sobota, 15 lutego 2014

82. Przebudzenie

SAGA: NIESPODZIANKI

"Zaw­sze trze­ba po­dej­mo­wać ry­zyko. 
Tyl­ko wte­dy uda nam się pojąć, jak wiel­kim cu­dem jest życie, 
gdy będziemy go­towi przyjąć nies­podzian­ki ja­kie niesie nam los"



- Lucy chodź coś zjedz. - Oznajmiła Erza wchodząc do pokoju, w którym siedziała dziewczyna. Skulona, trzęsąca się ze smutku, pozwalała by słone łzy nawilżały jej skórę  i biały szal, z którym nie rozstawała się nawet na sekundę. Nie chciała stąd odchodzić nawet na chwilę. Spoglądała na niego od czasu do czasu wierząc, że za chwilę na nią spojrzy i obdaruje gorącym uśmiechem. Ale ani razu od sześciu miesięcy nie dawał żadnych, większych oznak życia. Zignorowała słowa przyjaciółki chowając głowę w zgiętych kolanach. Objęła je jeszcze mocniej, wbijając palce do skóry. Scarlet podeszła do niej cichymi krokami, kładąc dłonie na drobnych ramionach. - Przychodzisz tu dzień w dzień i płaczesz. Wiem, że ci trudno. Tak jak każdemu z nas, ale sądzę że Natsu naprawdę by nie chciał, żebyś zachowywała się w ten sposób. Co mu powiesz kiedy się obudzi? Że cały czas tu siedziałaś zapłakana? Będzie smutny.
Wyszeptała delikatnie gładząc jej blond włosy, jakby chciała związać jej kucyk. Heartfilia spoglądała na ukochanego przez ocean łez zbierający się w jej czekoladowych oczach. Zacisnęła usta w wąską linię, czując jak te mokre kropelki płyną po jej zaróżowionych policzkach.
- Nie mów tak. Dobrze wiesz co mówiła Porlyusica. Szanse na to, że on się obudzi są jak jeden to tysiąca. - Wyszlochała czując kujący ból w sercu. Doskonale pamiętała te okropne słowa, które dzień po dniu stawały się prawdą.- Przez sześć miesięcy nie dał żądnych oznak
- Lucy zapomniałaś? - Zapytała cicho. - W Natsu trzeba jedynie uwierzyć.
- Cześć...idziecie? - Zapytał cicho Gray z niewidzialnym uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia, kiedy dostrzegł smutną i zapłakaną Heartfilię poczuł nieprzyjemny uścisk w sercu. Podszedł do przyjaciółek, jednak nie wiedział co powiedzieć. Zabrakło mu słów pocieszenia po tylu miesiącach. Skrzyżował wzrok z Erzą, która dała mu do zrozumienia aby wziął Lucy na ręce i zaniósł na dół, by spożyła jakikolwiek posiłek. I tak też zrobił. - Chodź, idziemy coś zjeść. Przypomnisz sobie jak wyglądają ludzie w gildii. - Zaproponował chcąc jakoś rozładować napiętą atmosferę. Magini nie protestowała najzwyczajniej nie mając na to sił. Cała trójka poszła do reszty gildii, zostawiając Natsu samego bez żadnej nadziei na jego pobudkę. Kiedyś zgaśnie każdy płomień.
Usłyszał stłumiony dźwięk zamykanych drzwi, a później jedynie głuchą ciszę. Jego ciało było takie odrętwiałe i sztywne, a powieki ciężkie. Czuł okropną suchość w ustach, chciał napić się choć trochę wody. Walczył sam ze sobą, by w końcu ukazać zielone tęczówki całemu światu. Dlaczego wszystko wydawało mu się takie obce? Światło, smak, dotyk - to wszystko wydawało się takie nowe. Podparł się przedramionami o podłoże, siadając. Co się działo przez ten cały czas i dlaczego on żyje? Przeniósł wzrok na swoje obandażowane ręce zginając i rozprostowując je kilka razy. Ile był nieprzytomny? Zerknął przez ogromne okno, widząc świecące słońce. Dlaczego ten widok go cieszył? Wygiął kąciki ust ku górze ostrożnie wstając z łóżka. Nogi wciąż były miękkie, a on sam tracił nad nimi kontrolę, chodzenie w życiu nie sprawiało mu tyle trudności. Męczyły go naprawdę banalne ruchy, ale jedyne czego chciał w tej chwili to poczuć ciepło Lucy. Słyszał niewyraźne głosy przyjaciół, z czego wywnioskował, że był gdzieś w pokoju gildii. Oparł się o ścianę powoli zmierzając do celu. Kiedyś zgaśnie każdy płomień, ale to jest prawdziwy pożar.


* * *

- Lucy musisz jeść. - Powiedziała po raz kolejny Mirajane widząc jak dziewczyna grzebie widelcem w talerzu nie biorąc niczego do ust. Nie mogła nic wcisnąć, wciąż starała się powstrzymać łzy jakie napływały do jej oczu. Dlaczego oczekiwali od niej czegoś takiego jak jedzenie, kiedy jej ukochany leżał nieprzytomny - bliski śmierci - od sześciu miesięcy? Po chwili zobaczyła męską rękę, która wzięła sztuciec do ręki i nabierając na niego jedzenie. Podłożył potrawę pod jej nos.
- No dawaj. Zjem to z tobą. - Usłyszała j e g o ochrypnięty, słaby głos. Odwróciła powoli głowę, oczekując na ujrzenie tego szerokiego, pięknego uśmiechu. Nie zważając na nic więcej, rzuciła się na niego przytulając z całej siły. Zachwiali się niebezpiecznie, jednak Salamander cudem utrzymał równowagę. Nie mogła opanować szczęścia, jakie emanowała z jej duszy. Rozbawiony objął dziewczynę, czując jak jej ramiona drżą a błyszczące łzy moczą śnieżnobiałe bandaże. - Hej. Nie płacz...
Powiedział z uśmiechem dotykając z wahaniem jej drobnych pleców.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Błagam, niech to nie będzie sen!
Szlochała w jego pierś, nie mogąc nacieszyć się tym faktem. 
- Nie. To nie jest sen, ale naprawdę chciałbym wiedzieć co się stało. Wszystko wydaje się takie obce. - Wyszeptał rozbawiony. Odsunęła się delikatnie, łapiąc za naprawdę długą grzywkę chłopaka i pociągła ją lekko w dół zmuszając by spuścił głowę.
- Ale masz długie włosy. - Zaśmiała się widząc jak różowe kosmyki zasłaniają mu kark, a grzywka całkowicie zasłania mu widok. Naprawdę nigdy nie widziała go w takiej fryzurze, chociaż nie mogła powiedzieć, że jej się nie podobało. Chłopak zaczesał je do tyłu, tylko po to by po paru sekundach znów wróciły na swoje miejsce. Nadal czuł się słabo, a takie energiczne ruchy i ciągłe stanie nie działało na niego zbyt dobrze. Usiadł na krześle pozwalając sobie na odpoczynek. 
- Ile spałem? - Zapytał niepewnie. Lucy zacisnęła usta w wąską linię nie chcąc się odzywać. Wszyscy spoglądali na siebie zakłopotani.
- Sześć miesięcy - wokół wszystkich rozbrzmiał donośny głos Makarova, który już po chwili siedział na blacie stołu z powagą patrząc na różowowłosego. Postanowił odpowiedzieć na wszystkie jego pytania, nim zostaną zadane. - Kiedy Erza i Gray was znaleźli oboje byliście nieprzytomni. Dosłownie parowałeś, jakbyś zamieniał się w lawę. Zdejmij bandaże wtedy dowiesz się co twoja moc zrobiła z ciałem. - Mówił z powagą, co prawda te wspomnienia były bolesne i okropne, ale chłopak miał prawo wiedzieć co się z nim działo. - Nikt nie dawał ci szans na przeżycie, to można nazwać cudem.
Salamander schował twarz w dłoniach, opierając się łokciami o kolana.
- Pół roku? To jakiś żart prawda? - Zapytał znów pokazując oczy. - Nie mogłem spać tyle czasu, błagam powiedz że żartujesz.
- Przykro mi Natsu, ale to prawda. Przez sześć miesięcy nawet się nie ruszyłeś, twoje organy wewnętrzne są wypalone do połowy
- Jakiem cudem przeżyłem? - zadał pytanie z powagą.
- Nie potrafię tego wyjaśnić, z tego co mówiła Porlyusica twój stan był krytyczny. Organy wewnętrzne wypalone, wciąż podwyższająca się temperatura i wrząca krew. Jakbyś, stawał się ogniem. - Za każdym słowem, przed jego oczyma stawał ten okropny obraz umierającego chłopaka. Dragneel słysząc to wszystko znieruchomiał, naprawdę to działo się z jego ciałem? To zrobiła mu jego moc? W jednym momencie przypomniała mu się obietnica złożona Fumiki. Miał iść do tego miejsca, gdzie spełniają się życzenia.
- Który dzisiaj? - Zapytał roztrzęsionym głosem. 
- 16 września. - Odpowiedziała zdziwiona Levy. Z jego serca spadł ciężki kamień złamanej obietnicy, na szczęście został jeszcze miesiąc. Podniósł delikatnie głowę rozwijając fakty.
- Przespałem swoje urodziny? - Zadał kolejne pytanie.
- Tak, dwudzieche masz już na karku. To takie męskie! - Wykrzyczał Elfman, co rozbawiło chłopaka, lubił ich niewiedzę. Tak naprawdę miał dwadzieścia dwa lata i nie robiło mu to żadne różnicy. Zaśmiał się cicho, wypuszczając powietrze z ust.
- Rany, czuje się taki odrętwiały. - Narzekał rozciągając ręce, podczas czego rozbrzmiewało charakterystyczne strzykanie kości. - Mira daj mi wody. 
Poprosił wciąż czując tą nieprzyjemną suchość w ustach. Białowłosa szybko podała chłopakowi napój ze słodkim uśmiechem na różowych ustach. Orzeźwiający płyn spłynął do jego gardła pozbawiając bolesnego drapania i chrypy. Odzyskał w końcu swój donośny, specyficzny głos. 
- Co się działo przez to pół roku? - Zapytał z nadzieją na nudną odpowiedź.
- W sumie to nic jeśli chodzi o walki. Znaczy coś się wydarzyło...
- Co takiego? - Zadał kolejne pytanie patrząc na półnagiego Fullbustera.
- Gray-sama poprosił Juvię o rękę! - Wykrzyczała z euforią Loxar pokazując srebrny pierścionek z lazurowym diamentem kształtem przypominając kroplę wody. Dragneel słysząc to wypluł napój na czarnowłosego omal się przy tym nie dusząc. Kaszlnął kilka razy robiąc wielkie oczy.
- Co takiego?! - W całej gildii rozległo się to jedno pytanie.
- Poplułeś mnie wodą. Mam na sobie twoją ślinę! - Oburzył się Gray.
- Co z tego?! Ty..ty...ty i Juvia...wy...co?! 
Wszystkie słowa mu uciekały, a on sam nie potrafił złożyć w całość jednego zdania. To okazało się być zbyt traumatyczną wiadomością.
- No co? Tylko ty jesteś tak beznadziejny... - Dodał mag lodu. Smoczy Zabójca szybko wstał, a na jego czole pulsowała żyła symbolizująca złość.
- Ja po prostu czekam na odpowiedni moment. - Odpowiedział.
- Jesteście razem już prawie dwa lata!
- Ty tego po prostu nie rozumiesz mrożonko. - Zaśmiał się kpiąco.
- Że niby czego ja nie rozumiem ognio-móżdżku? - Zapytał zirytowany Gray.
- Dobra powiedzmy, że oświadczyłem jej się rok temu. Teraz przez sześć miesięcy byłem w śpiączce, pomijając fakt że tak naprawdę już dawno powinienem umrzeć. I co by to wszystko dało? - Wszystkich dosłownie zamurowało włącznie z Lucy. 
- Ale macie miny. - Zaśmiał się trzymając się za brzuch (BA DUM TSSS!) - Żartowałem! Wiem jedno...muszę to przepić.
- No ja nie sądzę. - Wtrąciła Heartfilia krzyżując ręce na piersi.
- Niby czemu? - Spojrzał na jej karcącą minę.
- Masz poważnie uszkodzone organy, to może ci zaszkodzić. - Teraz w jej głosie rozbrzmiało zmartwienie, doskonale to rozumiał, ale ona przesadzała. 
- Lucy przesadzasz przecież...
- Ja? Sam mówiłeś, że już nigdy nie chcesz tak cierpieć, a teraz o mało nie umarłeś. Zaczęłam się modlić żebyś w końcu się obudził, więc posłuchaj mnie ten jeden raz w życiu! Tylko tyle od ciebie chce, żebyś choć teraz uważał na siebie. Ja, ty, Happy nikt nie chce żebyś umierał po raz drugi!
Jego serce momentalnie stanęło by po paru sekundach chcąc wyskoczyć z piersi. Zacisnął mocno zęby, przypierając nogi do podłoża. Miała nikomu tego nie mówić, a tym czasem wyjawiła to całej gildii. Nie mógł się z nią teraz kłócić, ze względu na swój stan. Równocześnie nie chciał jej zranić. Rozluźnił pięści, patrząc na blondwłosą spokojnym wzrokiem.
- Będę ostrożny - wyszeptał zwracając się ku górze. 
Heartfilia zacisnęła usta w wąską linię spoglądając na Happy'ego. 
- Wiem, przesadziłam. - Wyjąkała czując winę plączącą się wokół jej serca.
- Czasem trzeba przesadzić, żeby do niego coś dotarło. - Poczuła pokrytą stalą rękę Tytanii, która położyła dłoń na jej drobnym ramieniu. - Nie będziemy chwilowo zaprzątać wam głowy tym co się stało, tylko obiecaj mi że kiedyś powiesz nam prawdę. - Poprosiła z uśmiechem na ustach.
- Obiecuję. - Odpowiedziała po chwili zastanowienia.
- Idź do niego. - Niemalże rozkazała McGarden. 
...

Lucy otworzyła delikatnie drzwi, którym towarzyszyło charakterystyczne skrzypnięcie. Niepewnym krokiem weszła do środka, lecz to zobaczyła wryło ją w ziemię. Dragneel stał przed lustrem, a bandaże leżały porozrzucane dookoła niego. Zobaczyła te okropne poparzenia szpecące jego ciało. Zakryła usta dłonią, wydając z siebie jedynie cichy jęk.
- Tak wiem, to ohydne. - Oznajmił dotykając rany przechodzącej przez kość policzkową pnącą się ku górze, grubą linią aż do skroni. 
- Nie, to jest...
- Nawet mi nie wmawiaj, że według ciebie wciąż jestem przystojny. - Przerwał jej w połowie nawet się nie odwracając. 
- To cię nie zmieniło, wciąż jesteś tym samym Natsu.
- A co jeśli nie? - Zadał pytanie patrząc w czekoladowe tęczówki.
- Więc kim? 
- Nie ważne. - Odparł krótko siadając na łóżku. Heartfilia zacisnęła dłonie w pięści stając przed Salamandrem.
- Zawsze tak robisz. Zaczynasz jakąś rozmowę i nie kończysz. Chcesz żeby każdy się zastanawiał o co ci chodzi? Przestań mieć tajemnice! Mówiłeś, że mnie kochasz, więc...udowodnij to i daj się poznać. - Jej ton ze złości stał się błaganiem. Dragneel zaczesał włosy do tyłu nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak? Jak mam dać ci mnie poznać, skoro...sam wszystkiego nie wiem...zdajesz sobie sprawę co to za uczucie? Niewiedzy samego siebie. Nie znając celu swojego istnienia. - Wyszeptał końcowe słowa ze smutkiem. 
- Nikt nie wie dlaczego żyje. Każdy z nas po prostu jest...
- Nie chce o tym rozmawiać.
- I znów dusić wszystko w sobie? To głupie.
- Może dla ciebie. - Westchnął opierając ręce pod głową i kładąc się na łóżku. Spoglądał w jednolity sufit, kątem oka widząc błękitne niebo. Nie potrafił jej wszystkiego racjonalnie wytłumaczyć, bo tak naprawdę sam tego nie rozumiał. Wygiął kąciki ust w górę, a z jego gardła wydał się cichy chichot przeradzający się w zwyczajny śmiech. Heartfilia spojrzała zdziwiona na Smoczego Zabójcę.
- Co cię tak rozbawiło? - Zapytała ciekawa.
- To wszystko jest po prostu śmieszne. Nie wiem o sobie nic, własna moc prawie mnie zabiła i zostawiła po sobie ślad, jestem żywą zagadką. - Śmiał się dalej zamykając oczy, w których kącikach pojawiły się łzy rozbawienia. Po chwili śmiech zamilkł, a chłopak otworzył oczy z przymrużonymi powiekami. - I to żałosną zagadką. - Dodał ze smutnym uśmiechem.
Lucy po cichu wstała podchodząc do ukochanego i kładąc się obok niego. Położyła dłoń na bolesnej bliźnie serca muskając ustami poparzoną część twarzy. Chłopak zdziwiony spojrzał na nią.
- Tęskniłam. - Wyszeptała wtulając się w gorący tors. Pogłaskał delikatnie blond włosy wpatrując się w krajobraz za oknem. Minęło zbyt wiele czasu, jednak cierpliwość okazała się opłacalna.  Znów mogła spojrzeć w jego zielone tęczówki, przytulić mocno by poczuć ciepło ciała i zobaczyć te słodki uśmiech. Z tą myślą pogrążyła się we własnym świecie, zamykając oczy i czując to ciepło.
- Ten świat. - Zaczął spokojnym głosem. - Jest czymś czego nie rozumiem.
Opuszkami palców przejechał po zranionej twarzy, to cud że miał oko. Jednak blizna przechodząca przez nie, wcale nie była powodem do dumy. Odwrócił się w stronę blondwłosej patrząc na jej zmęczoną twarz, na pewno nie sypiała zbyt dobrze przez ten cały czas. Czuł się winny, ale...
- Dziękuję, Luce. - Wyszeptał składając na jej czole ciepły pocałunek. Sam pokrywając tęczówki drżącymi powiekami, odpłynął w objęciach Morfeusza.


                                                     * * *


Stał przy stole do gry w pokera, na którym leżały porozrzucane karty, na środku można było zauważyć czarno-białą planszę do szachów i pionki. Podszedł do owej i usiadł na krześle patrząc na grę. Wziął do ręki kartę Jokera uśmiechając się. 
- A więc koniec gry? - Zapytał cicho słysząc jedyne głuchą cisze panującą w okół niego. Oparł się rękami o stół po czym położył na nich głowę. - Ta cisza jest nudna. - Wyszeptał zamykając oczy. Może to dziwne ale polubił swoją mroczną stronę. Z przymróżonymi powiekami wpatrywał się w czarnego pionka króla.  Wziął go w dłoń machając lekko nad planszą.
- Czasem mam wrażenie, że to ty. - Położył go na karcie Jokera. - Byłeś tym dobrym. 
Wygiął kąciki ust ku górze zamykając oczy, teraz pozostał sam nawet w swym umyśle. Wśród czarnej próźni był jedynie on i stół do gry. Zasnął nawet tutaj ze szczerym uśmiechem. 
- Pokazałeś mi, że ten świat jest o wiele lepszy niż piekło, dziękuję.
Usłyszał jego głos, to było takie ciepłe. 
- Dziękuję, w końcu wiem kim jestem.  - Wyszeptał przez pół sen.

* * *

Lucy otworzyła ciężkie powieki widząc tuż przed swoim nosem śpiącego Salamandra. W pierwszym momencie jej serce stanęło, jednak to że się obudził na pewno nie był sen. Opuszkami palców musnęła bliznę szpecącą twarz. Uśmiechnęła się delikatnie nie mogąc oderwać wzroku od jego przystojnej twarzy.  Błękitne niebo oblała granatowa farba nocy, a mieniące gwiazdy obsypały ozdobnie krajobraz. Lato się kończyło, chociaż jej Natsu dopiero się pojawił. Bez niego nawet święta praktycznie spędziła sama. Smutno.
- Wiesz, kiedy byłam mała, mama opowiadała mi pewną bajkę. Bardzo ją lubiłam, nigdy nie chciałam zasnąć póki jej nie skończyła, a kiedy zasnęłam widziałam wszystkie jej sceny. Stawałam się główną bohaterką, ale ta bajka nigdy się nie skończyła, ponieważ za każdym razem budziłam się ze snu. Ale teraz ta bajka trwa, trwa i trwa. Myślisz, że będziemy mogli usłyszeć kiedyś na koniec opowieści "i żyli długo i szczęśliwie"? - Tak bardzo przyzwyczaiła się do tego, iż mówi do chłopaka, kiedy śpi, że milczenie wydaje się dziwnie. Wtuliła się mocniej w nagi tors różowowłosego całując z wahaniem bliznę na sercu.  - Kiedyś ci ją opowiem. 
Wyszeptała kładąc głowę pod jego brodą. 
- W tej bajce bohaterowie mieli dużo problemów, ale wszystko skończyło się dobrze.
Dodała nie mogąc powstrzymać uśmiechu.  Jednak jej życzenie się spełniło.
- Wybaczysz mi? - Usłyszała jego niski szept. Słyszał wszystko co mówiła?
- Niby co? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Moją głupotę. Zostawiłem cię na pół roku, święta, normalne dni, przez ten cały czas nie mogłem być przy tobie. Przepraszam za to, nigdy nie chciałem żebyś przeze mnie płakała. - Wciąż przepraszał. Czuł jak poczucie winy zapycha mu gardło i rozsadza żołądek od środka. To tak bardzo bolało. Gdyby chociaż przez ten czas mógł raz, choć raz otworzyć oczy. 
- To nie twoja wina. To czego się obawiałam to to że już nigdy się nie obudzisz. Nie mówiliśmy ci tego, ale w jednym momencie...cudem cię odratowaliśmy. - Jej głos znów zaczął drżeć. Zaś chłopak słysząc to zesztywniał otwierając szerzej oczy. Nie mógł w to uwierzyć.
- Jak to?
- Twoje serce tak słabo biło, nie byłeś w stanie samodzielnie oddychać. - W tym momencie miała przed oczami tamten straszliwy moment. 

- Gray-san, niech pan wykona masaż serca. - Prosiła Wendy próbując jakoś uratować chłopaka, kiedy nie była obecna Porlyusca. Fullbuster położył dłonie w odpowiednim układzie na klatce piersiowej chłopaka i zaczął uciskać w wyznaczonych odstępach czasu.  Różowowłosy miał założona maskę tlenową, prze którą ledwo było widać jego oddech. Erza nie mając zamiaru czekać zdjęła szybko maskę wykonując sztuczne oddychanie.
- No dawaj, nie możesz tu umrzeć. - Wyszeptała pomiędzy przerwami w dmuchiwaniu powietrza do ust chłopaka. Natomiast Marvell starała się jak najlepiej leczyć inne objawy. Scarlet czuła krew spływającą na początku małymi plamami na jej wargi. Odusnęła się impulsywnie.
- Cholera! - Krzyknęła zcierając z ust wrzącą szkarłatną ciecz. - On parzy.
- Natsu weź się w garść! Nie możesz tego zrobić Lucy! - Krzyczał Gray jakby Dragneel miał to usłyszeć. Nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że Heartfilia stoi w drzwiach i sparaliżowana przygląda się tej koszmarnej scenie. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. 
- Proszę, Natsu, proszę! - Tytania nawet nie zauważyła, kiedy słone łzy spływały po jej policzkach. On naprawdę przestał oddychać...

- Przepraszam. - Wyszeptał jeszcze raz łapiąc ją za tył głowy i całując w czoło.
- Przestań. Ja powinnam ci dziękować że walczyłeś. - Odpowiedziała nawet na niego nie patrząc.
- To jemu podziękuj. - Dodał cicho, ale był na tyle blisko że dziewczyna usłyszała.
- Komu?
- Nie ważne. Prześpij się jeszcze...
- Mhm... - Wymruczała zamykając oczy.
- Ta bajka na dobranoc. Zaczynała się "dawno dawno temu?" - Zapytał przypominając sobie o wcześniejszych słowach dziewczyny. Teraz było tak spokojnie, nic go nie bolało. Czuł się wspaniale, a równocześnie pusto wewnątrz siebie. Jednak mimo wszystko wolno.
- Dawno dawno temu żył smok, który zakochał się w księżnicce...
Salamander wygiął kąciki ust ku górze obserwując nocny krajobraz przez okno. Mógł się domyślić dalszej części tej opowieści. W końcu był jej głównym bohaterem, a jego księżniczka leżała tuż obok pogrążona w słodkim śnie. 
- Może kiedyś zaśpiewam ci kołysankę mojej mamy. - Oznajmił różowowłosy. Może i był jakoś trzymiesięcznym dzieckiem, kiedy ją śpiewała ale pamięta ją do teraz. Była ciepła, miła, przepełniona miłością. Teraz  zdał sobie sprawę z tego ile razy chciał opuścić tę gildię i to właśnie Lucy wciąż trzyma go na miejscu. Uśmiechnął się wypuszczając powoli powietrze z ust. - Zrobię to ostatni raz. - Dodał otaczając swoje ciało leczniczym płomieniem. Po chwili poczuł jak jej drobne ramiona mocno ściskają jego brzuch.
- Nie. Proszę nie. Przestań to robić, wiem jakie są tego konsekwencję. Ile lat już sobie odjąłeś? Ile ran przez to spowodowałeś? Proszę, proszę wszystko jest dobrze tak jak teraz. Zostaw te blizny, podobają mi się. Nie chcę żeby znikały. - Wymyślała byle jakie wymówki tylko po to by cofnął tą magię. I tak też zrobił. Te słowa były dziwne.
- O czy ty mówisz? Jak mogą podobać ci się tak ohydne blizny? 
- Chodzi o to, że one cię wcale nie zmieniły, więc zostaw je. Proszę nie używaj tej magii, ostatnio przez nią prawie umarłes. Ponieważ chciałeś walczyć z Kuro sprawiedliwie. Przecież on nie był nawet tego wart.- Nienawidziła Doragona za to co zrobił jej ukochanemu, jednak Dragneel miał zupełnie odmienne zdanie.
- Nie mów tak. Miał straszną przeszłość.
- Tak jak większość z nas i to go nie usprawiedliwia.
- Mylisz się. Wiem co czuł, traktowany jak nic nie warty śmieć, wiesz kto mu to zrobił? Ludzie, dlatego tak bardzo chciał stać się królem. Może gdyby...
- Wypaliło ci mózg? - Zapytała zdenerwowana. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony delikatnie się odsuwając. Blondwłosa usiadła mierząc Salamandra wrogim wzrokiem.
- Słucham? - Zadał pytanie nie będąc pewnym co usłyszał.
- Jak możesz go bronić? 
- Każdy człowiek jest dobry, ale nie każdy na tyle silny by znieść ból przeszłości.
- Ale...
- Tak mówiła moja mama. - Dodał krótko wstając. Coś wewnątrz niego podpowiadało aby wyszedł nim pokłócą się na poważnie. Ubrał jakieś spodnie i bluzę po czym opuścić pokój zostawiając Heartfilię samą. - Zrozum, większość która mnie krzywdzi ma dobre zamiary. To ja jestem tym złym. - Powiedział sam do siebie schodząc na dół.
- A ty gdzie? - Zapytała Erza odprowadzając przyjaciela wzrokiem. 
- Przewietrzyć się, zaczerpnąć powietrza, rozprostować nogi. Cokolwiek. - Ostatnie słowo powiedział z irytacją w głosie. Wyszedł, trzaskając drzwiami. 
- Uuu..musiało być grubo. - Dogryzł złośliwie Fraud. Skierowali wzrok na schodzącą Lucy, od której co najmniej nie emanowała pozytywna energia.
- Lu-chan o co chodzi? - Zapytała przestraszona Levy.
- O co? Mózg mu do końca wypaliło o ile wcześniej tam był. - Wykrzyczała zbulwersowana. Erza spoglądała na nią zadziwiona. O co mogli się pokłócić dzień po przebudzeniu Salamandra. Jellal stanął obok Scarlet obserwując sytuację.
- Coś czuję, że oni się dopiero rozkręcają. - Oznajmił już załamany tym co się będzie działo. Oparł czoło o ramię ukochanej cicho wzdychając. Dziewczyna wypuściła powoli powietrze, przewracając oczami.
- Teraz to dopiero będzie wojna. - Podsumowała krzyżując ręce na piersi. 

* * *

Szedł brzegiem plaży czując chłodną wodę muskającą swymi falami jego stopy. Buty położył gdzieś na piasku, a długie spodnie podwinął do kolan. Zimny wiatr targał jego o wiele dłuższe włosy. Grzywka odsłoniła czoło a zazwyczaj zasłaniające kosmyki twarz zwiewały w tył. Potrzebował czasu na przemyślenia po tym wszystkim co się ostatnio działo. Zbyt wiele o sobie ujawnił, zbyt wiele faktów się dowiedział. Spojrzał na srebrzysty księżyc odbijający się w lustrzanym kształcie morskiej wody. Wygiął kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Dawno temu żył smok, który zakochał się w księżniczce- Powiedział cicho spuszczając głowę w dół. Kątem oka widział długie różowe włosy powiewające jak fale oceanu. 
- To piękna historia. Chciałam ci ją opowiedzieć, kiedy dorośniesz. No cóż życie składa nam wiele niespodzianek i niestety nie zdążyłam. Wiesz co najbardziej lubiłam w całej opowieści? - Zapytała swoim melodyjnym głosem z uśmiechem spoglądając na syna.
- Co takiego? - Jej widok sprawiał że łzy same zbierały mu się do oczu.
- Koniec. Kończyła się pięknymi słowami. 
- Jakimi?
- "I żyli długo i szczęśliwie" nie tymi słowami kończy się ta bajka. Podam ci prawdziwe zakończenie. Ich losy toczyły się dalej, przeżywali przygody, zwiedzali otaczający ich świat. Wzbijali się na rozpostartych szeroko szkrzydłach smoka i gnali ku górze aby sięgnąć gwiazd, które spełnią ich marzenia. Spójrz nocą w niebo by ujrzeć na srebrzystej osłonie księżyca historię, która zapoczątkowała naszą magię.
- Piękne. - Skomentował szpetem. - Jednak nic nie widzę. - Znów spoglądał w niebo z nadzieją że zobaczy coś takiego. Hana zrobiła krok w przód stojąc plecami do Dragneela. Splętła dłonie z tyłu uśmiechając się słodko. Odwróciła delikatnie głowę.
- A czy rozwinąłeś swoje skrzydła? - Zadała zagadkowe pytanie, Natsu spojrzał na nią zdziwiony nie za bardzo to rozumiejąc. - Ta bajka tak naprawdę jest legendą, ta dwójka rozpoczęła historię magii. Nitk nie wie jak ona się skończyła, ale teraz to wy trzymacie pióro pisząc własne zakończenie. Ja swój rozdział napisałam. 
- Więc kto był przed tobą i Ig...tatą? - To wszystko naprawdę go intrygowało. 
- Nie wiem, zapytaj się Igneela. - Odwróciła się stojąc z nim twarzą w twarz. Przyłożyła drobną dłoń do ciepłego policzka chłopaka przymrużając powieki. - Wiesz w dłuższych włosach jeszcze bardziej go przypominasz.  
- Nie ma go. Obiecał że wróci. - Oznajmił smutno. Zauważył jak kobieta uśmiecha się szeroko zamykając oczy.
- A kto powiedział, że przy tobie nie był? - Zatkało go.
- Jak to?
- Kiedy byłeś w śpiączce wrócił i siedział przy tobie dzień w dzień. Niestety znów czas mu się skończył, ale cały czas się obwinia. Musisz mu się pokazać. - Opowiedziała krótko. Naprawdę żałowała, że nie mogła być teraz razem z nimi. Ale w końcu miała powód do dumy, uratowała i jego i swojego męża. Dlatego wciąż potrafiła się uśmiechać. Odwróciła się przodem do morza pozwalajac żeby mała fala zmoczyła jej białą sukienkę, a raczej przebrnęła przez nią.
- Właściwie dlaczego dałaś mi na imię Natsu? - Zawsze go to ciekawiło, a w końcu miał okazję porozmawiać z nią dłuższy czas. Teraz nie miał dokąd wracać.
- Czy musiałam mieć powód? - Spojrzała na jego lekko rozbawioną twarz po czym sama się zaśmiała. Albo raczj przypominało to chichot. - No dobrze, wygrałeś. Lato to piękna pora roku, słońce, kwiaty. To takie ciepłe i miłe. Nie da się powiedzieć Natsu by brzmiało wrogo. Lato...było porą powstania magii. - Różowowłosy zaśmiał się unosząc głowę wysoko ku górze. Poczuł jak woda moczy skrawki jego spodni. 


- Więc skoro to było takie dobre to czemu ja...jestem jakimś potworem?
- Tylko ty tak uważasz. Gdybyś zobaczył siebie jako kogoś dobrego świat wydawaby się o wiele piękniejszy. Doceń w końcu siebie. - Poczyła go z poważną miną. 
- To zbyt trudne. Jeszcze teraz ta kłótnia z Lucy. Nie dam rady, te blizny...tak bardzo palą. Moje organy wewnętrze, wszystko jest zniszczone. - Kiedy to powiedział naprawdę mu ulżyło. Nie chciał tych blizn, zniszczenia organizmu, chciał normalnego życia. 
- Nigdy nie chciałam żebyś cierpiał. Wiem, że cię boli ale...jesteś silny. Z Lucy wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Wyszeptała przez łzy.
- Szkoda, że nie jesteś przy mnie naprawdę. 
- Zawsze jestem...tutaj. - Przyłożyła dłoń do jego serca czując głośne, gorące bicie. Chłopak przyciągnął ją do siebie czule obejmując. Była o niego o głowę niższa. Uśmiechnęła się szeroko wydając ze strun głosowych głośny chichot. Dragneel również przyozdobił twarz szerokim uśmiechem. - Pamiętaj, zawsze możesz rozłożyć skrzydła.
- Jeszcze nie jestem gotowy.
- Nie mogłam ci tego powiedzieć, ale wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję. - Jej ciało robiło się co raz bardziej przezroczyste. - Proszę, nie odchodź.
- Zawsze lubiłeś moje kołyskanki, Natsu. - Dodała całkowicie znikając w złocistych kropelkach wody. Salamander czuł jak łzy moczą jego jeszcze bardziej widoczne kości policzkowe. Oplótł swój brzuch ramionami wciąż czując jej obecność. Upadł na kolana pozwalając aby zimna woda chlusnęła wprost na niego. 
...

Wracał już do domu idąc brzegiem stromej ścieżki. Spoglądał na swoje stopy jak jedna za drugą stawia ostrożne kroki. Nie orietnował się ile czasu spędził na plaży, która godzina jest teraz ale jakoś nie ruszało go to zbytnio. Widział jedynie srebrzysty, duży księżyc. Poczuł silniejszy powiew wiatru przez co impulsywnie się odwrócił. Zobaczył kątem oka ciemno-czerwone mignięcie i głośne machnięcia skrzydeł. 
- Igneel? - Zapytał cicho, jednak nic więcej nie zobaczył. 
Rozmawiał z Haną, widział Igneela, obudził się z półrocznej śpiączki...tyle się wydarzyło przez jeden dzień. Uśmiechnął się delikatnie zaczesując włosy w tył. 
- Życie składa nam wiele niespodzianek co? - Zacytotwał słowa matki. Póki co otrzymał 
same szczęśliwe, kłopoty dopiero się zaczną.

* * *

3 miesiące temu.
Igneel siedział przy nieprzytomnym synu spoglądając na niego cały czas. Nie mógł wybaczyć sobie tego co zrobił lub raczej tego czego nie mógł zrobić. Nie było go w momencie kiedy jego dziecko najbardziej potrzebowało pomocy. Skrył twarz w dłoniach opierając łokcie o kolana. Ścisnął mocno swoje włosy, prawie je wyrywając. Czuł złość, nienawiść do samego siebie. Z ledwością powstrzymywał łzy przez wypłynięciem.
- Obiecuję wszystko naprawić, tylko się obudź. - Wyszeptał patrząc przez łzy na różowowłosego. Jego spokojna twarz była tak przerażająca. Przysiągł, że odnowi ich relacje, spędzi z nim tyle czasu ile trzeba. Pragnął jedynie by on żył. Stracił już Hanę, nie zniósłby utraty Natsu. Co z niego za król skoro nie potrafi uratować własnej rodziny?
- Co ze mnie za ojciec? 
- Wszystko będzie dobrze, Igneel. - Wyszeptała cicho Hana obejmując czerwonowłosego drobnymi ramionami. 
Sorka za zwlekanie ale nie mam internetu w domciu T^T Ale rozdział dodaję bo skampiłam wifi. Mam nadzieję że w miarę się udał. Nudny i taki no przesłodzony, ale to wynagrodzenie za to co będzie w kolejnych. Trzymajcie kciuki żeby mi internet oddali! 

6 komentarzy:

  1. Niewierzę! Pierwsza! W końcu! Ale wracając... Rozdział jest cud-miód-malina i NaLu!! wspaniałe podsumowanie Erzy: "Mam wrażenie, że dopiero się rozkręcają". Pękne. Muszę nauczyć się tak pisać!
    Ania *w*

    OdpowiedzUsuń
  2. O rajciu!!! Jak przeczytałam: "no dawaj. Zjem z tobą" to łzy pociekły mi ciurkiem po policzkach. Cudowne!!! I wcale nie jest przesłodzony!!!

    W ogóle jestem zła, bo nie dostałam informacji na Google+, że dodałaś kolejny rozdział. Weszłam z głupoty i co widzę??? Kolejny, fantastyczny, długi rozdział!!! Jestem wzruszona do głębi. Wiem, że nie szykujesz im łatwej przyszłości, ale mam nadzieję, że mogę liczyć na jakieś cieplejsze momenty w ich wspólnym życiu. Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj. Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Zapraszam do mnie na bloga. http://nalu-love-forever.blogspot.com. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyszłam Cię podenerwować... Ale zostałam wyprzedzona. .-.
    Mam zaszczyt nominować Cię do Liebster Award~! Więcej informacji u mnie~


    Tak btw. Rozdział jak zawsze zadymisty. :'3
    Ryczałam. ;w;
    Skomentowałabym szybciej, ale jestem leniem z natury. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohayo :) Zajebiaszczy blog i tak to wiesz ale ja tu w innej sprawie :)

    Bowiem zostałaś nominowana do Liebster Blog Award zapraszam :

    http://memoriesfairy-tail.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Yo! Jak tak czytałam twojego bloga to mało co nie dostałam zawału z ekscytacji tymi wspaniałymi rozdziałami. Rozdział tak jak słowa jednej piosenki: MIÓD MALINAAAA!!! XD (wiem jestem nienormalna xd)
    SPAM:
    fairytailhistoriavity.blogspot.com
    Bardzo przepraszam że ci tak spamuje ale mam nadzieję że ci się spodoba :> :<
    Pozdro. i śle weny!
    ~Vita Blake.

    OdpowiedzUsuń