salamandra :* Daj mu troszkę odpocząć.
    Wspomnienie podobało mi się, choć nie lubię nawiązać do Lisanny ! Ale cóż, to już kwestia gustu. Mam nadzieje, że koniec końców odbierzesz ten rozdział jako motywacja i pochwała za kawał świetnej roboty. Nie miałam na celu zdołowanie się, więc wierzę w to, że tego nie zrobiłam.
    Rozdział epicki! :* Życzę masy pomysłów, weny, czasu i uśmiech <3333333333333 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. A Natsu znowu dostał wciry xD Nie masz litości dla niego :P Jednak walki opisujesz ... (szukam odpowiedniego słowa)... tak, perfekcyjnie.
    Cieszę się też, że nie robisz z Salamandra kozaka, u ciebie umie nawet ruszyć głową, nie jest niepokonany, a ... ludzki : )
    Za Lisanną co prawda nie przepadam, choć nie hejce jej jak większość i tamten fragment bardzo mi się spodobał, a słowa Natsu uważam za... no słodkie, pomimo sytuacji w jakiej wtedy się znajdował :P
    Rozdział jest wręcz smoczastyczny xDDD Nie tak jak mój krótki komentarz, ale musisz mi wybaczyć - nadrabianie wszystkiego trochę mi zajmuje :C Jednak wiedz, że przy czytaniu nie spieszę się tak jak przy pisaniu komentarzy, więc z całym rozdziałem zapoznałam się bardzo dokładnie :D
    Życzę ci duuużo weny i wolnego czasu, byś mogła dalej obdarowywać nas tak zacnymi rozdziałami (obojętnie na którym blogu, każdy uwielbiam :D)

    OdpowiedzUsuń
  5. NaLI aż sieczko się mi to pisze nie lubię lisany dla mnie nawet mogła by nie istnieć w anime co innego Natsu i Lucy :) NaLU o tak to jest para :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Te wspomnienia Natsu są straszne!!! Opowiesz kiedyś, co wtedy go spotkało??? W anime nic takiego nie miało miejsca dlatego jestem bardzo ciekawa!!!
    Rozdział genialny jak z resztą zawsze. Tylko ten fragment o NaLi jakoś mnie tak zdziwił i zaskoczył... Wiadomo, byli przyjaciółmi, wtedy jeszcze nie znał Lucy więc nie wiedział, że to co czuje do Lisanny nie jest miłością. To w ostateczności mogę wybaczyć :)

    Genialna walka!!! Szkoda tylko, że Natsu poległ. W końcu udało mu się pokonać Acnologię. Sądziłam, że z Kuro da sobie radę. Ale pewnie innym razem :D.

    Ps. Patrzałki mnie już bolą, ale tą część muszę dokończyć :D. Dlatego lecę dalej :D

    OdpowiedzUsuń